Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siłownia. Uzależnienie od ćwiczeń jest jak narkotyk

Anna Janik [email protected]
staje się w pewnym momencie uzależnieniem.
staje się w pewnym momencie uzależnieniem. Krzysztof Łokaj
Kobiety odchodzą, mięśnie zostają. To maksyma osób uzależnionych od siłowni. Ćwiczą pięć razy w tygodniu, minimum półtorej godziny.

Każdy wieczór spędza na siłowni, z pamięci recytuje skład odżywek, wspomagających przyrost masy mięśniowej, a diety przestrzega bardziej niż niejedna modelka. Łukasz wie, że jest bigorektykiem, ale z uzależnieniem nie zamierza walczyć. Przynajmniej dopóki nie osiągnie wymarzonej wagi 90 kg.

- Na śniadanie jem zazwyczaj omlet z płatkami owsianymi - opowiada 28-letni Łukasz z Przemyśla. - Obiad to koniecznie mięso drobiowe z makaronem. Znudziło mi się to już do tego stopnia, że sam zapach powodował odruchy wymiotne. Myślałem, że pójdzie mi w postaci płynnej, ale i miksowanie nie pomogło. Musiałem zatkać nos i zamknąć oczy, żeby to wypić. Restrykcyjna dieta jest konieczna, bo przybliża do celu szybciej niż sam trening.

Po raz pierwszy fitness klub zobaczył na studiach w trakcie wizyty u przyjaciela w Niemczech. Zatrudnił się w nim dorywczo, a po powrocie do Polski zaczął pracować w recepcji jednej z polskich sieci fitness.

- To nie było tak, że patrzyłem na przechodzących korytarzem rozrośniętych gości i od razu zamarzyło mi się być takim, jak oni. Wręcz przeciwnie: od dziewiątego roku życia trenowałem siatkówkę, zawsze bardziej dbałem o kondycję i wydolność niż masę i siłę. Pierwsze zajęcia, z jakimi miałem kontakt, to był typowy fitness - wspomina.

Treningi siłowe rozpoczął ważąc 65 kg. Na początku chciał po prostu przybrać na wadze, ale po każdych dodatkowych pięciu kilogramach stawiał sobie kolejne cele. W końcu podnoszenie ciężarów stało się prawdziwą obsesją, od której uzależnił całe swoje życie.

Zero imprez i alkoholu

Dziś dzień bez sztangi, hantli, "martwego ciągu", "squatów" i rozpiętek to dla Łukasza dzień stracony. Nie przeszkadza mu choroba, zmęczenie czy problemy osobiste. Ćwiczy pięć razy w tygodniu, minimum półtorej godziny. Każdy dzień to inna grupa mięśniowa. Cztery ćwiczenia po trzy serie, 8-12 powtórzeń.

Poniedziałek - klatka piersiowa, wtorek - plecy, czwartek - barki i brzuch, piątek - ulubiony biceps i triceps, a niedziela - nogi. Pomysłów na ćwiczenia szuka w specjalistycznych magazynach i u instruktorów na siłowni. O treningu myśli nawet wtedy, kiedy planuje wakacje. W hotelu, który wybiera, nie może zabraknąć siłowni, bo dwa tygodnie przerwy zrujnowałoby efekty wielomiesięcznej pracy.

A ta oznacza nie tylko mordercze ćwiczenia, ale ascetyczny wręcz tryb życia. Po pierwsze - dieta. 60 proc. dziennego zapotrzebowania na składniki odżywcze powinny stanowić węglowodany, 30 proc. białko i 10 proc. tłuszcze. Żeby zmieścić się w normach, trzeba skrupulatnie wyliczyć, ile gramów danego produktu można zjeść. - Na początku zapisywałem sobie to na kartce i pod wieczór obliczałem, ile zostało mi na ostatni posiłek. Bywało tak, że ponieważ brakowało tłuszczów, wypijałem szklankę oliwy. Teraz trzymam się stałych zestawów, dlatego takich niespodzianek nie ma - uśmiecha się.

Dieta Łukasza oznacza, że o uczuciu sytości można zapomnieć. Zresztą dawno zapomniał, jak smakują chipsy, sól czy ciastka. W kuchni ma tylko kilka podstawowych produktów: ryż, makaron, twaróg, jajka, drób. Żeby nie zaburzać opracowanej diety, nie jada w restauracjach i barach. To z kolei wyklucza go z życia towarzyskiego. - Wiele razy zapraszali mnie do siebie na weekend znajomi z Wrocławia, ale odmawiałem właśnie przez to, że opuszczę treningi i nie będę mógł utrzymać diety. Ja rzadko gdziekolwiek wychodzę, bo muszę jeść co 2,5 godziny. Jedynym wyjściem jest pojemnik z własnym jedzeniem, ale nie wszędzie można go wziąć, więc wolę zostać w domu - dodaje.

Łukasz nie pije też alkoholu, bo osłabia działanie mięśni. Żeby nie tłumaczyć się z powodów abstynencji, przemyślanin po prostu przestał chodzić na imprezy. Ostatniego sylwestra spędził w domu z rodzicami, co uchroniło go przed obowiązkową lampką szampana. Po blisko rocznym "pakowaniu", przybyło mu ponad 20 kg. Ile to centymetrów w bicepsie i w klatce piersiowej? - Nie wiem, nie mierzę sobie obwodów, bo boję się, że wynik mnie rozczaruje i zniechęci do ćwiczeń. Ciągle wydaje mi się, że postęp jest za wolny, często mam z tego powodu załamki i dlatego wolę nie wiedzieć. Progres widzę po ubraniach, z których pasują już na mnie tylko luźne dresy i po ciężarach. Kiedyś wyciskałem na klatę 50 kg, dziś 90 - mówi z dumą.

Dziewczyna? Tylko kulturystka

Jednym z ulubionych zajęć Łukasza jest oglądanie siebie w lustrze, zwłaszcza w przerwach między seriami. Widok dużych, napompowanych mięśni to motywacja do pracy. I choć wyrzeźbionego ciała pozazdrościć mu może niejeden bywalec siłowni, on wstydzi się rozbierać w szatni i na plaży. Dlatego przestał chodzić na basen.

- Kiedy widzę innych gości, cały czas się do nich porównuję i zawsze wydaje mi się, że jestem mniejszy. Dlatego jeśli poznaję nową osobę, która jest ładnie zbudowana, od razu mam "cofkę". Dystans udaje się przełamać dopiero z czasem.

Łukasz na razie jest singlami przyznaje, że trudno będzie mu znaleźć partnerkę, która zaakceptuje jego styl życia. Zdaje sobie sprawę, że nie będzie jej w stanie poświęcić tyle czasu i uwagi, na ile zasługuje. Na razie jego wolny czas wypełnia oglądanie meczów siatkarskich, spacery i sen. To dla mięśni najlepsza regeneracja, dlatego drzemki to stały punkt jego planu dnia.
Pomocą są też "suple", czyli odżywki i suplementy diety. Białkowe koktajle, puszki kreatyny, aminokwasów, witaminy i tabletki ochraniające wątrobę zajmują cały kuchenny blat i przypominają małą aptekę. Miesięcznie na te wspomagacze wydaje ok. 400 zł.

- Znajomi pytają mnie, czy od tego nie świecę. Odpowiadam, że nie wiem, bo w nocy śpię - śmieje się.

Etap sterydów Łukasz ma już za sobą. Próbował na studiach i nie zamierza do tego wracać. Ale nie ze względów zdrowotnych. Po prostu boi się igieł. Czy ciągłe dążenie do ideału, którego tak naprawdę nie ma, może dawać szczęście?

- Ja nie mam poczucia, że coś mnie omija. To, co robię, daje mi radość, mam fajne życie i niczego mi nie brakuje. No może trochę gibkości, bo łapy urosły mi już na tyle, że nie mogę się podrapać po plecach. Ale coś za coś.

Odwrócona anoreksja

Łukasz to nie jedyny bywalec siłowni, który padł ofiarą bigoreksji. Szacuje się, że dotyka ona ok. 10 proc. ćwiczących na siłowni.

- Na jednej z konferencji poświęconych temu tematowi przedstawiono wyniki ankiety, przeprowadzonej wśród chodzących do klubów fitness. Kilka osób przyznało, że byłoby gotowych oddać kilka lat życia w zamian za rozbudowaną sylwetkę, o której marzą - opowiada dr Monika Drozd, wykładowca wydziału wychowania fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego, prowadząca zajęcia z psychologii sportu.

Chorobę nazywa się odwróconą anoreksją, bo osobami nią dotkniętymi rządzi niepohamowana chęć zwiększania masy mięśniowej. Choć skutki widać w budowie ciała, leczyć trzeba umysł.

- To zaburzenie psychiczne. Bigorektyk nie potrafi właściwie ocenić swojego ciała, w lustrze ciągle widzi chuderlaka i te niedostatki fizyczne próbuje wynagrodzić sobie ćwiczeniami. Może się to wiązać z niskim poczuciem wartości, pewności siebie - wyjaśnia Monika Drozd.

Uzależnienie jak każde inne

Bigorektyk nie uważa, że robi sobie krzywdę. Wręcz przeciwnie, ponieważ trzyma dietę, nie pije alkoholu i trenuje, wydaje mu się, że dba o swoje zdrowie. Tymczasem po latach wielu ma problemy z wątrobą, sercem i układem kostnym, który nie jest w stanie utrzymać gwałtownie zwiększającej się masy ciała. Wielu sfrustrowanych brakiem oczekiwanego efektu w końcu zaczyna sięgać po sterydy anaboliczne, które sprzyjają chorobie niedokrwiennej serca, impotencji, cukrzycy. Wreszcie bigorektycy to często osoby samotne.

- Dla nich ciało jest wyznacznikiem tego, co reprezentujemy. Na tej podstawie oceniają ludzi, a ponieważ niewielu jest w stanie sprostać ich oczekiwaniom, kontakty, jakie nawiązują, są zazwyczaj powierzchowne - zdradza Monika Drozd.
Bigoreksję można leczyć tak, jak wszystkie inne rodzaje uzależnień. Warunek jest jeden: chory musi uświadomić sobie swój problem i chcieć na ten temat rozmawiać.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny