Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klub Prognozy. Ochroniarze mieli chronić, nie zabijać

Magdalena Kuźmiuk [email protected] tel. 85 748 95 12
Kilka dni po śmierci Krzysztofa jego najbliżsi wzięli udział w marszu przeciwko przemocy, który przeszedł przez centrum Białegostoku
Kilka dni po śmierci Krzysztofa jego najbliżsi wzięli udział w marszu przeciwko przemocy, który przeszedł przez centrum Białegostoku Wojciech Wojtkielewicz
Ta tragedia poruszyła białostoczan. 25-letni Krzysztof zginął z rąk ochroniarza w popularnej dyskotece, gdzie w Wielkanoc przyszedł z rodzeństwem i przyjaciółmi potańczyć. Do sądu trafił właśnie akt oskarżenia przeciwko bramkarzom z klubu. Niedługo ruszy proces.

Krótko po tym, jak Krzysztof trafił do szpitala wojewódzkiego, było już wiadomo, że może nie przeżyć pobicia. Jego stan był krytyczny. Nie było z nim żadnego kontaktu, był nieprzytomny, nie reagował na bodźce. Od silnego uderzenia pięścią, a po chwili w kamienne płyty chodnika w głowie Krzysztofa powstał śmiertelnie groźny krwiak podtwardówkowy, było krwawienie, obrzęk mózgu.

Lekarze stwierdzili cechy śmierci pnia mózgu. 36 godzin po pobiciu Krzysztof został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.

Jeszcze dwa dni wcześniej był wesołym, pełnym życia 25-latkiem, który tańczył i bawił się w jednej z popularnych dyskotek w centrum Białegostoku.

Ochroniarze przystąpili do bicia

To było 8 kwietnia, w niedzielę wielkanocną ubiegłego roku. Rodzice Krzysztofa pojechali w odwiedziny do rodziny. W domu do świątecznego stołu zasiedli młodzi. Przyjechały dziewczyny Krzysztofa i jego braci - Leszka i Łukasza.

Po godzinie 21 w dobrych nastrojach wyruszyli do centrum, gdzie w klubie czekał na nich zarezerwowany wcześniej stolik. Bawili się przez około dwie godziny, kiedy bracia Krzysztofa posprzeczali się ze swoimi dziewczynami. Prokuratura ustaliła, że musieli interweniować ochroniarze lokalu, którzy wyprowadzili Łukasza na zewnątrz.

Łukasz chciał jednak wrócić do środka. Przy wejściu do lokalu wywiązała się kłótnia, a szybko też i przepychanka z bramkarzami.

Na zdjęciach z monitoringu, które są w aktach sprawy, widać, jak nagle ochroniarze wciągają Łukasza do środka i zaczynają go bić. Według prokuratury, napastników było pięciu: Artur W., Marcin K., Piotr K., Krzysztof J., Rafał J. Bramkarze nie przestali bić nawet wtedy, gdy Łukasz upadł. Kopali go dalej.

Do klubu chciał wejść też Krzysztof, który wyszedł na zewnątrz za bratem. Śledczy ustalili, że ochroniarz Piotr G. mu na to nie pozwalał. Krzysztof był spokojny, nieagresywny. Rozmawiał z bramkarzem, chciał go przekonać, by ten go wpuścił. W końcu Krzysztof próbował ominąć ochroniarza.

Po silnym ciosie w twarz, upadł i uderzył głową o chodnik

Potem wszystko toczy się już błyskawicznie. Dokładnie o godzinie 23.27 ochroniarz Piotr G. nagle uderza Krzysztofa w twarz.

- Zapis monitoringu wskazuje, że był to cios zadany z bardzo dużą szybkością i siłą, zadany pięścią, niespodziewanie dla pokrzywdzonego - podkreśla Marek Winnicki, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe, która prowadziła śledztwo w tej sprawie.
Krzysztof upada do tyłu. Uderza głową o chodnik. Świadkowie zajścia przywołują wręcz makabryczny opis tego co, zobaczyli: uderzenie było tak silne, że głowa Krzysztofa dosłownie odbiła się od kamiennych płyt.

Krzysztof natychmiast traci przytomność. Leży przed wejściem do klubu. Pochodzi do niego inny ochroniarz - Artur W. Chwyta nieprzytomnego chłopaka za koszulę i ciągnie do środka lokalu. Inny bramkarz odpycha w tym czasie zaniepokojonych znajomych Krzysztofa, którzy wciąż stoją przed wejściem, bo ochronie nie spodobał się ich strój. Teraz chcieli pomóc koledze. Ochrona zamyka jednak przed nimi drzwi na klucz.

W środku bramkarze dosłownie rzucają nieprzytomnego Krzysztofa przy stanowisku bileterki. Wciąż odpychają osoby, które zgromadziły się przy wyjściu. Do drzwi dobijają się bracia i przyjaciele Krzysztofa. Leszek nie wytrzymuje i wybija szybę w drzwiach. Na zewnątrz wybiegają ochroniarze. Leszek ucieka, ale po chwili wraca. Wybija drugą szybę. Ochroniarze używają gazu pieprzowego. Świadkowie zeznawali potem, że na schodach przed wyjściem z klubu bardzo było czuć gaz. Drapało w gardle, ludzie się dławili.

Po chwili Łukasz zostaje wciągnięty do klubu i ponownie poturbowany przez ochronę. Obok na podłodze wciąż leży nieprzytomny Krzysztof. W końcu Piotr G. podnosi go. Pomaga mu Rafał J., którzy wywleka go z klubu i rzuca na chodnik przed wejściem. W aktach są zdjęcia z kamer, na których widać nieprzytomnego Krzysztofa, leżącego bezwładnie na plecach w zadartej do góry koszuli w kratę.

Piotr G., który wcześniej zadał mu potężny cios, staje nad Krzysztofem okrakiem i uderza go dłonią w oba policzki. Pozostali bramkarze się przyglądają. Jakby czekali, co będzie dalej.

Przyjaciele Krzysztofa przenoszą go na drugą stronę ulicy Lipowej. Czekają na przyjazd karetki pogotowia. Krzysztof wciąż jest nieprzytomny. Co chwilę wymiotuje.

- Zobaczyłam stojący tłum ludzi i leżącego na ziemi Krzyśka. Leżał jakby buzią do ziemi, miał zadartą koszulę prawie do ramion. Był nieprzytomny. Wołałam go po imieniu, ale on nie reagował. Wzięłam jego twarz w swoje dłonie. Patrzyłam, czy nie ma ran kłutych. Pamiętam, że miał bardzo spuchnięte oczy - mówiła dziewczyna Krzysztofa.

Byli razem od 10 lat, więc znała go dobrze. Krzysztof nie był skory do prowokowania sytuacji konfliktowych.

- Na chwilę wychodzę, zaraz wrócę - to miały być ostatnie słowa, jakie Krzysztof powiedział do niej tragicznej nocy.

Gdy bliscy Krzysztofa wygarnęli ochronie brutalne zachowanie, mieli usłyszeć od bramkarzy, że skoro Krzysztof był chamem ze wsi, to sobie na to zasłużył.

Ośmiu ochroniarzy stanie przed sądem

W miejscu, gdzie 25-latek konał, szybko pojawiły się znicze. Początkowo ludzie zostawiali je tuż przed wejściem do dyskoteki, jednak personel klubu uporczywie je stamtąd zabierał. Na forum internetowym Porannego zawrzało, pojawiły się setki wpisów. Jedni wspominali Krzysztofa, żegnali się z nim, inni ostro krytykowali zachowanie ochroniarzy, pisząc, że byli to ludzie z ulicy, kaci, kompletnie nie przygotowani do swojej pracy.

Te opinie zdaje się potwierdzać fakt, który ustalili śledczy: licencję pracownika ochrony fizycznej pierwszego stopnia mieli tylko Artur W. i Krzysztof J., Marcin K. miał licencję drugiego stopnia. Pozostali nie mieli takich dokumentów wcale i nie starali się o nie.

Białostocka prokuratura oskarżyła ośmiu ochroniarzy. Główny oskarżony to 28-letni Piotr G. Przed sądem okręgowym będzie odpowiadał za ciężkie uszkodzenie ciała, które doprowadziło do śmierci. Przez pół roku - do października ubiegłego roku, Piotr G. siedział w areszcie. Ale w procesie, podobnie, jak jego koledzy, będzie odpowiadał z wolnej stopy. Grozi mu 12 lat więzienia.

Pięciu ochroniarzy - Artur W., Marcin K., Piotr K., Krzysztof J., Rafał J. - odpowie za pobicie Łukasza, brata Krzysztofa, a także za nieudzielenie Krzysztofowi pomocy, choć znajdował się on w stanie zagrożenia życia. Zarzuty nieudzielenie pomocy usłyszeli jeszcze dwaj bramkarze - Piotr O. i Zdzisław P. Całej siódemce grozi do trzech lat więzienia. Nie przyznają się.

- Uderzyłem go otwartą dłonią, a nie pięścią. Żałuję, że tak się stało. Nikt nie przypuszczał, że może dojść do takiej tragedii - stwierdził Piotr G. w czasie jednego z przesłuchań.

Suchej nitki na bramkarzach, a także zatrudniającym ich właścicielu dyskoteki, nie pozostawia Sławomir Wagner, prezes Polskiej Izby Ochrony.

- To nie byli pracownicy firmy ochroniarskiej, a osoby z przypadku. Sąd określi winę, ale bardzo często wykorzystuje się właśnie ludzi przypadkowych, osiłków z ulicy, którzy pracują na rzecz przedsiębiorcy nieprowadzącego działalności w zakresie ochrony osób i mienia. Dyskoteka to specyficzne miejsce, gdzie sytuacje są bardzo dynamiczne. Ci ludzie nie powinni nazywać siebie pracownikami ochrony, bo nie pracują w żadnej firmie, która się tym zajmuje. Przekroczyli wszelkie granice - mówi Sławomir Wagner.

Podkreśla, że ochroniarzy z firmy posiadającej koncesję obowiązują przepisy, które zawiera ustawa o ochronie osób i mienia.

- Tam jest jasno określone, jakie możliwości działania w takich sytuacjach ma pracownik posiadający licencję. Pracownik, który nie ma licencji, może zachować się tylko jak zwykły obywatel. Ma jedynie prawo do ujęcia przestępcy i bezzwłocznie przekazania go policji - dodaje prezes Polskiej Izby Ochrony.

Zwraca też uwagę, że w branży ochroniarskiej licencjonowanego pracownika co trzy lata sprawdza się m.in. testami psychologicznymi.

Właściciel dyskoteki na Lipowej zapewnił, że oskarżeni już u niego nie pracują. Czy wyciągnął jakieś wnioski z tej tragedii?

- Przede wszystkim mamy umowę z firmą ochroniarską z zewnątrz, która zawodowo się tym zajmuje. Bierze na siebie odpowiedzialność, ma wszelkie uprawnienia. Mam nadzieję, że czas pokaże, że nic takiego więcej nie będzie miało miejsca - mówi nam właściciel.

Dodaje, że oprócz ochrony wewnątrz lokalu, z dyskoteką współpracuje jeszcze druga firma ochroniarska, która interweniuje w momencie uruchomienia przycisku alarmu.

Proces będzie pełen emocji

Kiedy media nagłośniły sprawę tej tragicznej interwencji, wiele osób przypominało o równie koszmarnych wydarzeniach, które rozegrały się dokładnie dziewięć lat temu tuż przed wejściem do innego popularnego klubu niedaleko Uniwersytetu Medycznego. W tamtej sytuacji zabrakło pomocy ochroniarzy. 20-letni Daniel, klient tego lokalu, został pobity przez dwóch starszych od niego mężczyzn.

- Daniel upadł. Padł kolejny, ale jeszcze nie śmiertelny cios - to fragment uzasadnienia wyroku sprzed lat. - W tym czasie do klęczącego Daniela podeszli ochroniarze. Daniel wtedy żył. Ochrona odeszła. Przed klubem zostali tylko Daniel i jego oprawcy. Wtedy padł ten ostateczny i śmiertelny cios.

Chłopak zmarł. Po kilkudziesięciu minutach jego ciało znalazł taksówkarz.

Sprawcy brutalnego pobicia zostali skazani na 10 i 6 lat pozbawienia wolności. Jakie wyroki zapadną w sprawie śmierci 25-letniego Krzysztofa, przekonamy się za kilka miesięcy.

- To będzie trudny i niezwykle bolesny proces zwłaszcza dla rodziców Krzysztofa, którzy do tej pory nie mogą pogodzić się z tym, co spotkało ich syna - przyznaje mecenas Jowita Grochowska, pełnomocnik rodziców, którzy w procesie ochroniarzy będę oskarżycielami posiłkowymi.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny