Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wesele w Teatrze Dramatycznym nie zachwyca

Anna Kopeć
Z białostockiej realizacji "Wesela" - bez wcześniejszego zapoznania się z oryginalnym tekstem - niewiele zrozumiemy.
Z białostockiej realizacji "Wesela" - bez wcześniejszego zapoznania się z oryginalnym tekstem - niewiele zrozumiemy. Andrzej Zgiet
Uwspółcześniona wersja "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego w Teatrze Dramatycznym, niestety, nie oddaje tego, co w tym dramacie najistotniejsze - gorzkiej prawdy o nas samych.

Początek zapowiada się obiecująco. Wchodząc do teatru we foyer słychać muzykę techno, która wydaje się być zupełnie niestosowna do tej sztuki. Towarzyszy bohaterom także w pierwszej części przedstawienia. Gospodarze witają gości chlebem i solą. Inne postaci, czy to w historycznych kostiumach, czy w zupełnie współczesnych strojach zagadują widzów, przechadzają się między rzędami na widowni. Błyska gdzieś lampa aparatu cyfrowego, państwo młodzi, choć w kostiumach z epoki, kontaktują się przez telefony komórkowe. Scenę spowija gęsta mgła. Realia przełomu XIX i XX wieku mieszają się ze współczesnością, rzeczywistość z oniryczną wizją.

Największą wartością dramatu Stanisława Wyspiańskiego, tym co przemawia za jego aktualnością, są słowa. W tym arcydziele polskiego dramatu mają szczególną wagę i po to, by poruszyły, nie wystarczy wyrecytować ich na scenie. Tak, niestety, dzieje się w sztuce Bogusława Semotiuka. Bohaterowie wymawiają swoje kwestie, ale nie dodają im żadnej akcji. I nawet jeśli wygłaszają je z największym przekonaniem, to nie robią one na widzach większego wrażenia.

Jest kilka dynamicznych scen, aktorzy ganiają się niemal po całym teatrze. Jednak w tej bieganinie umyka cała istota tego dramatu, pytania o los i tożsamość Polaków, naszą gotowość do działania we wspólnej sprawie.

Z białostockiej realizacji "Wesela" - bez wcześniejszego zapoznania się z oryginalnym tekstem - niewiele zrozumiemy. Szkoda, bo potencjał tego przedsięwzięcia był ogromny. Zaangażowano niemal cały zespół aktorski, swojego głosu Duchowi użycza znany aktor Jan Nowicki, a muzykę skomponował ceniony Michał Lorenc. Jednak znane nazwiska nie pomogły. Białostockie "Wesele" jest nudne i pozbawione przesłania. Trudno odnaleźć tu nasze narodowe grzechy, cechy charakterystyczne, które tak bardzo Wyspiański podkreślał.

Większość część spektaklu rozgrywa się na proscenium, pole gry rozszerza się także o widownię, a nawet balkon. To ciekawy pomysł - aktorzy są niemal na wyciągnięcie ręki, zdecydowanie lepiej widać emocje, którymi chcą się podzielić.

Dopiero w drugiej części, znacznie lepszej od tej pierwszej, akcja przenosi się na scenę niemal zupełnie pozbawioną scenografii. Niewątpliwie tekst "Wesela" jest wymagający, trzeba się na nim mocno skupić. Nagromadzenie scenografii czy rekwizytów mogłoby tylko rozproszyć uwagę widza. Tutaj niemal zupełnie z nich zrezygnowano na rzecz kolorowych świateł i wymownej muzyki. To bardzo dobre rozwiązanie, które nieco ratuje to przedstawienie. Gra tych obu środków jest bardzo wymowna i faktycznie pobudza wyobraźnię. Dla tych elementów to "Wesele" można zobaczyć.

Jednak uporczywe szukanie odpowiedzi na pytanie jaki jest sens tego dramatu może przyprawić widza o ból głowy, podobny do tego jaki może dopaść gości po weselnych szaleństwach.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny