Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Guz mózgu. Prof. Marek Harat uratował Ormianinowi życie

Adam Willma [email protected]
Operacja usunięcia guza mózgu trwała 8 godzin
Operacja usunięcia guza mózgu trwała 8 godzin Adam Willma
Poczułem silny tętniący ból z tyłu głowy. Badanie wykazało obecność dużego guza blisko pnia mózgu. Lekarz w rejonie kazał mi jechać do Bydgoszczy. Tam jest neurochirurg, który cuda robi, powiedział. Dzięki niemu żyję - mówi Ormianin Artyom Minasyan.

Ormiańskie pochodzenie Artyoma Minasyana zdradza tylko lekki akcent. Gramatykę polską opanował niemal perfekcyjnie. W czasie naszej rozmowy zalicza jedynie parę drobnych wpadek.
Mieszkał w Erewaniu. Skończył tu rosyjską szkołę (w tamtych czasach uchodziła za bardziej prestiżową od ormiańskich), dostał pracę jako cholewkarz. Ale fabryki upadły, a z czegoś trzeba było żyć. Brat ściągnął go do Polski. Jeździli po towar na Stadion Dziesięciolecia, obwożąc go później po targowiskach i wsiach w okolicy Sokołowa. W autobusie do Warszawy poznał Elę, dziewczynę z pobliskiej wsi.

Miłość bez granic

- Był taktowny i kulturalny. Zakochałam się na śmierć i życie - śmieje się Ela. - Rodzina ostrzegała, że obcokrajowiec, że nie wiadomo jakie ma obyczaje, że zrobi dziecko i ucieknie. Nic się nie sprawdziło.
- Dlaczego nie Ormianka? Artyom szybko znajduje odpowiedź: - Miłość. A poza miłością Ela ma ormiańskie rysy! W ogóle jest ciemna, te blond włosy to tylko farba. Zresztą moi rodzice zawsze mówili - nieważna narodowość, ważne żeby dziewczyna była dobra. I jest! Dla sprawiedliwości urodziły nam się dwie córeczki. Starsza - o ormiańskich rysach, a młodsza wypisz wymaluj Słowianka.
Wypracowali z Elą kompromis w kuchni. - Z domu wyniosłam tradycyjne polskie gotowanie, więc ormiańskie przepisy, których nauczyła mnie teściowa, wydawały mi się dziwne. Ale z czasem je polubiliśmy. Dzieci już nie wyobrażają sobie obiadów bez gołąbków na liściach winogron i ormiańskich szaszłyków.

Góry i lasy

Również polska obyczajowość nie była dla Artyoma problemem: - Sporo wiedziałem o Polsce. O Papieżu, Wałęsie, ale też o historii, bo mój dziadek służył w carskich oddziałach stacjonujących w Łodzi i sporo opowiadał. Wiedziałem też, że dla nas, Ormian Polska była zawsze tolerancyjna i przyjazna, a Ormianie walczyli po polskiej stronie pod Grunwaldem i Wiedniem. Ale prawdziwe zaskoczenie czekało mnie po przyjeździe. Dowiedziałem się, że wiele ważnych polskich osobistości ma ormiańskie korzenie. Może dlatego, że nam łatwo się dostosować do polskich obyczajów, bo jesteśmy chrześcijanami. Polska wigilia czy Wszystkich Świętych bardzo mi przypadły do gustu.

Kilka lat temu Minasyan zainteresował się fotografią. Rozpoczął od zdjęć rodzinnych, z czasem wyspecjalizował się w fotografii przyrody: - W Armenii przywykłem do gór i suchego klimatu - wyjaśnia. - Polskim fenomenem są wilgotne lasy. Jest ich tu dużo, a dzięki temu wiele wspaniałych zwierząt. To daje duże możliwości dla fotografa.

W ubiegłym roku Artyom miał wystawę swoich zdjęć.
Bez złudzeń

Sielanka skończyła się kilka miesięcy później: - Poczułem silny, tętniący ból z tyłu głowy. Zaniepokoiło mnie to, bo ja mam raczej niskie ciśnienie. W badaniu stwierdzono obecność dużego guza blisko pnia mózgu. Gdy się o tym dowiedziałem, ręce mi opadły, uszło ze mnie życie.

Wizyta u specjalisty w Warszawie nie polepszyła sytuacji. Perspektywa była ponura. Nawet jeśli uda się usunąć intruza z mózgu, pozostanie kaleką - zakomunikowano. Straci słuch w jednym uchu, pojawią się problemy z przełykiem, uszkodzony zostanie nerw twarzowy, będą kłopoty ze wzrokiem.

Ela dowiedziała się w pracy. - Miałam właśnie wychodzić do sklepu. Usiadłam i płakałam, nie wiedząc jak powiedzieć o tym dziewczynkom. Przecież tata był dla nich najważniejszy. To on poświęca im najwięcej czasu, bawi się, uczy, podsuwa im różne pomysły. Uwielbiają go bezgranicznie.

Grobowy nastrój w domu przerwał dopiero lekarz z Węgrowa. - Powiedział mi, że w Bydgoszczy jest wspaniały chirurg, który potrafi czynić cuda - wspomina Minasyan. - Ustaliliśmy, że ten chirurg to prof. Harat. Zapisałem się na konsultacje. Profesor powiedział mi, że guz lewego kąta mostowo-móżdżkowego jest najprawdopodobniej nerwiakiem, który nie powoduje przerzutów. Zastrzegł, że operacja jest równoznaczna z utratą słuchu w jednym uchu, ale stwierdził, że istnieje możliwość ocalenia nerwu twarzowego.

To była niesamowita rozmowa, czułem się tak, jakbym rozmawiał z psychologiem. Był życzliwy i skromny, ale jednocześnie konkretny. Przy okazji okazało się, że profesor wie sporo o kulturze Ormian. Po raz pierwszy wyszedłem z gabinetu uśmiechnięty. Bez jednego ucha można przecież żyć.

Gołąbki dla profesora

Operacja trwała 8 godzin. Chorego usadowiono w pozycji siedzącej. - Ani przez chwilę nie zwątpiłem. Miałem wewnętrzne poczucie, że znalazłem się w rękach najlepszego specjalisty na świecie - opowiada Minasyan. Żona i córki codziennie modliły się za jego zdrowie. W miejscowym kościele odprawiono mszę. Po wybudzeniu Minasyan widział podwójnie. Profesor uspokoił go, że ten objaw minie. I tak się stało. Powoli zanika też pooperacyjne porażenie nerwu twarzowego. Osiem dni po operacji pacjent wrócił do Sokołowa.

Rodzice na razie nie wiedzą o niczym: - U nas więzi rodzinne są niebywale silne - podkreśla Artyom. - Ormianie żyją życiem swoich dzieci, więc wiedziałem, że dla mamy i taty taka informacja byłaby zabójcza. Niedługo im powiem. Wiem, że pierwsze co zrobią po przyjeździe do Polski, to pojadą do Bydgoszczy podziękować profesorowi. W Armenii, jeśli ktoś wyświadczył ci dobro, nie zapomina się o tym nigdy. Obowiązuje wdzięczność do końca życia. Sam nie wiem, jak dziękować, za to, co spotkało mnie. Chciałbym chociaż zaprosić profesora na gołąbki w liściach winogronowych i szaszłyki.
Z prof. Markiem Haratem, neurochirurgiem z Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy rozmawia Adam Willma

To była trudna operacja?

Prof. Marek Harat: Jedna z trudniejszych i najdłuższych. Przez cały czas trzeba było zachować pełną koncentrację, bo nieraz wręcz na końcu operacji, kiedy zostają ostatnie fragmenty, dzieją się rzeczy najważniejsze, decydujące o tym, w jakim stanie będzie pacjent po zabiegu. Ten guz przekraczał już 4 centymetry i naciskał na pień mózgu odpowiedzialny za różne istotne czynności życiowe. Cała sztuka w takich operacjach polega na tym, aby przy usuwaniu guza nie zniszczyć nerwu twarzowego. Na szczęście mamy dziś aparaturę, która pozwala na precyzyjne monitorowanie. Robimy na przykład pobudzenia kory mózgowej i sprawdzamy jaki czas upływa od impulsu do reakcji mięśni. Ta aparatura umożliwia poszukiwanie nerwu twarzowego, który jest prawie niewidoczny i pozostaje na granicy przewodzenia impulsów. Możemy go znaleźć i w sposób najdelikatniejszy oddzielić od guza (choć nie zawsze to możliwe). Czy pacjent będzie umiał ruszać nogą, czy będzie mógł zamykać powiekę, słyszeć, czuć dotyk - to wiem już w czasie zabiegu.

Jak Pan wytrzymuje 8 godzin przy stole operacyjnym w pełnej koncentracji?

- Trochę się człowiek przyzwyczaja, trochę pomaga adrenalina. Gdy odchodzę po takiej operacji od mikroskopu, wyglądam jak po walce bokserskiej - mam oczy opuchnięte od ucisku przez okular. W emocjach tego ucisku się nie czuje. W trakcie operacji robimy sobie minutowe lub dwuminutowe przerwy, gdy pacjenta trzeba - mówiąc w skrócie - wyrównać Wtedy można napić się herbaty czy kawy. Najbardziej dramatyczne chwile z takich operacji pozostają oczywiście w człowieku i stale mam je przed oczami, gdy zamykam powieki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny