Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wasilków. Jan Kruszewski od kapeli

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Jan Kruszewski ze swoją osobliwą gitarą
Jan Kruszewski ze swoją osobliwą gitarą
Jan Kruszewski z Wasilkowa, postać to znana i lubiana, twórca wiecznie młodej kapeli, ale i świadek historii. Zadziwia grą, pogodą ducha i fascynuje opowieściami. Com usłyszał i zapamiętał, to Państwu przekażę.

Urodziłem się w 1928 roku na Podmościu, jako trzeci w rodzinie, w pobliżu mostu nad Supraślą - opowiada Jan Kruszewski. - Wasilków to było i przed wojną miasto, ale z dala od rynku czuło się w obejściach wiejskie klimaty. Piłkę kopaliśmy na ulicy Jurowieckiej (Romanowo), tylko wcześniej trzeba było zagrzebywać koleiny wyrobione przez wozy konne.

Tam też graliśmy w dwa ogniu, ćwiczyliśmy się w skakaniu i bieganiu. Kochana dzielnica, z kasztanem u Jana Ostaszewskiego, wierzbą przy domu Kruszewskiego Aleksandra i jesionem w naszym ogrodzie. Jak się na niego wdrapałem, to mogłem podglądać spacerujące pary, całujące się też. A na posesji Ostaszewskich stała studnia z wodą dobrą pod każdym względem.

Najważniejsze, że żyliśmy jak jedna rodzina, często z polecenia mamy biegałem do sąsiadów, by coś pożyczyć. W szkole uczyłem się z dziećmi żydowskimi, mieszały się słowa, każde święto było dobre, by zażyć radości.

Pamiętam wybuch wojny, huk bomb spadających na stację kolejową. W pobliżu przejechali polscy ułani, tak na pożegnanie wolnej Polski. Niemcy pobyli krótko, na dłużej zostali Rosjanie. Zaczęło wszystkiego brakować, ludzie zaczęli się bać, trzeba było dobrze uważać na słowa.

Od kolejnych wywózek uratowali nas w czerwcu 1941 roku Niemcy, by szybko pokazać swoje charaktery i wprowadzić barbarzyńskie nakazy. Pojawiło się nowe miasteczko dla Żydów, ogrodzone w kwadrat płotem, morzone głodem. Trwało do jesieni następnego roku. Mam przed oczyma furmanki z wywożonymi nieszczęśnikami. Jeszcze nie na śmierć, ale pobyt w getcie białostockim był tylko przystankiem do Treblinki.

Długo można opowiadać o wojennych tragediach, pomieszało się w ten czas w wielu ludzkich głowach, zapominano o przykazaniach Bożych, co raz dochodziły wieści o zabitych. Jedni znikali, inni przybywali. Na ten przykład w fabryce włókienniczej, gdzie remontowali działa przeciwlotnicze, pracowało dwóch oficerów rosyjskich, co przystali do Niemców. Jeden z nich ładnie grał i śpiewał czastuszki, ma się rozumieć świńskawe.

Tak to było, w tamte lata płacz mieszał się ze śmiechem, trafić można była na dobrych i na złych ludzi. Dopadały i mnie trudne chwile. Za ojca poszedłem boso kopać torf, cięły komary, popękała skóra na rękach. Zlitował się nad nade mną żandarm - Mazur, dał gliceryny.

Gitara

Kupiłem ją za "pierwszego Sowieta" w kooperatywie, umieszczonej w przedwojennym sklepie "Społem". Dałem za nią 107 pustych ćwiartek po wódce. A gry nauczył mnie Żyd. My mieszkaliśmy przy ulicy Białostockiej 72, róg Jurowieckiej, a on przy Białostockiej 51, czyli byliśmy sąsiadami z naprzeciwka. Miałem wszystkiego 13 lat. Gram do dziś na "ruskim stroju", wszystko i dla wszystkich. Jeszcze dodam, że ten Żyd był za Polski nauczycielem strojnych instrumentów w naszej szkole. Miał starą już matkę. Na dwa, może trzy dni przed ich odejściem do getta, zaniosłem wieczorem trochę jedzenia.

Ojciec - Kazimierz - był małorolny, szczęśliwie jednak kartofli starczało, mleko też mieliśmy swoje. Jak już chciałem wracać, to ta stara matka powiedziała do mnie, bym wziął wagę, co stała w sieni. Ona już im nie była potrzebna, a mnie służyła długo i trzymam ją nadal.

Mam inną jeszcze pamiątkę związaną z wasilkowskimi Żydami. To łom do rozwalania lodu. Jak nastawała wiosna, takimi łomami rozbijano kry przy drewnianym moście. Niemcy do tej ciężkiej roboty gonili Żydów. Jednemu z nim łom wpadł do rzeki, było dużo krzyku i bicia, widziałem wszystko i słyszałem. Kiedy woda opadła, to zanurkowałem i wydobyłem narzędzie. Stoi sobie bezrobotny ten łom, most mamy solidny, a i zimy słabsze.

Kapela

W powojennym Wasilkowie największe wzięcie miała Emilka. Nie była to bynajmniej strojna i bogata panna, ale Zakłady Przemysłu Wełnianego im. Emilii Plater, wydzielone z dniem 1 stycznia 1951 r. z białostockich fabryk im. dyr. Sierżana. Modernizowano je, w 1970 roku włączono do produkcji nowoczesną przędzalnię, a w 1975 nową farbiarnię. Było optymistycznie, radośnie, świętowano sukcesy, w tym i 25-lecie istnienia. Korespondent zapisał, że wystąpiła wówczas kapela podwórkowa pod kierownictwem Jana Kruszewskiego (gitara). Grała i śpiewała w składzie: Jerzy Żukowski i Eugeniusz Biegański, Roman Giersimiuk (akordeon), Wilhelm Barszczewski (skrzypce) i Leon Augustynowicz (bandżola). Już wcześniej pan Jan tańczył i śpiewał w chórze, pracował w pionie BHP, działał społecznie, gasił ochotniczo pożary, bywał duszą towarzystwa.

Oficjalnie kapela powstała 28 grudnia 1974 r., zbliża się więc jej czterdziestolecie. Występowała na oficjałkach, uświetniała kolejne Dni Wasilkowa, chodziła w procesji Bożego Ciała, bawiła gości na weselach, festynach i piknikach, zdobywała nagrody na święcie chmielowym w Krasnymstawie. 12 jej członków odeszło na zawsze do krainy wiecznej ciszy, ich miejsce zajmowali nowi, a pan Jan zadziwia nadal siłami wręcz młodzieńczymi. I wszyscy powinni wiedzieć, że "Ma nasze miasto [Wasilków] kapelę własną/ A ta kapela to właśnie my/ Trochę zwyczajna, lecz chyba fajna/ Zaśpiewaj z nami raz, dwa i trzy".

Osobliwości

Skoro o graniu mowa, to Jan Kruszewski opanował i grę na zabytkowym instrumencie o nie do końca pewnej nazwie (mandola? tercgitara? telegitara?, cytra leśna?). Nabył to cudo przed laty za przysłowiowe piwo, miała wtedy tylko jedną struną, teraz posiada komplet dziewięciu, przeszła renowację z pomocą profesorów. Są i skrzypki, kolekcja czapek, bywa "kapelówka", ale to temat poboczny.

Kapela to muzyka plus śpiew, a wszystko zaprawione folklorem podwórkowym. W takim razie równie teksty bywają osobliwe. Wysłuchałem śpiewanej relacji z procesu "samogonnika".

Sędzia odczytał mu wyrok: "Ty bratku nie masz czystego sumienia/ A dzieci twoje nie mają co jeść/ Tyś czystą mąkę na bimber zamieniał/ Za to kary miesięcy masz sześć". Oskarżony prosił o łaskę ("Ja nie mam złotówki na monopolówki") i wskazywał na pospolitość procederu (nawet wójt!). A potem był śpiewany dyskurs o jakości wyrobu.

Dodam też, że pan Jan ma 12 tomów kroniki z 1116 wpisami i laurkami dla dobroczyńców wśród których zauważyłem dyrektorów GOK-u Macieja Żywno i Wiesława Dąbrowskiego. Powstają także wspomnienia i zestaw przydomków mieszkańców Wasilkowa. To ostatnia pasja, to materia delikatna, więc przykłady pominę.

Pora kończyć, czas szybko i przyjemnie mija. Za rok wspomniany jubileusz, może z seniorem zechcą wystąpić razem: wnuczka Iza (tańce cygańskie), prawnuczka Anetka (pianino) i prawnuk Mikołaj (szkoła muzyczna), a prawnuczka Marysieńka (też muzykalna!) ma dopiero dwa latka. Tak powstanie kapela podwórkowo-familijna!

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny