Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motocykliści w obronie Białegostoku

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Stary motocykl Puch
Stary motocykl Puch internet
W zasobach archiwalnych i muzealnych znajdują się cenne relacje, które czekają cierpliwie na badaczy. Niektóre zasługują na niezwłoczną publikację ze względu na wyjątkową atrakcyjność. Przykładem może być wspomnienie Wacława Paradowskiego ze zbiorów białostockiego Muzeum Wojska.

We wrześniu 1939 roku zgłosiłem się ochotniczo do tworzonego z mieszkańców Białegostoku Oddziału Motocyklistów. Miałem wówczas 43 lata i nie podlegałem mobilizacji. Oddział nasz zakwaterowany był w budynku Szkoły Rzemieślniczej przy ul. Lipowej 37 (obok budynku Wojskowej Komisji Rejonowej). Dowódcą naszego Oddziału Motocyklistów był kpt. Grygorczuk z WKR Białystok (był również sierżant z WKR).

Nieznana formacja

W oddziale było 17 motocykli cięższych, w tym kilka z przyczepami (koszami). Były również lekkie motocykle "Puch" w ilości, której nie pamiętam. Każdy ochotnik zgłaszał się z własnym motorem. Ja miałem motocykl nowoczesny BSA i podobnie jak pozostali zostałem łącznikiem. Otrzymaliśmy broń w postaci pistoletów oraz granaty (niektórzy mieli tylko granaty). W naszym oddziale było dwóch ochotników pochodzenia żydowskiego. Zadaniem naszym było:
- rozwożenie rozkazów, meldunków i zarządzeń;
- rozpoznawanie po bombardowaniach, czy nie zniszczone zostały mosty;
- dowożenie materiałów wybuchowych do zniszczenia mostów;
- wykonywanie innych poleceń dowództwa obrony Białegostoku".
Przyznaję, że o takim oddziale nie słyszałem. Jego powstanie świadczy nie tylko o patriotycznej postawie ochotników białostockich, ale również o aktywności miejscowych motocyklistów. Wiemy, że urządzali pokazy i rajdy, byli dumni ze swoich "rumaków". Domyślać się można, że myśl o stworzeniu oddziału powstała przed wojną i jest to dowód na istnienie przyjaznych kontaktów naszych dzielnych motocyklistów z przedstawicielami kadry wojskowej.

Białystok zagrożony

"Wysunięte stanowisko dowodzenia dowództwa obrony Białegostoku (ppłk Zygmunt Szafrankowski, kpt Kosiński i inni) znajdowało się w budynku Rzeźni Miejskiej przy szosie warszawskiej (róg ulicy Hetmańskiej). Jeździłem z różnymi zadaniami do Żółtek, gdzie zawiozłem trotyl (ładunki wiertnicze) do wysadzenia mostu. Oddałem je sierżantowi, gdyż dowódcy nie było. Mówiono, że pojechał do Kruszewa, gdzie przy następnym moście była placówka. Do Białegostoku dotarła wiadomość, że Niemcy przeszli przez most w Kruszewie. W jej następstwie wydano rozkaz wycofania się ubezpieczenia z Żółtek. Okazało się jednak, że Niemcy, którzy przeprawili się przez rzekę, zostali przez polską placówkę wzięci do niewoli.
Na Wysokim Stoczku broniła się kompania piechoty. W budynku na wzgórzu (w piwnicy, gdyż budynek był zburzony), mieściło się gniazdo ogniowe broni maszynowej. Wzgórze porośnięte było drzewami (sosny). W poprzek drogi wykopano rów przeciwczołgowy. Teren przed wzgórzem był zabagniony. Przy szosie rosły duże wierzby, co dawało osłonę nacierającym Niemcom.
Jeździłem również do Zabudowa z rozkazami. Po drodze w Zwierkach widziałem naszych ułanów ze szwadronu zapasowego. Osłaniali oni miasto z tamtego kierunku. Z 14 na 15 września zabity został tam starszy oficer niemiecki (major), który jechał samochodem."

Nie mogę się nadziwić, że te szczegóły nie weszły do tej pory do opisów zdarzeń wrześniowych poprzedzających zajęcie miasta przez wojska niemieckie. Najbardziej zaskakuje informacja o stanowisku dowodzenia obroną Białegostoku w gmachu rzeźni miejskiej (obecnie okolice Auchan). Czy rzeczywiście wzgórze było porośnięte sosnami? Pamiętam opowieść jednego z obrońców, że wierzby (zmienione w metalowe jako element pomnika zwanego Redutą Białegostoku) dawały osłonę żołnierzom polskim. Obronę stanowił formalnie batalion marszowy, ale o sile rzeczywistej kompanii.

15 września 1939 roku i dni następne

"Kpt. Kosiński zginął 15 września w rejonie Rzeźni Miejskiej, kiedy wraz z innymi wyjechał samochodem po otrzymaniu wiadomości, że Wysoki Stoczek został opanowany przez Niemców. Wyjeżdżający samochód Niemcy ostrzelali z broni maszynowej zabijając kpt. Kosińskiego. Przestrzelone zostało również koło samochodu. Pozostali (bez powietrza w kole) odjechali w kierunku Wołkowyska. Po drodze naprawiono samochód, gdyż sam przywiozłem zapasową dętkę.

Sam również wycofałem się z dowództwem do Wołkowyska. Wracając po kilku dniach - 19 IX 1939 roku do Białegostoku zostałem przez Niemców zatrzymany, zabrali mi motocykl i mimo że byłem w kombinezonie i miałem cywilne dokumenty, zostałem dołączony jako jeniec do grupy żołnierzy polskich oraz doprowadzony do Punktu Zbornego Jeńców, który mieścił się w Szkole (Powszechnej) nr 1 (obecnie III LO). W Punkcie Zbornym Jeńców nadzór sprawowała żandarmeria niemiecka. Cały budynek wypełniony był jeńcami (wojskowi i cywile) oraz plac szkolny.

19 wrześnie wieczorem przyprowadzono grupę kilku mężczyzn (7 - 10), w tym harcerza Siedleckiego (dobrze znałem jego ojca) z rękami podniesionymi do góry, co świadczyło, że byli traktowani surowo. Rano 20 września cała ta grupa około 8 ludzi (cywile) została rozstrzelana na dziedzińcu szkoły. Rozstrzeliwali żandarmi, a po salwie oficer niemiecki dobijał z pistoletu".
Zupełnie inaczej opisywano dotychczas okoliczności śmierci kpt. Tadeusza Kosińskiego oraz odwrót Polaków z pozycji na Wysokim Stoczku. Potwierdza się natomiast, że nie była to bitwa, a jedynie walki obronne przy małym zaangażowaniu sił z obu stron. Wbrew krążącym jeszcze opowiastkom Niemcy nie dysponowali czołgami i nie było nalotów bombowych na pozycje polskie. To w niczym nie umniejsza faktu, że powinniśmy być dumni z podjęcia decyzji o stawieniu oporu, bo według obowiązujących planów nie przewidywano obrony Białegostoku. Nie były to zatem walki o utrzymanie miasta za wszelką cenę, nie miały one praktycznie żadnego wpływu na przebieg działań frontowych, bo Niemcy skierowali główne siły spod Wizny na Brześć nad Bugiem. Był to natomiast czyn wynikający z wysokiego morale żołnierzy i ich dowódców, przejaw umiłowania wolności i doceniania honoru, o którym tyle przecież mówiono w okresie pokoju w mieście i w garnizonie.

Powrócić trzeba będzie do obozu przejściowego w ówczesnej szkole nr 1 i okolicznościach śmierci druha Wacława Siedleckiego.

Dziękuję mgr. Łukaszowi Regulskiemu za pomoc w odszukaniu relacji Wacława Paradowskiego. To nazwisko zostało zapisane i w wersji Paradowicz, zamieszkały przy ul. Zwierzynieckiej 92. Czy żyją krewni członka Ochotniczego Oddziału Motocyklistów? Jeśli tak, to poproszę o kontakt i o zdjęcia. Co dalej działo się z autorem? Jego relacja została wpisana do zasobu Muzeum Wojska 28 października 1987 r., ale mogła być złożona wcześniej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny