Podczas gdy większa część Polski będzie podrygiwała przy zespole Weekend, prawdziwi rockersi już ćwiczą mięśnie szyi, by w szalonym headbangingu wtórować energii Anti Tank Nun. Niby melodia "First Spark" lekko kojarzy się z frazami starego Black Sabbath, ale Titusowa wściekłość i melorecytacje szybko zabijają takie skojarzenie. Rasowy rock and roll o silnym metalowym zabarwieniu zaczyna swój taniec.
Tytułowy "Fire Follow Me" to nawalanka w stylu godnym tuzów sceny heavy. I do tego ten niepowtarzalny sposób interpretacji Titusa. Jak można nie lubić tego starego kwasożłopa? I wreszcie Gwadera, który z maestrią Joe Satrianiego wypluwa ze swojej gitary serie wirtuozerskich nut, ale i sprytnie podciąga struny.
Trzecia "Sake Crazy" zaczyna się od porządnych mrocznych riffów, by zamienić się ciężko rzężącą młockarnię napędzaną energią Judas Priest. A gitary starszaka i młodziaka gadają ze sobą genialnie i znów Titus zawodzi na najwyższych obrotach.
Nieco klasyczniej brzmi "Hurricane Kazz". Ale już bridge w tej piosence przypomina, ze od czasów Motley Crue minęło lat 30. Ale rock and roll wciąż jest tak samo młody.
Ha, są i gitary akustyczne. Niepokojący klimat wypełnia pierwszą część "Under the Big Black Tent". Titus w roli producenta nie ograniczał się tylko do łojenia. Dał słuchaczom czas na oddech i podstępnie ukradł ich dusze.
Na siłę w intro do "Iron MIdget" można usłyszeć echa "Iron Mana", ale czy coś w tym złego. Titus niezgorzej świruje wokalnie, a cały Anti Tank Nun sunie jak ultraciężki czołg roznosząc wszystko w pył. I znów mamy w środku niemal epicką melorecytację. Taka płyta nie może się znudzić, a koncertowe wersje będą killerami.
Za to w "Canal Street" Anti Tank Nun flirtuje ze stoner rockiem. I dobrze. Dzięki gitarom i głosowi mamy materiał spójny, a jednocześnie nie monotonny czy nużący.
"Hanged Man's Diary" ma i elementy psychodelii i metalu, a wszystko w znanym już z Acid Drinkers połączeniu i z wyjącymi gitarami punktującymi frazy. Do tego jeszcze jedna wirtuozerska solówka, daleka od pentatonicznych oczywistości świata blues rocka.
Zapomniane akustyczne nagranie Led Zeppelin z trzeciej lub czwartej płyty? Nie, to tylko folkowy niemal wstęp do "The One Who's Good…". Jest i moc w tej pieśni i powrót do folkowo psychodelicznego klimatu charakterystycznego dla Led Zeps. I to powinno być pompatyczne zakończenie krążka.
Ale, że to tylko rock and roll, album kończy "Killing Times". Z rytmem godnym The Exploited.
Jedno jest pewne, słuchać Anti Tank Nun można, ale zobaczyć ich na żywo - trzeba!
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?