Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoniukowska: Wypadek. Świadek Jehowy zginął przez religię

Magdalena Kuźmiuk [email protected] tel. 85 748 95 12
Motocyklista miał wypadek na ul. Antoniukowskiej. Religia nie pozwoliła mu przetoczyć krwi. Zmarł w szpitalu
Motocyklista miał wypadek na ul. Antoniukowskiej. Religia nie pozwoliła mu przetoczyć krwi. Zmarł w szpitalu KWP Białystok
To wydarzyło się wieczorem. Paweł jechał motocyklem. Na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w znak drogowy. Natychmiast trafił do szpitala. Ale odmówił transfuzji krwi, bo był Świadkiem Jehowy. Zmarł po trzech godzinach. - Nie dał sobie szansy - mówią lekarze.

Takie historie nie zdarzają się co dzień. 25-letni mężczyzna, ofiara wypadku, trafia do szpitala. Potężny krwotok, ciężkie obrażenie wewnętrzne. Lekarze robią, co mogą. Zapada decyzja: trzeba natychmiast przetoczyć krew. Konieczna jest operacja. Ale pacjent się na to nie godzi. Lekarze nie mogą mu inaczej pomóc. Mogą tylko bezradnie patrzeć, jak umiera. Po trzech godzinach Paweł odchodzi. Osierocił kilkuletniego syna i żonę. W żałobie pogrążeni są jego rodzice i dwaj młodsi bracia.

Paweł, podobnie jak jego żona, był Świadkiem Jehowy. Przestrzegał zakazu transfuzji pełnej krwi, który wynika - według Świadków Jehowy - z nakazu "powstrzymywania się od krwi" wyrażonego w Dziejach Apostolskich.

Wszyscy zadają sobie teraz pytania: czy to jego wiara go zabiła? Dlaczego wybrał religię ponad własne życie? Czy przeżyłby, gdyby zgodził się na transfuzję?

Tęsknił za rodzinnymi świętami

Paweł pochodził spod Białegostoku. Wychował się w katolickiej rodzinie. Przez wiele lat był ministrantem.

- Kiedy kilka lat temu oświadczył rodzicom, że się zakochał i zmienia wyznanie, to musiał być dla nich potężny cios - mówi jedna z sąsiadek.

Ale rodzice pogodzili się z tym. Nie wyrzekli się syna. - Paweł prosił, by nie mówić o tym, szczególnie w rodzinnych stronach, że jest zapięty klamrą innej wiary. Cenił sobie zawsze to, co serce mu dyktowało. Choć wiele razy błądził, zawsze znał drogę do domu, bo serce jego było z nami - opowiada ojciec Pawła.

- Bardzo go kochałam. Kocham nadal. Był przykładnym katolikiem, sumiennym ministrantem. Poprowadziłam go do I komunii, bierzmowania. Zawsze chciałam być przy nim - dodaje matka. Do tej pory przed oczami ma obraz, kiedy Paweł przyjeżdżał w odwiedziny i tak mocno ją ściskał na powitanie.

Bracia przyznają, że Paweł tęsknił za czasem, kiedy rozgrywali mecze na boisku pod lasem, wyjeżdżali na Mazury, za świętami w rodzinnym gronie. - Od kilku lat Paweł już z nami nie mieszka, ale dopiero teraz w domu jest pusto. Tylu ludzi go otaczało, tyle świata zwiedził, a przyjaciół miał tylko w rodzinnej miejscowości - braciom trudno mówić o Pawle w czasie przeszłym.

Na pogrzebie Pawła byli sąsiedzi. - Szok. Straszna tragedia. Słów brakuje. Tu wszyscy żyjemy razem, wszyscy się znamy i dlatego łączymy się w bólu z rodzicami Pawła - mówi jedna z mieszkanek wsi.

Lekarze są wstrząśnięci

W internecie zawrzało. Na forum pod informacją po wypadku pojawiły się setki komentarzy. Pisano ostro: "ofiara religii, zabobonów", "jak można religię stawiać wyżej niż swoje dziecko, które przez te wierzenia zostaje sierotą?" Inni rozumieli decyzję Pawła: "jego życie, jego wybór". Część osób oceniała: "szkoda młodego życia, które może można było uratować. Bóg nie potrzebuje aż takich poświęceń."

Lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, gdzie Paweł trafił, są wstrząśnięci. - Tak drastycznej sytuacji nikt u nas nie pamięta - mówi wprost Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka szpitala. - Lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy. Wbrew sobie, ale musieli patrzeć, jak pacjent umiera, bo nie zgodził się na transfuzję. Musieli uszanować jego decyzję.

Prof. Jacek Dadan, szef I Kliniki Chirurgii Ogólnej i Endokrynologicznej USK, przyznaje, że w takiej sytuacji lekarz ma wielki dylemat: z jednej strony chce i musi walczyć o życie pacjenta, ale z drugiej jest zobowiązany zaakceptować jego wolę, gdy nie godzi się on na transfuzję. - Owszem, zdarzają się przypadki, że lekarz nie wytrzyma i krew przetoczy w sytuacji zagrożenia życia. Dotyczy to szczególnie sytuacji, kiedy tym pacjentem jest osoba młoda. Trudno patrzeć, jak ktoś umiera, jeżeli jest możliwość jego skutecznego ratowania - mówi profesor.

- Dla mnie religia, która każe popełniać samobójstwo w imię wiary, to fałszywa religia - ocenia ostro inny lekarz z tego szpitala. Woli pozostać anonimowy.

Negatywne zdanie ma też prof. Tomasz Hirnle, szef Kliniki Kardiochirurgii z Blokiem Operacyjnym USK. - Słyszałem od kolegów z kardiologii dziecięcej, że podejmują próby sądowego uchylania - na czas operacji - władzy rodzicielskiej. Ale potem pojawia się inny dramat, bo rodzice nie chcą przyjąć dziecka, któremu przetoczono krew. To jest straszne. Dla mnie, to ciemnogród, średniowieczny mrok, coś sprzecznego z moim lekarskim poczuciem obowiązku - uważa prof. Hirnle.

Lekarze przyznają jednak, że pacjenci tacy jak Paweł, zdarzają się rzadko, ale jest to bardzo trudna sytuacja.

- Operacje pacjentów - Świadków Jehowy są dla chirurga większym obciążeniem. Chirurg woli mieć komfort, alternatywę, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to krew może przetoczyć. Chociaż zwykle przy operacjach planowych ryzyko toczenia krwi nie jest wysokie - mówi prof. Jacek Dadan. Dodaje, że w sytuacji, kiedy pacjent- Świadek Jehowy ma zaplanowaną operację, przynosi ze sobą specjalne preparaty krwiozastępcze. - To tylko taka namiastka krwi, ponieważ te preparaty nie mają tych samych wartości, co krew, ale wypełniają łożysko naczyniowe - tłumaczy prof. Dadan. Dodaje, że klinika nie odmawia przyjęcia Świadkom Jehowy i stara się im pomóc.

A prof. Hirnle podkreśla jeszcze inny aspekt. - Taki pacjent stwarza problemy, ale i pewne wyzwania. Mamy ambiwalentne podejście do tych chorych, wymagają oni niesłychanie starannej techniki chirurgicznej. Potrafimy operować pacjenta Świadka Jehowy, wymienić mu dwie zastawki, wszczepić trzy bajpasy w czasie jednej operacji i pooperacyjna utrata do drenażu jest tylko 100 mililitrów - przyznaje.

Faceci w czerni

Dużym problemem - dla lekarzy - jest to, że razem z pacjentem do szpitala przyjeżdża cała rodzina, a zaraz za nią dwaj poważni panowie w białych koszulach i czarnych garniturach. Nie wzbudzają sympatii personelu, dlatego niektórzy nazywają ich "facetami w czerni". Według lekarzy, ludzie ci pilnują, by w obliczu śmierci, ktoś się nie złamał. Faceci w czerni, a tak naprawdę członkowie komitetu do spraw łączności ze szpitalami, mają broszury o leczeniu bez przetaczania krwi, którymi - zdaniem lekarzy - próbują podważyć ich wiedzę.
Wspomina ich również prof. Tomasz Hirnle. - Najbardziej nas bulwersuje to, że jako lekarze musimy się zgadzać na obecność przedstawicieli gminy wyznaniowej. Którzy są nieprzyjemni, którzy stawiają nam szalone wymagania, którzy np. żądają, żebyśmy podawali leki krwiotwórcze, szalenie drogie - podkreśla. Profesor przyznaje otwarcie, że pacjenci, którzy są sami w szpitalu i rozmawiają z lekarzami, zgadzają się na leczenie, jak tego wymaga sztuka lekarska. - Szczerze mówiąc, nie pamiętam specjalnie przypadku, żeby któryś chory nie podpisał zgody - dodaje prof. Hirnle.

Tadeusz Wiwatowski z działu informacji o szpitalach w Polskim Biurze Oddziału Świadków Jehowy w Nadarzynie koło Warszawy broni swoich kolegów. - Absolutnie, komitety nie są żadną grupą nacisku. Pojawiają się w szpitalu na życzenie pacjenta, rodziny lub na prośbę lekarza. Pacjent ma prawo do tego, by sprawy osobiste, które powierza lekarzowi, ujawnić komu zechce. Jeżeli nie zostaniemy powiadomieni o tym, że chory jest w szpitalu i prosi nas o pomoc, to nie mamy żadnego umocowania, nie tylko prawnego, ale nawet etycznego, by do kogoś iść i coś mu nakazywać.

Tadeusz Wiwatowski tłumaczy, że zadaniem członków komitetów jest skierowanie chorego do takiego szpitala, który może go leczyć z poszanowaniem jego przekonań. - Staramy się zawsze w rozmowach z lekarzami wyjaśniać, na co Świadkowie Jehowy się godzą, a na co nie - jeżeli chodzi o leczenie krwią - podkreśla Wiwatowski.

W jego przekonaniu, decyzja białostoczanina o odmowie transfuzji zapadła w jego sumieniu już dawno. - Wiem, że w szpitalu, gdy był jeszcze przytomny, swoją decyzję ustnie oznajmił lekarzowi. Jeśli w tak poważnej sytuacji mówi się coś takiego, to ta decyzja musi być już mocno utrwalona w człowieku - uważa Tadeusz Wiwatowski. Zaznacza, że wszelkie opinie, że to religia zabiła Pawła, są na wyrost, kiedy nie ma wyników sekcji zwłok, która wyjaśni przyczynę śmierci.

Stanisław Chłościński ze stowarzyszenia Wyzwoleni, które wpiera m.in. osoby wychodzące z sekt, jest poruszony historią Pawła. - Nie zajmujemy się atakowaniem prawnie zarejestrowanych związków wyznaniowych, służymy jedynie pomocą poszkodowanym, ale jeśli doszło do sytuacji, że umiera młody człowiek, zadajemy sobie pytanie: gdzie się kończy odpowiedzialność, a gdzie zaczyna głupota?

Jego zdaniem, historia Pawła z Białegostoku to drugi tak drastyczny przypadek w Polsce. Przypomina, że w 2002 roku podobna tragedia wydarzyła się w Wołczynie. 18-letnia Magda, ofiara wypadku, także będąca w zborze Świadków Jehowy, zmarła. Nie godziła się na cudzą krew. - Czas pokaże, że w tym wszystkim są osoby poszkodowane - m.in. rodzina Pawła, która będzie musiała dalej z tym żyć. Jego duchowi bracia składając żonie kondolencje, ściskając dłonie, mówią: jesteśmy dumni, twój mąż wytrwał w prawdzie. Ale to minie, z czasem społeczność zwyczajnie zapomni o bólu, a żona i rodzina Pawła pogrąży się w samotności - przewiduje Chłościński.

- Straszny ból sprawia bezradność wobec losu mego dziecka, mając krew, która mogła uratować mu życie. Zawsze będzie nam go brakowało - przyznaje ojciec zmarłego.

Co na to prawo

Reguły, dotyczące m.in. przetaczania krwi, zawarte są w ustawie o zawodzie lekarza. Lekarz ma obowiązek uzyskać pisemną zgodę pacjenta lub - jeśli jest to dziecko - zgodę rodzica lub opiekuna. - Lekarz może wykonać np. transfuzję wobec pacjenta, który nie ukończył 18 lat, pacjenta ubezwłasnowolnionego bądź niezdolnego do świadomego wyrażenia pisemnej zgody, czyli np. nieprzytomnego, po uzyskaniu zgody jego przedstawiciela ustawowego. Gdy chory ma skończone 16 lat, potrzebna jest też jego zgoda. Gdy pacjent nie ma przedstawiciela ustawowego lub gdy porozumienie się z nim jest niemożliwe, po uzyskaniu zgody sądu opiekuńczego - objaśnia przepisy sędzia Joanna Toczydłowska z Sądu Rejonowego w Białymstoku.

Inaczej postępuje się w sytuacji, kiedy istnieje zagrożenie życia. Lekarz sam podejmuje decyzję. - Wtedy, kiedy jest to kwestia minut, lekarz wykonuje zabieg, stosuje metodę leczenia, bez jakiejkolwiek zgody. Ma obowiązek skonsultować się z drugim lekarzem, najlepiej tej samej specjalności, odnotować to w dokumentacji medycznej, wykonać zabieg, a po wykonaniu zabiegu powiadomić rodziców i sąd opiekuńczy - tłumaczy sędzia.
Jeśli nie byłby to zabieg ratujący życie, ale konieczny, a pacjent dorosły byłby nieprzytomny, np. po wypadku, wylewie, udarze, wtedy zgodę na zabieg może wyrazić tylko sąd opiekuńczy. - To, że ktoś z rodziny oponuje, np. przetoczeniu krwi, nie ma znaczenia prawnego. Ważna jest tylko zgoda - lub odmowa - wyrażona przez pacjenta - podkreśla Joanna Toczydłowska.

Szczególnie drażliwe są sytuacje, kiedy pacjentem jest dziecko, a rodzice nie zgadzają się na zabieg z powodów związanych z wyznawaną religią. - Te sprawy nie tylko trzeba rozpatrywać od strony medycznej i dobra dziecka, ale również od strony moralnej - ocenia Toczydłowska.

W pamięci ma dwie, głośne w Białymstoku, sprawy. Do sądu trafiła sprawa dotycząca przetoczenia krwi dziecku, którego rodzice byli Świadkami Jehowy. Odmawiali zgody na transfuzję. Po toczącym się postępowaniu, sąd zgodę wydał. W innej sprawie to lekarz pierwszego kontaktu zawiadomił sąd, że dziecku może dziać się krzywda. W jego ocenie było ono niewłaściwie odżywiane - z dużą niedowagą, zażółcone. Na pytanie, czym dziecko jest karmione, rodzice odpowiedzieli, że są weganami i karmią je nasionami. Wszczęto postępowanie o ograniczenie władzy rodzicielskiej. Sprawa skończyła się tym, że dziewczynka znalazła się w domu dziecka, a rodzice - na pewien czas - zostali pozbawieni władzy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny