Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polscy Niemcy walczyli dla Hitlera przeciwko Polakom

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Walter Krupiński. Jak wielu Polaków z mieszanych małżeństw musiał służyć w niemieckim wojsku – był pilotem w Luftwafe.
Walter Krupiński. Jak wielu Polaków z mieszanych małżeństw musiał służyć w niemieckim wojsku – był pilotem w Luftwafe.
Byli Niemcami, ale od wieków żyli w Polsce i Polskę uważali za swoją ojczyznę, a jednak kiedy wybuchła wojna zostali zmuszeni walczyć przeciwko Polakom. A często mieli tylko korzenie niemieckie, matkę czy ojca Niemców, i to już wystarczyło, by znaleźli się w armii hitlerowskiej. Takie dramatyczne historie miały miejsca i w mojej rodzinie - opowiada Jerzy Szóstko.

Służba w Wehramachcie była przez lata tematem wstydliwym dla rodzin, ale i bolesnym, gdyż wielu młodych ludzi zginęło w imię nazistowskich interesów, z którymi nigdy się nie utożsamiali. Ich dramat pogłębiał też fakt, że przed wojną, żyjąc w III Rzeszy często byli represjonowani i dyskryminowani za swoją polskość, a na wojnie musieli uczestniczyć w bratobójczych walkach, m.in. przeciw oddziałom Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz ludowego Wojska Polskiego na froncie wschodnim - pisze prof. Ryszard Kaczmarek w książce "Polacy w Wehrmachcie". Szacuje, że nawet do pół miliona polskich obywateli mogło służyć w niemieckich siłach zbrojnych w latach 1939-45.

Najbardziej dramatycznym paradoksem tej historii było strzelanie do siebie Polaków po dwóch stronach jednego frontu. Tak było pod Monte Cassino i wszędzie tam, gdzie pojawiły się oddziały polskie, a więc od frontu północnoafrykańskiego, poprzez Włochy, Francję i Związek Radziecki.

O tym problemie opowiada nam na przykładzie swojej rodziny Jerzy Szóstko. - Białystok od dawna był miastem wielonarodowościowym. Mieszkali Polacy, Żydzi, Rosjanie, Białorusini, Litwini, Ukraińcy, Tatarzy, ale i sporo NIemców. Nie było pomiędzy nimi poważniejszych konfliktów czy waśni. Mieli swoje świątynie, cmentarze. Żenili się też między sobą. Kiedy zdarzały się nieporozumienia, nie traktowano ich poważnie, rozwiązywano we własnym gronie. Jako dziecko wychowywałem się w takiej atmosferze, miałem kolegów różnej narodowości i nie stanowiło to dla nikogo z nas żadnego problemu - podkreśla pan Jerzy. Jednak wojny, zwłaszcza ta w 1939 r., zrobiły swoje. Po podpisaniu paktu Ribbentrop - Mołotow 23 sierpnia 1939 r. i ustaleniu podziału Polski, Hitler wiedział, że wcześniej czy później zerwie ten pakt. Dlatego też powiadomiono urzędowo mieszkańców wschodniej Polski, którzy byli pochodzenia niemieckiego, że mogą wraz z rodzinami opuścić Polskę i udać się do Niemiec. Dużo osób, mieszkających w Białymstoku tak właśnie zrobiło, w tym część kuzynów mojej mamy. Ale inni nie chcieli ryzykować i jechać w nieznane. Tu mieli domy, rodziny, ustabilizowane życie. Od pokoleń przecież żyli w Białymstoku, to miasto traktowali jako swoje, tu była ich ojczyzna. Poza tym w wielu przypadkach były to rodziny mieszane, mąż Polak, żona Niemka, czy odwrotnie. Po zerwaniu paktu przez Hitlera, 22 czerwca 1941 r. Niemcy napadły na Związek Radziecki. Zaskoczenie było całkowite, Stalin tego się nie spodziewał. Armia Czerwona w popłochu uciekała z Polski. Tereny wschodnie znalazły się pod okupacją hitlerowską. Niektórzy Niemcy, którzy opuścili Białystok w 1939 r. wracają do Białegostoku, do swoich domów. Niestety tu czeka ich przykry obowiązek. Bo oto rozpoczyna się pobór do wojska. I dramat dla wielu młodych mężczyzn, mających korzenie niemieckie. Muszą iść na wojnę. Wszelkie próby odmowy stawienia się oznaczały sąd wojenny i wyrok śmierci.

Takie dramatyczne historie miały miejsca i w mojej rodzinie. Młody kuzyn mamy, 22-letni ledwie chłopak zostaje wcielony do Wehrmachtu, mimo że rodzina miała obywatelstwo polskie, a on był harcerzem, od dzieciństwa wychowywany w patriotycznych ideałach miłości do Polski. Niestety doszukano się, że ojciec posiadał niemieckie pochodzenie. Zginął pod Stalingradem, dwa lata później. Ach, jaka to była tragedia dla wszystkich.
Szwagier mamy Władysław z kolei będąc w polskim wojsku, po klęsce kampanii wrześniowej został wzięty do niewoli. A ponieważ odkryto jego koligacje niemieckie, to Niemcy od razu wcielili go do Wehrmachtu, nie było dyskusji. Front, walki z Sowietami i trafił do rosyjskiej niewoli. Opowiadał później, że podczas przesłuchania oficer rosyjski nie mógł zrozumieć.

- Kakoj czort. Ty Polak, Giermaniec czy Ruski - pytał. - Ewangelik - odparł stryj zgodnie z prawdą. No i w rezultacie, znając dobrze rosyjski i niemiecki, stryj został tłumaczem w Armii Czerwonej. Takie to były powikłane losy tych ludzi.

Starszych mężczyzn brano do rezerwy. Otrzymywali mundur, hełm, plecak, maskę przeciwgazową, buty oraz pas z bagnetem. Szkolono ich w lesie, na Pietraszach. W tej grupie znalazł się i drugi mój stryj, starszy brat Władysława. On dostał przydział do jednostki przeciwlotniczej.
A ja sam jako dziecko pamiętam dość osobliwe zdarzenie, też poniekąd związane z tym problemem, chociaż już o wydźwięku bardziej humorystycznym. Było upalne lato 1943 roku, wieczór, okna w domach pootwierane. Andzia, nasza młoda sąsiadka szykowała się do snu. Nie zdając sobie sprawy, że jest widoczna z ulicy, rozebrana do pasa myła się w miednicy. Ulicą przechodził żołnierz, powracający z przepustki. Na widok ponętnej dziewczyny, przeskoczył płot, podszedł do okna, a następnie wszedł do środka. Krew nie woda, pewnie liczył na łatwą znajomość. Andzia, przestraszona, nie tracąc jednak zimnej krwi, zasłoniła się ręcznikiem, uskoczyła w bok i pędem przybiegła do nas. Ja już kładłem się spać. Nagle słyszymy walenie do drzwi, tato otwiera, widzi prawie nagą sąsiadkę a za nią Niemca, który macha rękami, jakby chciał coś wyjaśniać. Tata nie namyślając się łapie go za kołnierz i sadza na kufer. Mama gani go po niemiecku, on oczy wytrzeszcza i zaczyna się usprawiedliwiać - po polsku! - że nie miał złych zamiarów, nie zamierzał skrzywdzić dziewczyny. Okazało się, że jest Polakiem z Poznania, a był w Wehrmachcie, bo jego dziadek miał niemieckie korzenie.

Kiedy po latach przebywałem w Niemczech na zaproszenie swego kolegi z młodości, poznałem więcej takich historii. Andrzej Poprawski z Bad Hersfeld opowiadał mi o ciekawym wydarzeniu podczas wojny na terenie Francji. Jego sąsiedzi, którzy mieszkali na Śląsku, też oczywiście zostali wcieleni do Wehramchtu. Podczas ataku na pozycje niemieckie, Anglicy zdobyli duży budynek. Dwóch młodych chłopaków, by nie uczestniczyć w walkach postanowiło schować się na strychu. Znaleźli ich potem Anglicy, którzy przeszukiwali budynek. I wtedy w desperacji jeden powiedział do drugiego, po polsku: Chcieliśmy się ratować, a teraz czeka nas czapa. Słysząc to żołnierz w mundurze angielskim zdziwiony spytał, też po polsku, bo był Polakiem: - To wy jesteście Polakami? Zaskoczeni odpowiedzieli, że tak. To ich uratowało.

W latach 90, będąc kolejny raz w Niemczech, poznałem polskiego oficera por. Cezarego Keisera, który również służył w Wehrmachcie, a przed wojną mieszkał w Łodzi. On też wspominał wiele podobnych zdarzeń z wojny. Między innymi o swoim znajomym, znakomitym pilocie Walterze Krupińskim. Jego matka była Niemką a ojciec Polakiem, a on musiał służyć w Luftwaffe.

Znamienny jest też przypadek Otto Schimke, młodego Austriaka. Będąc w plutonie egzekucyjnym, który miał wykonać wyrok śmierci przez rozstrzelanie, odmówił wykonania rozkazu. Dowódca widząc, że padły strzały, a stojący przed nim żołnierz wciąż żyje, sam wyciągnął z kabury pistolet i strzelił mu w głowę. A Otto Schimke sąd wojskowy skazał na karę śmierci.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny