Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wola Zambrowska. Tragiczny wypadek busa: Zła droga nadal może zabijać

Agata Sawczenko [email protected] tel. 85 748 96 59
Rodziny wciąż nie mogą pogodzić się z tragedią. Na zdjęciu od lewej: Leonora Kowalik, Maria Waśko, Maria Dorofiejuk, Zdzisław Zimnoch i Mikołaj Dorofiejuk.
Rodziny wciąż nie mogą pogodzić się z tragedią. Na zdjęciu od lewej: Leonora Kowalik, Maria Waśko, Maria Dorofiejuk, Zdzisław Zimnoch i Mikołaj Dorofiejuk. Anatol Chomicz
Wola Zambrowska. W tragicznym wypadku zginęło sześciu młodych hajnowian. Biegły orzekł, że przyczyną była źle skonstruowana droga. Choć od wypadku minęło już osiem miesięcy, nic nie zostało poprawione.

W nocy 10 lutego wyjechali do pracy. Dostali zlecenie z Warszawy - to była u nich codzienność. Jeździli do stolicy często. Niestety, tym razem wszystko potoczyło się inaczej niż zwykle. W Woli Zambrowskiej bus wpadł w poślizg. Zjechał na przeciwny pas ruchu. Uderzył w niego jadący z naprzeciwka tir. Zginęli wszyscy.

Wola Zambrowska: Wypadek busa. Sześć osób nie żyje. (wideo, zdjęcia)

Choć od tragedii minęło już prawie osiem miesięcy, rodziny nie mogą się pogodzić ze stratą.

- Ten ból nie minie nigdy - mówią.

Bogdan, Jarek, trzech Krzyśków i Marcin. Wszyscy od lat pracowali w zakładzie stolarskim Mikołaja Dorofiejuka, choć tak naprawdę firmę przejął już Marcin, syn pana Mikołaja. To właśnie Marcin prowadził samochód, gdy o piątej rano jechali skończyć montaż mebli u zleceniodawcy w Warszawie. Tę drogę pokonywali mnóstwo razy.

Zaraz po wypadku w Hajnówce słychać było spekulacje, że na pewno Marcin jechał za szybko.

- Jak ktoś jest człowiekiem, ale takim prawdziwym człowiekiem, to takich rzeczy nie wygaduje - wzdycha Maria Dorofiejuk, mama Marcina i żona pana Mikołaja. - Ale są przecież i tacy, co żyją plotkami. A plotki bolą.

W opinii biegłego Marcin nie zawinił. Ekspertyzy mówią wyraźnie: "W istniejących warunkach kierowca nie mógł takiej sytuacji przewidzieć i nie mógł zareagować na takie zdarzenie".

Warunki na drodze - mimo mrozu - były dobre. Tylko w tym jednym miejscu - lód. Marcin nie mógł go zauważyć. Włączył światła mijania, bo przecież z naprzeciwka nadjeżdżał samochód. A te nie oświetliły mu niebezpieczeństwa.

Kto zawinił? To orzeknie sąd. Jednak jedno jest niemal pewne. Na posesji, obok której zdarzył się wypadek, nie powinna powstać ekologiczna oczyszczalnia ścieków. Poziom wód gruntowych jest tu za wysoki i dlatego woda wypływa z posesji na jezdnię.

GDDKiA: Woda na drogę leciała z posesji. Przez rurę.

Czy winne jest starostwo, które nie powinno wydać zgody na budowę oczyszczalni przydomowej, czy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która zgodziła się odebrać nieprawidłowo wykonaną drogę?

Z opinii biegłego z zakresu budownictwa drogowego wynika jednoznacznie: woda z posesji nie spływała do przydrożnego rowu, tylko płynęła ciurkiem po jezdni, ponieważ pobocze wykonano bez spadku 6 procent w kierunku zjazdu.

W projekcie nie było profilu tego zjazdu i był on wykonany niezgodnie z przepisami. "Komisja odbioru GDDK nie powinna była odebrać tak wykonanego zjazdu" - pisze w opinii biegły.

Choć od tragedii minęło już osiem miesięcy, droga nie została poprawiona.

- Czekamy na decyzję sądu - mówi Rafał Malinowski, rzecznik białostockiego oddziału GDDK.
A ta nie wiadomo, kiedy zostanie wydana. Byle nie za późno, bo kolejna zima już blisko. I nie warto dopuścić, by doszło do następnej tragedii. Bo strata bliskich boli tak bardzo.

- Ból jest okropny - kiwa głową Maria Dorofiejuk.

- I nie minie już nigdy. Zostanie nam do końca życia - dodaje Zdzisław Zimnoch. Jego syn Krzysztof był najmłodszy spośród wszystkich chłopców. W piątek skończyłby 24 lata.

- Zamówiliśmy mszę - mówi pan Zdzisław. - Ale to wszystko nie daje zapomnieć, te sądy, te msze. Ich i tak nie ma.

- A my popadamy w coraz większą depresję - mówi Maria Dorofiejuk. I opowiada: - Najpierw to wszystko chyba do mnie nie docierało. Niby wiedziałam, a nie wiedziałam... A tu przecież wydarzyła się taka katastrofa. Nie żyje sześciu ludzi. Nie żyje mój syn. I jak tu sobie poukładać życie?

Maria Waśko i Leonora Kowalik wróciły do pracy. Ciężko, ale wśród ludzi im lepiej. Maria Dorofiejuk zrezygnowała z pracy. Codzienne spotkania z ludźmi były ponad jej siły.

Wypadek busa. Zginęło sześć osób, rodziny są w trudnej sytuacji.

Nie da rady już nic robić. Kiedyś lubiła czytać, teraz nawet tego nie może.

- Mówi się, że wiara pomaga. I to prawda. Bo ja wciąż myślę o tym życiu po życiu. I sobie wyobrażam, że on żyje, że jest mu dobrze. Że jest blisko nas. Żeby nie to, to już by nie było po co żyć - płacze. - Ja teraz już wiem: trzeba albo mieć bardzo dużo dzieci, albo wcale. Bo ból po stracie jest taki wielki. Pustki po zmarłym dziecku nic nie wypełni.

Jej mąż zamknął zakład. Wiedział, że nie da rady go już prowadzić. Nie po takiej tragedii.

- Ale lekarz kazał mi iść do pracy. Sam zresztą wiedziałem, że jeśli nic nie będę robić, to będzie ze mną źle - mówi.

Znalazł pracę w zakładzie stolarskim.

- Jest jej tyle, że 24 godziny doby to za mało. I to mi właśnie odpowiada - mówi.

Krzysztof Waśko zostawił mamę, siostrę i dziewczynę.

- Miałam syna i córkę, teraz mam dwie córki - mówi Maria Waśko. Bo z dziewczyną Krzyśka spotyka się cały czas.

- Sama teraz została. Nie ma nikogo - mówi pani Maria.

Córka pani Marii, Anna, zawaliła rok na studiach. Nie była w stanie jeździć do Wrocławia, spotykać znajomych. Teraz chce wrócić na uczelnię, ale do Warszawy.

Krzysztof był dla niej nie tylko bratem, ale i przyjacielem. No i pomagał jej jak mógł. Wyjeżdżał do Białegostoku, gdy wracała z Wrocławia. A jak jechała na zajęcia, to zawsze po cichutku włożył jej kilka złotych: a to do laptopa, a to w jakąś kieszonkę. Potem dzwonił: sprawdź, co tam jest, żebyś nie zgubiła.

Wszystkim się popsuła sytuacja życiowa. Zginęli żywiciele rodziny. Ci najzaradniejsi, ci, którzy najwięcej umieli. Zakład stolarski prowadził już Marcin Dorofiejuk. Inwestował w firmę cały czas, planował. Teraz zostały tylko długi do spłacenia. No i dom, który Dorofiejukowie budowali z myślą o Marcinie.

- Myśleliśmy, że z nim zostaniemy na starość - wzdycha Maria Dorofiejuk.

W ciężkiej sytuacji są wszystkie rodziny. Leonora Kowalik i Maria Waśko zostały z dorosłymi dziećmi, więc u nich nie jest tak tragicznie. Ale młode matki mają bardzo źle.

Honorka Zimnoch mieszka z teściami. Nie pracuje, bo co zrobić z maleńkim dzieckiem.

Ewa Kubajewska została sama z trójką dzieci.

Iza Suprun z dwójką dzieci i z kredytem na dom. Ciężko im zorganizować teraz sobie życie. Gdy ma się małe dzieci, to czasem nie ma nawet jak wyjść po zakupy, do lekarza, do urzędu.

Pomagają rodziny, urzędy, nawet PSS Społem w Hajnówce zainteresowała się losem młodych wdów. Tylko ubezpieczyciele samochodu oraz gminy, na terenie której biegnie droga, nie odezwali się.

Gdy skończy się śledztwo, będzie można w końcu ubiegać się o odszkodowania i zadośćuczynienie. Bo choć zmarłych chłopców pieniądze nie zastąpią, to dzieci muszą mieć jakiś start w życiu.

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny