Ostatnio wakacyjna opinia publiczna poruszona została nowinami na temat kilku różnych, dawnych i niedawnych skarbów. Intensywnie szuka się zwłaszcza Bursztynowej Komnaty oraz ukrytych majątków Ferdynarda Marcosa, zmarłego dyktatora Filipin. Tymczasem, prawie nie zauważona została informacja o możliwościach odnalezienia złota Aleksandra Kołczaka, admirała carskiego, którego armia rozbita została na przełomie 1919/1920 roku przez bolszewików.
Dla Rosji odzyskanie tego kruszcu byłoby dzisiaj po prostu darem bezcennym.
Pod koniec 1918 roku zagrożeni ze wszystkich stron bolszewicy zgromadzili całe złoto z byłego skarbu carskiego w mieście Kazań. Miało ono wartość ponad 650 milionów rubli. Dalsze 100 milionów rubli, które znalazły się w kazańskim banku, było w banknotach.
Jednak, podczas letniej ofensywy, Kazań wpadł w ręce "białych". Ich wywiad działał doskonale. Wiedzieli czego szukać w tamtejszych, bankowych podziemiach. Cały skarb zagrabiony wcześniej przez Lenina, przewieziony został teraz do Samary, a później do Omska. Tam miał właśnie swoją siedzibę admirał Kołczak, głównodowodzący antybolszewickim powstaniem na Syberii.
Złoto złożone w sejfach omskiego banku zaczęło jednak powoli znikać. Admirał był bardzo szczodry. Oczywiście dla siebie i swojego najbliższego otoczenia. Co nieco dostało się także innym "białym" generałom - m.in. Denikinowi i Judeniczowi. Na rosyjskiej "kontrrewolucji" zarabiali także nieźle zagraniczni producenci broni. Ameryka, Anglia czy Japonia otrzymywały za dostawy śmiercionośnego sprzętu - czyste złoto.
Jesienią 1919 roku kołczakowscy i wojska interwencyjne, wycofując się pod naporem bolszewickiej Armii Czerwonej na wschód, wywieźli ze sobą także całe złoto z omskiego banku. Przez kilka miesięcy wagony z ogromnym skarbem wożone były z jednego miejsca na drugie. W końcu jednak, w styczniu 1920 roku, admirał Kołczak został schwytany przez bolszewików. "Czerwoni" przejęli również natychmiast złoty transport pozostający w pobliżu wodza "białych".
Wagony z byłym carskim złotem przewieziono zaraz do Irkucka, gdzie zaopiekował się nim syberyjski komitet rewolucyjny. Gdy opróżniono wagony i przeliczono ich zawartość, okazało się, że zawierają one tylko ok. 400 milionów w złocie. Reszta pozostała w rękach kołczakowców.
Według głosów, które pojawiły się w prasie rosyjskiej, część złota ocalił przed bolszewikami "biały" generał Paweł Pietrow. Miał on bowiem przekazać 22 skrzynie kruszcu na "tymczasowe przechowanie" Japończykom, stacjonującym w tym czasie na Dalekim Wschodzie. Ci zaś, w 1921 roku, wywieźli je do swojego kraju.
Generał Pietrow próbował co prawda odzyskać na drodze sądowej złoto należne spadkobiercom "białej" Rosji, ale nic z tego nie wyszło. Majątkiem zawładnęli ówcześni generałowie japońscy i wykorzystali do własnych celów, zwłaszcza militarnych. Carski oficer zaś, mieszkając w USA, zmarł ostatecznie w wielkiej nędzy. Współczesny historyk, Bujakow widzi jednak jeszcze jedną kolej losów brakującego złota ze skarbu Kołczaka. Według niego największe szanse wejścia w posiadanie skarbu mieli oficerowie czescy, którzy stanowili ochronę pociągu przewożącego złoto. Byli to członkowie Korpusu Czechosłowackiego, utworzonego w 1917 roku w Rosji z jeńców armii austro-węgierskiej.
Tak więc również losy skarbu Kołczaka wymagają dzisiaj dokładnego wyjaśnienia. Dla Rosjan chyba byłoby lepiej, żeby ślady prowadziły jednak do Tokio a nie do Pragi. Japonia jest po prostu wypłacalna.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?