Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksbiznes po białostocku

Karolina Piotrowska [email protected]
Policjanci kilka razy w roku likwidują agencje towarzyskie na terenie całego województwa.
Policjanci kilka razy w roku likwidują agencje towarzyskie na terenie całego województwa. sxc.hu
34-letnia Iwona osiem lat prowadziła agencję towarzyską. Zwerbowała do prostytucji ponad 20 dziewczyn. Umawiała je na spotkania z klientami, zapewniała ochronę i dach nad głową. Pieniądze brał właściciel burdelu.

Iwona właśnie usłyszała wyrok: dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 18 tysięcy złotych grzywny. Sąd orzekł też zwrot pieniędzy, jakie Iwona zarobiła na prowadzeniu agencji - to 117 tysięcy złotych. Prokuratura postawiła jej bowiem dwa poważne zarzuty: udział w zorganizowanej grupie przestępczej, ułatwianie prostytucji i czerpania z tego zysku.

Była prawą ręką właściciela burdelu

Wszystko zaczęło się pod koniec 2002 roku, gdy Iwona poznała Andrzeja Z. i Krzysztofa G. Mówi, że do seksbiznesu trafiła przez biedę. Miała 23 lata. Początkowo sama uprawiała seks za pieniądze, ale Andrzej K. namówił ją, by na siebie zarejestrowała działalność gospodarczą - usługi noclegowe. To była tylko przykrywka, pod którą funkcjonować miała agencja towarzyska, najpierw w Fastach, potem w Białymstoku przy Zwierzynieckiej.

Prokuratura ustaliła, że w czasie, kiedy Iwona była tam szefową, przez agencję przewinęły się 23 dziewczyny, którym ona ułatwiała prostytucję. W większości przyjechały do Białegostoku z małych wsi. W mieście szukały zarobku. Niektóre miały znajomości w półświatku i tak trafiały do burdelu. Inne już wcześniej świadczyły takie usługi w agencjach. Zmieniały tylko miejsce pracy.

Iwona werbowała te kobiety do prostytucji, umawiała spotkania z klientami, organizowała im ochronę. Do jej zadań należało także rozliczanie prostytutek z pieniędzy, których połowę przekazywała właścicielowi burdelu. Stawka za godzinę wynosiła przeważnie 150 złotych, pół godziny - 100 złotych. Seks był dla tych dziewczyn pracą. Ale taką, gdzie płaciło się też surowe kary - nawet kilkaset złotych, np. za picie alkoholu w czasie pracy.

Śledczy ustalili, że agencję towarzyską Iwona prowadziła od końca stycznia 2003 roku aż do daty zatrzymania - do 25 marca 2011 roku. Podobnie jak wiele innych kobiet zamieszanych w seksbiznes, Iwona była prawą ręką Andrzeja K. Bo to mężczyźni zarabiali na prostytucji prawdziwe pieniądze. Ona dostawała początkowo 900 złotych, potem jej pensja wzrosła dwukrotnie.

Według prokuratury, w gangu, w którym była Iwona, działało kilkanaście osób. Dwóch z podejrzanych w śledztwie mężczyzn od lat zajmowało się prowadzeniem agencji towarzyskich w Białymstoku.

Postępowanie przeciwko nim jeszcze trwa. Akt oskarżenia ma trafić do sądu za kilka tygodni.

- Byłam zdominowana przez Andrzeja K. Bałam się odejść, byłam przez niego zastraszana - twierdzi Iwona.

W seksbiznesie tkwiła przez ponad osiem lat. W końcu zaryzykowała i zaczęła współpracować z policją. Ale sama też ponosi konsekwencje.

Małżonkowie skazani za seksbiznes

To nie jedyna historia z prostytucją w tle w Białymstoku. W innych sprawach pozapadały już prawomocne wyroki. I tak w ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał polsko-białoruskie małżeństwo, które prowadziło agencję przy ulicy Rubinowicza. Robert S. usłyszał wyrok dwóch lat więzienia, choć zarzekał się, że wiedzie przykładne życie, pracuje w Londynie, utrzymuje rodzinę. Jego żonę Alenę S. sąd skazał na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Zarzuty prokuratury dotyczyły lat 2005-2007. W tym czasie małżonkowie razem z innymi osobami ułatwiali uprawianie prostytucji kobietom pracującym w agencji przy Rubinowicza.

Wiadomo, że burdel istniał tam od kilkunastu lat. Robert początkowo był ochroniarzem, organizował kobietom pracę, rozliczał pieniądze. Potem awansował. Stał się osobą zarządzającą agencją, ale cześć zarobionych przez dziewczyny pieniędzy przekazywał nieustalonej osobie. 29-letnia Alena była barmanką. Jednak, jak ustaliła prokuratura, nakłoniła też do pracy w agencji co najmniej jedną kobietę. A to już przestępstwo.

W śledztwie małżonkowie odpierali zarzuty. Robert S. odmówił składania wyjaśnień. Jego żona przyznała, że sama pracowała jako prostytutka, ale nikogo nie nakłaniała do tego i nie brała za to pieniędzy. Sąd nie uwierzył.

Śmierć klienta

Z kolei tragedią zakończyła się działalność innej znanej w białostockim półświatku agencji. W lokalu przy ulicy Hetmańskiej brutalnie pobity został tam jeden z klientów. Nie przeżył.

Dziś piętrowy, dość zniszczony dom stoi pusty. A jeszcze kilka lat temu to była kolebka białostockiego seksbiznesu. Były kobiety, alkohol, dobra zabawa.

Klientami agencji przy Hetmańskiej byli Sasza i jego syn Iwan. Pod koniec stycznia 2009 roku Łotysze przyjechali do Białegostoku na zakupy. W hotelu wypili butelkę whisky i pojechali się zabawić. Wieczór upływał im w miłym towarzystwie kilku kobiet. Mieli gest. Zamówili dziewczynom butelkę szampana, a sobie po piwie.

W pewnym momencie Sasza zaproponował jednej z nich, by dała mu swój numer telefonu. - Zarobisz więcej i nie będziesz musiała się z nikim dzielić - miał powiedzieć.

Dziewczyna poszła do kuchni. Tam z kolei, od kilku dni pili alkohol Mariusz S., Jarosław Z., Jakub Ł i Łukasz L. Mężczyźni poszli do salonu, gdzie siedzieli Łotysze. Bo Łukasz L. zdenerwował się, że Sasza chce numer od jego dziewczyny. Łotysz zaprzeczył. 27-latek uderzył go pięścią w twarz. Między mężczyznami doszło do szarpaniny. Do bójki włączyli się pozostali. W pewnym momencie 32-letni Mariusz S. uderzył Iwana prawie nietkniętą butelką z szampanem w głowę. Ale Iwan nawet nie upadł. Nie miał też widocznych obrażeń.

Po chwili wszyscy w zgodzie poszli do kuchni. Saszy leciała wprawdzie krew z brwi, więc dostał ręcznik, by się wytrzeć. Na zgodę wypili wódkę. Łotysze chcieli nawet zapłacić za rozbity stolik, który zniszczył się w trakcie bójki.

Po jakimś czasie ojciec z synem wrócili do hotelu. Iwan pojechał jeszcze taksówką po wódkę, by odkazić ojcu rany. Potem poszli spać. W nocy Sasza wiele razy wstawał, bo syn mocno chrapał. Nad ranem znów się obudził. Podszedł do syna. Iwan nie oddychał. Był zimny. Ojciec pobiegł do recepcji, by wezwać pogotowie. Okazało się, że Iwan zmarł z powodu wewnętrznych obrażeń głowy.

Po kilku miesiącach zapadł wyrok. Sąd wymierzył sprawcom pobicia kary od dwóch do sześciu lat pozbawienia wolności.

- To są tak naprawdę łagodne kary, patrząc na to, co się wydarzyło w tej agencji - podsumował wyrok sędzia.

Grozili śmiercią, zmuszali do seksu

Policjanci kilka razy w roku likwidują agencje towarzyskie na terenie całego województwa. Często ma to związek z przestępczością zorganizowaną.

- Agencji towarzyskich jest dużo mniej, niż jeszcze kilka, kilkanaście lat temu. Zauważamy niejako pewne przekształcenie rynku. Typowe agencje towarzyskie maleją, powstaje coraz więcej tzw. domówek, gdzie usług seksualnych nie świadczy już kilkanaście kobiet, a jedna, czasami dwie - mówi podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy podlaskiej policji.

Kilka miesięcy temu białostoccy policjanci zlikwidowali taką agencję na osiedlu Mickiewicza. Tam w wynajętym mieszkaniu usługi seksualne świadczyły młode białostoczanki.

Ustalenia kryminalnych wskazywały, że dziewczyny werbowane były przez ogłoszenia. Oferowano im pracę w charakterze tancerek erotycznych. Prawda okazała się brutalna. Te dziewczyny, które skusiła praca, zmuszane były do świadczenia klientom również innych usług. Przekonać je do tego miały groźby pobicia i pozbawienia życia. Sutenerzy grozili nie tylko im. Straszyli, że krzywda może spotkać też ich najbliższych.

Na trop alfonsów - czterech mężczyzn w wieku od 23 do 34 lat - wpadli policjanci. Ustalili, że trzech zajmowało się werbowaniem klientów, czwarty był ochroniarzem. Trzej byli także dobrze znani policjantom ze swojej kryminalnej przeszłości. Już wcześniej karani za rozboje, kradzieże, bójki, wymuszenia.

Wszyscy usłyszeli zarzuty czerpania korzyści z uprawiania prostytucji przez inne osoby i ułatwiania im tego procederu. Oprócz ochroniarza, pozostałym przedstawiono zarzuty dotyczące gróźb i w ten sposób zmuszania dziewczyn do prostytuowania się.

- Postępowanie jest nadal w toku - mówi Marek Winnicki, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

Nie wiadomo, kiedy śledztwo się zakończy. Dwaj podejrzani są w areszcie. Pozostali dwaj na wolności za poręczeniami majątkowymi, ale muszą się zgłaszać na policji.

Jak sprawa trafi do sądu, jeden z alfonsów - 29-latek, odpowie też za gwałt.

Niektóre imiona zostały zmienion

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny