Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saga rodu Łaukajtysów

Adam Czesław Dobroński
Alfred Łaukajtys (trzeci od lewej, siedzi z pracownikami białostockiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, 1937 rok.
Alfred Łaukajtys (trzeci od lewej, siedzi z pracownikami białostockiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, 1937 rok. Archiwum prywatne
Teksty o losach Pawła Plawgo sprawiły, że odezwali się państwo Halina Święcka i Zbigniew Mazurkiewicz, córka i syn siostry Alfreda Łaukajtysa.

Alfred był wymieniony w artykule, jako oficer z grupy akowców aresztowanych przez Niemców w Grodnie i przysłanych dla dokończenia śledztwa do więzienia białostockiego. Przedwojenny legionista i strażnik więzienny Paweł Plawgo zgodził się uczestniczyć w zamiarze uwolnienia grodnian, powrócił więc na służbę. Niestety, zdemaskowany po sześciu tygodniach przez Gestapo został też uwięziony i stracony prawdopodobnie 9 września 1942 roku w Łomży.

Gryps

Zachował się list przesłany przez Alfreda Łaukajtysa. Przemyślnie złożona kartka z adresem: inż. Mazurkiewicz, Sokółka, ul. 3-go Maja, dom Kalinowskiej. Więzień napisał gryps ołówkiem kopiowym na starym formularzu bonitacji klucza (dóbr ziemskich): "Kochana Reniu! Z powodu znajomości rodziny P. (w oryginale pełne nazwisko) siedzę w więzieniu w Białymstoku. Cierpię głód. Postaraj się, sprzedaj mój cały towar i kup chleba, cebuli i trochę tłuszczu. Słoninę poprzekładaj plastrami w chleb, chleba dużo i machorki, zmianę bielizny. Resztę pieniędzy ulokuj u znajomych w Białymstoku, aby mi mogli choć chleba dostarczyć. Dla przyjezdnych paczki przyjmują codziennie. Nie zwlekaj z przysłaniem paczki. Trzymaj się (dwa ostatnie wyrazy zamazane - dlaczego?) Siedzi ze mną p. Nic, prosi N. Bubieńcową i Daszkiewicza Piotra i Drożdżewicza (?) Bronisława o pomoc taką samą. Jesteśmy zdrowi, pragniemy chleba i wolności. Ukłony mężowi, Sitkom i ciotkom Teofilce i Zosi. Fredek".

Renia to siostra, żona inż. Ireneusza Mazurkiewicza. O innych koneksjach rodzinnych więźnia jeszcze napiszę, tu tylko dodam, że cztery wymienione w grypsie nazwiska były znane w Sokółce. Jeśli przedstawiciele tych rodzin zechcą napisać o zdarzeniach okupacyjnych mogących mieć związek z Alfredem Łaukajtysem, to będę bardzo rad.

Dzięki Zbigniewowi Mazurkiewiczowi mogę już dodać, że prawdopodobnie krawcową z Bema (drewniany domek na początku ulicy), która przygotowywała paczki dla więźniów była Eugenia Gromanowa.

Alfred Łaukajtys

Nie ulega wątpliwości, że to nazwisko wskazuje na pochodzenie litewskie. Alfred urodził się - przepisuję ze świadectwa metrykalnego - 15 października (nowy styl) 1904 roku w Białobrzegach, w parafii Augustów, w rodzinie Krzysztofa i Heleny z Gallerów. Można się domyślać, że miał pogodne dzieciństwo, ale wkrótce wybuchła wojna, nastały lata niepokojów i wszechobecnych braków. Dały znać o sobie i konflikty narodowościowe. Ojciec Krzysztof pracował w szkole polskiej, marzył o odtworzeniu państwa polsko-litewskiego, za co zapłacił życiem. Został pobity przez nacjonalistów litewskich i zmarł 19 marca 1918 roku.

Minęło kilka lat i zginęła również Helena Łaukajtys. Miała w sobie krew włoską, jej rodzina pochodziła z Florencji. Małżeństwo było bardzo udane, na świat przyszły dzieci: Alfred, Regina, Eugenia i Melania. Po śmierci męża Helena dzielnie dawała sobie radę. Pewnego dnia 1923 roku wybrała się do sklepu po zakupy. W sąsiednim domu, przy Czarnej Hańczy, mieszkał oficer z miejscowego garnizonu, a jego ordynans czyścił właśnie pistolet. Straszny pech chciał, że nastąpił przypadkowy strzał, kula trafiła przechodzącą w pobliżu kobietę.

Tak czwórka dzieci została sierotami. Z pomocą przyszedł brat Heleny, inż. ekonomista Jan Gallera, ale i tak sporo obowiązków spadło na Alfreda, najstarszego z dzieci Krzysztofa i Heleny Łaukajtysów. Alfred wspomagał swe siostry i gdy już dorosły. Więź między rodzeństwem wzruszała, życie ich zahartowało, wyróżniali się kulturą bycia, serdecznością.

Leokadia Jelska

Można domyślać się wielu przyczyn, które sprawiły, że Alfred wdział mundur kadeta, co zdaje się potwierdzać fotografia z albumu rodzinnego. Niestety, nie wiemy jak wyglądała późniejsza kariera wojskowa młodzieńca. Nie ma dowodów na poparcie przypuszczenia, że przeszedł on do służb wywiadowczych i dlatego zacierał za sobą ślady. Na pewno znalazł się w Sokółce i tam na balu garnizonowym poznał Leokadię Jelską. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, a i mama Leokadii - Adela z Sitków, kobieta z charakterem - uznała, że to właściwy kandydat na zięcia.
Trudno się dziwić, skoro według opinii Haliny Święckiej (z domu Łaukajtys) ojciec Alfred był człowiekiem inteligentnym, przystojnym (proszę popatrzeć na zdjęcie), wesołym, tryskającym dowcipem (i gotowym do żeniaczki także). On miał lat 28, ona 26. Ślub odbył się w Sokółce 4 lipca 1933 roku.

Mam przed sobą wielce oryginalny "Akt uznania obywatelstwa" z 19 maja 1931 roku, wydany przez starostwo powiatowe suwalskie. Tego dnia Alfred Łaukajtys oświadczył, że "chce być obywatelem polskim i że zrzeka się dotychczasowego swego obywatelstwa litewskiego, dawniejszego rosyjskiego".

Szczęśliwe lata w Sokółce

Młodzi zamieszkali w domu zbudowanym przez Ludwika Jelskiego, męża Adeli i ojca Leokadii. Ten inżynier leśnik, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, wybrał najlepsze drewno, postawił dom jak na owe czasy wysoki, z dużą ilością pokoi. Adres do dziś aktualny: ul. Grodzieńska 51. Za sprawą już Alfreda Łaukajtysa w domu była nawet łazienka z wanną mosiężną, choć wodę trzeba było pompować w sieni. A na strychu tuż przed wrześniem 1939 roku powstała fabryczka nici.

Młody gospodarz miał zwyczaj wstawać o godz. 4 rano, robić dwukilometrową przebieżkę i maszerować na stację kolejową w Sokółce, by zdążyć na pociąg do Białegostoku. Pracował jako kierownik działu w Kasie Chorych przekształconej w Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Lubił pan Alfred bawić się z dwoma córkami: Haliną i młodszą Ewą. Nosząc je na barana, lub huśtając na rękach podśpiewywał: "Łaukajtysu nasz, piękne córy masz, będę chodził, będę prosił, aż mi jedną dasz".

Kochana żona Leokadia - kobieta piękna, subtelna i z maturą - mogła sobie odpocząć po pracy w sokólskim Sądzie Powiatowym, bo w domu krzątały się dwie służące. Obchodzono uroczystości, urządzano pikniki, gospodarz dbał o duży sad. Pani Halina we wspomnieniach utrwaliła sceny domowe, cudowne wypieki babci Adeli i własne wyroby wędliniarskie, zapachy, zwyczaje. Po prostu raj na ziemi, nagroda za wcześniejsze dramaty rodzinne. Dziewczynki niewiele miały okazji, by poznać cienie tamtych lat, konflikty narodowościowe. Aż nadszedł dzień 1 września 1939 roku. O dramatach z lat dwóch okupacji opowiem za tydzień.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny