Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orlik grubodzioby. Bardzo ciężko go zobaczyć

Janka Werpachowska
Orlik grubodzioby
Orlik grubodzioby Antoni Kaprzak, Ptaki Polskie
Orlik grubodzioby stał się bohaterem dwudniowego spotkania studyjnego, które odbywało się w Goniądzu i okolicach. Oprócz przekazania wiedzy teoretycznej o tym bardzo rzadkim, zagrożonym gatunku bytującym wyłącznie na biebrzańskich bagnach, organizatorzy wyjazdu chcieli pokazać przedstawicielom mediów orlika w jego naturalnym środowisku. Lojalnie uprzedzali jednak, że to wcale nie jest takie proste, bo są to ptaki płochliwe i ostrożne. Mieliśmy szczęście: pokazały się nam aż trzy orliki grubodziobe.

Rozpoczął się sezon koszenia biebrzańskich łąk - mocnym akcentem, bo Mistrzostwami Europy i Mistrzostwami Polski w Koszeniu Bagiennych Łąk dla Przyrody. Te drugie odbywały się już po raz jedenasty. Od siedmiu lat obok polskich kosiarzy na podmokłych łąkach obecni są kosiarze z Europy. Nie wszyscy kibice, dopingujący swoje drużyny, wiedzą, dlaczego ze zwykłej pracy, jaką jest koszenie łąk, tutaj, nad Biebrzą robi się tak ważne wydarzenie.

Bagienna łąka niezbędna do życia

Kilka dni temu, właśnie podczas trwania mistrzostw w koszeniu podmokłych łąk, w Biebrzańskim Parku Narodowym odbywało się spotkanie studyjne pod hasłem "Łąki dla orlików grubodziobych". Bo to między innymi ten gatunek ptaków, poważnie zagrożony wyginięciem, potrzebuje do życia podmokłej łąki sąsiadującej z kompleksem leśnym. Takie warunki orlik grubodzioby znalazł w obrębie Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Wszystkie polskie orliki grubodziobe, których liczebność szacuje się na 10, może 13 par (badacze-optymiści mówią: około piętnastu) żyją nad Biebrzą. To wielka odpowiedzialność wszystkich, którym leży na sercu ochrona przyrody, aby stworzyć dla orlika grubodziobego optymalne do życia i rozmnażania się warunki. A że człowiek swoimi nie zawsze rozsądnymi działaniami bardzo zakłócił pierwotny ekosystem, teraz musi podejmować się wielu działań zmierzających do przywrócenia stanu jak najbardziej przypominającego naturalne warunki.

Opracowany został trzyletni program "Orlik ptak jakich mało", mający na celu ochronę orlika grubodziobego. Ponad 2 miliony euro przeznaczono na różnorakie działania, które pozwolą naukowcom lepiej poznać życie tych rzadkich ptaków - a tym samym ustalić strategię działań, które trzeba podjąć, aby orlik grubodzioby czuł się nad Biebrzą jak u pana Boga za piecem.

Trudne dzieciństwo, burzliwa młodość

Uczestnicy dwudniowego spotkania, zorganizowanego przez organizację Ptaki Polskie, głównego beneficjenta i koordynatora programu "Orlik ptak jakich mało" wybrali się w towarzystwie doświadczonych obserwatorów ptaków na wycieczkę po biebrzańskich bagnach. Mieli nadzieję wytropić orlika - chociaż organizatorzy uprzedzali, że to może wcale nie być takie pewne. Bo orlik grubodzioby jest ptakiem nie tylko rzadkim, ale też bardzo ostrożnym i płochliwym, a ludzi zwykł unikać szczególnie.
- Każde gniazdo orlika grubodziobego objęte jest strefą ochronną z całkowitym zakazem wstępu i monitoringiem - opowiada Krzysztof Henel z Komitetu Ochrony Orłów, specjalista do spraw ochrony przyrody w Dziale Monitoringu i Badań Naukowych w Biebrzańskim Parku Narodowym. - Przestraszona obecnością człowieka para może bowiem opuścić gniazdo, pozostawiając w nim pisklę, które tym samym zostaje skazane na śmierć.

A pisklęta orlika grubodziobego to prawdziwy skarb. Ptaki te bowiem wychowują tylko jednego potomka w sezonie lęgowym. Biorąc pod uwagę fakt, że nie wszystkie pisklęta przeżywają ten okres, to rocznie na terenie BPN-u przybywa od dwóch do siedmiu młodych orlików grubodziobych.

Po to, żeby chronić lęgi przed naturalnymi wrogami, jakimi są drapieżniki zdolne do wspinaczki po drzewie, jak na przykład kuny, pnie drzew, na których znajdują się gniazda orlików, smarowane są terpentyną, której zapach odstrasza leśnych rabusiów.

- Mnie najbardziej zadziwiają i imponują migracje orlika grubodziobego związane z porami roku - mówi dr Przemysław Nawrocki z Ptaków Polskich, koordynator projektu ochrony tych orłów. - W odróżnieniu od innych ptaków, które odlatują do ciepłych krajów w licznych stadach lub grupach rodzinnych, jak na przykład żurawie, orliki lecą samotnie. Jakiś instynkt, wewnętrzny kompas, a może wiedza przekazana w genach, każe młodym osobnikom pod koniec września wyruszyć w podróż. Jedne wybierają południe Europy, inne Bliski Wschód, a niektóre spędzają zimę w Afryce Równikowej. Podczas takiej wyprawy w tę i z powrotem wiele ptaków ginie.

Za unijne pieniądze z programu "Orlik ptak jakich mało" zakupione zostały specjalne nadajniki, które za pośrednictwem satelity przekazują informacje o miejscu pobytu ptaków.

- Tylko w tym roku aż osiem piskląt orlików grubodziobych wyposażyliśmy w nadajniki GPS - opowiada Paweł Mirski, który w projekcie odpowiedzialny jest głównie za telemetrię. - Nasze orliki wędrują więc z cennymi plecaczkami wyposażonymi w baterię słoneczną i antenkę. W zależności od stopnia zaawansowania technologicznego takiego urządzenia, ich cena waha się od 5 do 15 tysięcy złotych za sztukę. Ale informacje, jakie dzięki tym nadajnikom uzyskujemy, są bezcenne dla naukowców zajmujących się ochroną orlika grubodziobego.

Paweł Mirski niedawno przeżył szczególną przygodę - dzięki informacjom wysyłanym przez nadajnik zainstalowany na grzbiecie młodej orlicy Zośki (bo wszystkie biebrzańskie orliki grubodziobe mają imiona) mógł uratować jej życie.

- Orliki dojrzewają do rozrodu mniej więcej w czwartym, piątym roku życia - opowiada badacz. - Dopiero zastosowanie telemetrii pozwala nam śledzić losy młodych, jeszcze nieobarczonych obowiązkami rodzicielskimi ptaków. Są one w tym czasie bardzo mobilne, pokonują duże odległości. Na początku lipca nadajnik Zośki wysyłał sygnały z Pojezierza Ełckiego. Zaniepokoiło nas to, że przez blisko dziesięć dni sygnał pochodził z jednego miejsca w lesie.

Udało się odnaleźć Zośkę. Siedziała na ziemi, nie była w stanie latać. Ale też nie stwierdzono u niej żadnych obrażeń zewnętrznych. Zapadła decyzja, że ptaka musi obejrzeć lekarz weterynarii.
- Już podczas transportu Zośka zaczęła wykazywać objawy powrotu do zdrowia - śmieje się Paweł Mirski. - Jakimś sposobem wydostała się z tekturowego pudła i usiłowała latać po samochodzie. Musiałem się zatrzymać, żeby ją przywołać do porządku.

Zapadła decyzja, że Zośka posiedzi na obserwacji w wolierze w Biebrzańskim Parku Narodowym. Wyglądało na to, że może być podtruta. Po trzech dniach postanowiono Zośkę zawieźć na dalsze leczenie i rekonwalescencję do ptasiego azylu w Poczopku. I tam młoda orlica przechytrzyła swoich opiekunów, znów dostała przypływu sił i energii.

- Wyrwała się z pudła i odleciała - opowiada Paweł Mirski. - Chwilę posiedziała na czubku drzewa, a potem znikła w oddali. Szkopuł w tym, że na czas leczenia zdjęliśmy z Zośki plecaczek z nadajnikiem, więc teraz nikt nie wie, gdzie jest Zośka. Ale mamy nadzieję, że wkrótce pojawi się nad Biebrzą.

Orlik pozuje czwartej władzy

Niedziela nie sprzyjała wędrówkom w teren. Cały dzień było szaro, ponuro, siąpił gęsty deszcz.
Naszymi przewodnikami na biebrzańskich bagnach byli wytrawni obserwatorzy orlika grubodziobego. Przemek Nawrocki, Krzysztof Henel, Paweł Mirski to ludzie wyposażeni w szósty zmysł. Zwykły śmiertelnik patrzy na kępę krzaków - i widzi krzaki. A taki ornitolog rzuci okiem i mówi:
- Tam siedzi, na samym czubku.

Lornetki i profesjonalne lunety to sprzęt obowiązkowy, żeby móc obejrzeć orlika grubodziobego w jego środowisku naturalnym. W pobliżu mostu na Biebrzy w Dolistowie najpierw długo obserwowaliśmy orlika siedzącego na czubku samotnego drzewa. Ornitolodzy uznali - na podstawie zachowania ptaka oraz jego cech zewnętrznych, że jest to młody osobnik, który prawdopodobnie jeszcze oczekuje, że któreś z rodziców przyniesie mu jakiś smaczny kąsek.

- Bo młode orliki długo nie są samodzielne - mówi Krzysztof Henel. - Praktycznie dopiero podczas jesiennej migracji zaczynają same zdobywać pożywienie.

Za chwilę ktoś wypatruje drugiego osobnika, który siedzi na oddalonym krzaku. Tamten raptem zrywa się do lotu i opada na łąkę - znaczy, że coś upolował. Ten pierwszy zaczyna wydawać proszące piski. Widowisko nabiera dramaturgii. Za pół godziny trzeciego orlika grubodziobego obserwujemy z platformy widokowej w samym Goniądzu. Nasi przewodnicy nie mogą wyjść z podziwu:

- Skąd one wiedziały, że prasa będzie? Nawet nam rzadko zdarza się tak udana obserwacja. Najwyraźniej zawsze trzeba brać w teren przedstawiciela czwartej władzy. Orliki grubodziobe czują przed wami respekt.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny