Odszkodowanie za szkody łowieckie. Trzeba mieć geodezyjne wyrysy działek

Nie opłaca się. Bo, żeby dostać kilkaset złotych za szkody łowieckie, to najpierw musimy wydać nawet 100 złotych na wyrysy geodezyjne naszych działek. Gdzie tu sens, gdzie logika? - pytają rolnicy z sokólskich wsi.
Nie podoba im się wymóg, który kilka lat temu wprowadził Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego. Zgodnie z nim, rolnik, który chce uzyskać odszkodowanie za szkody spowodowane przez zwierzynę, musi przedstawić dodatkowe dokumenty. To geodezyjne wyrysy działek.

- To jedyny dokument, dzięki któremu możemy zweryfikować czy osoba ubiegająca się o odszkodowanie rzeczywiście jest właścicielem działki, na której wyrządzono szkodę - tłumaczy Ewa Kulikowska, dyrektor Departamentu Rolnictwa i Obszarów Rybackich Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku.

Pobranie jednej takiej mapki ze starostwa to koszt 12 zł. Zwierzęta zaś wyrządzają szkody często na kilku działkach równocześnie. Dlatego rolnik, który chce uzyskać odszkodowanie, potrzebuje aż kilku tych mapek. Wtedy płaci znacznie więcej.

- To są dla nas niepotrzebne koszta. Tym bardziej, że wymaga się od nas, abyśmy za każdym razem, kiedy występujemy o odszkodowanie, dostarczali nowe mapki. A my w ciągu roku nawet kilkakrotnie składamy wnioski o odszkodowania, więc łatwo policzyć, jaki to dla nas wydatek - denerwują się rolnicy.

Ich oburzenie jest tym większe, że w rozporządzeniu ministra środowiska dotyczącego wypłaty odszkodowań nie ma ani słowa o konieczności dołączania do wniosku wyrysów działek. Ewa Kulikowska przyznaje, że to wewnętrzny wymóg wprowadzony przez urząd.

- To kto jest ważniejszy: minister czy marszałek? Mamy pisma z najwyższych urzędów, że żądanie jakichkolwiek dodatkowych dokumentów jest bezprawne - grzmią rolnicy. Zapewniają, że będą walczyć o swoje.