Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podlaski Ogród Ziołowy w Korycinach koło Grodziska. Jedyny taki ogórd botaniczny

Alicja Zielińska
Uroku gospodarstwa agroturystycznego w Korycinach dodają stare budynki przeniesione tu z okolicy
Uroku gospodarstwa agroturystycznego w Korycinach dodają stare budynki przeniesione tu z okolicy Anatol Chomicz
Amerykańska achinacea, azjatycki żeń-szeń, mandżurska aralia i wiele innych ziół o bardziej swojskich nazwach, jak szałwia, mięta czy łopian. W sumie 700 gatunków roślin, a ma być tysiąc. Można je oglądać w Podlaskim Ogrodzie Ziołowym Mirosława Angielczyka w Korycinach koło Grodziska. To jedyny taki prywatny ogród botaniczny w Polsce.

Zioła zbierał od dziecka. W Korycinach, skąd pochodzi, tradycja ta była przekazywana z pokolenia na pokolenia. Przyjeżdżali aptekarze, kupowali je na różne schorzenia. Chodził i on z babcią po łąkach i zagajnikach nadbużańskich, poznawał sekrety roślin.

- Pociągała mnie nie tylko sama praca i związany z tym zarobek, ale również obyczajowość oraz symbolika ziół. Bo to był cały obrzęd, rytuał - opowiada Mirosław Angielczyk. - Wierzono w moc ziół, nie tylko zdrowotną, miały zapewnić dobrobyt, chronić przed burzami, klęskami.

Zarobione pieniądze przeznaczał na atlasy roślin i książki przyrodnicze. Jak mówi, wyjątkowo łatwo zapamiętywał nazwy ziół. Rozpoznawał je bez problemu. Naturalną więc drogą dalszej edukacji był kierunek rolniczy na SGGW w Warszawie.

- Po kilku latach pracy zawodowej pomyślałem, że skoro znam się na ziołach, interesuje mnie to, dlaczego by nie wykorzystać tej wiedzy w praktyce. Zorientowałem się w sklepach zielarskich, że na zioła było duże zapotrzebowanie. Więc jeśli jest rynek zbytu, ludzie chcą je kupować, a u nas te zioła rosną, prosta sprawa, trzeba je zbierać.

Dary Natury

Był rok 1990. Akurat zaczęła się transformacja ustrojowa, powstały ułatwienia dla prywatnego biznesu. Mirosław Angielczyk wrócił do rodzinnej wsi, założył zakład i ruszył z działalnością gospodarczą. Na początku bez żadnego zaplecza, ot, po prostu zajął pokój w domu u rodziców i przez rok sam pracował. Kroił zioła, pakował je w torebki, dostarczał do sklepów. Po roku postawił pierwszy budynek, w kolejnych latach przybywały urządzenia, najpierw używane z innych zakładów zielarskich, potem nowe. Firma się rozwijała. Dziś Dary Natury w Korycinach to już przedsiębiorstwo. Dostarcza na rynek około 100 gatunków ziół, jest producentem różnorodnych przypraw kuchennych i herbatek roślinnych. Jako jedyny w Polsce Mirosław Angielczyk uprawia trawę żubrówkę, wykorzystywaną w przemyśle spirytusowym. Ma też uprawę rzadkiego obecnie w naturze czosnku niedźwiedziego. I jako jeden z dwóch producentów w kraju posiada zarejestrowaną kawę z żołędzi. To receptura wygrzebana ze starej szuflady. Kawę z żołędzi pito niegdyś jako lek, ma bowiem właściwości wzmacniające, bo żołędzie zawierają pożywne węglowodany. To tylko pierwsze z brzegu ciekawostki.

- Niektóre zioła zbieramy na kilogramy, a inne tonami - opowiada właściciel Darów Natury. Wszystkie mieszanki, które sprzedajemy, są mojego autorstwa. Nie tylko ziół, ale i przypraw kuchennych. Wykorzystujemy rodzime rośliny, które kiedyś służyły jako przyprawy, gdy tych kolonialnych było mało, na przykład kuklik zwyczajny (można nim zastąpić cynamon), bluszczyk, macierzanka, szczawik zajęcy. Kierowałem się zawsze tym, by robić to, czego inni nie mają, nie ścigać się z dużymi zakładami, bo gdzie ja będę konkurował w produkcji rumianku, którą ma każdy Herbapol, każdy zakład zielarski.

Ziołowy Zakątek

A potem przyszła pora na realizację największego marzenia - stworzenie kolekcji roślin, od tych najbardziej pospolitych, które kiedyś zbierano, po oryginalne pochodzące z dalekich krańców świata. Żeby pokazywać je zbieraczom, czy choćby mieć dla siebie. Zaczął gromadzić ziemię. Dopisało mu szczęście. Znalazł po sąsiedzku sześć działek i udało mu się je wszystkie skupić. W sumie wyszło 15 hektarów.

Prace nad tworzeniem ogrodu botanicznego trwały cztery lata. Trzeba było użyźnić glebę, gdyż były to grunty przeważnie szóstej klasy, na których uprawiano tylko żyto, przygotować stanowiska dla roślin. A w międzyczasie zbudować zaplecze. Bo zamysł Mirosława Angielczyka był taki, aby przyjeżdżający tutaj mogli się zatrzymać na dłużej. Powstała więc biblioteka, pracownia zielarska, pokoje do wynajęcia.

Wszystko zachowane jest w folklorystycznej konwencji, jakby czas się zatrzymał. Już od wejścia szyku zadają stare drewniane domy. Zostały przeniesione z okolicy. Każdy z nich ma swoją historię. Ten, w którym mieści się biuro, pochodzi z Grodziska. Należał do bogatego szlachcica. Potem kupili go równie bogaci Żydzi na sklepy z materiałami. A że obszerny był, to i jeszcze starczyło miejsca na szkołę. Po wojnie został umieszczony w rejestrze zabytków, ale zawalił się dach i jego żywot wydawał się przesądzony, miał być rozebrany. Na szczęście trafił do Korycin i teraz prezentuje się w swojej krasie.

Kolejny, okazały dom, zamieszkały niegdyś przez dwóch braci w Rudce, Mirosław Angielczyk dostał w prezencie ze wszelkim wyposażeniem. Bo potomkowie rodziny chcieli go ocalić. W czasie wojny kwaterowali tu na zmianę oficerowie rosyjscy i niemieccy. Obecnie służy jako świetlica. Dwa mniejsze domy z wiernie zachowanymi detalami sprzed lat dopełniają całości Ziołowego Zakątka, jak się nazywa gospodarstwo agroturystyczne.

- Nawet, jeśli dom był zniszczony, to pozostały resztki ornamentów. Szkoda, by się zmarnował. Przecież ktoś go projektował, została w nim dusza. Powinien żyć - taką zasadę wyznaje Mirosław Angielczyk.

Ogród botaniczny

Ogród jest imponujący. Rośnie w nim ponad 700 gatunków roślin, z tego około 200 to rośliny lecznicze. - Mamy wszystkie zioła, jakich się obecnie używa, jak i te, które były wykorzystywane przez nasze babcie przed laty - mówi Mirosław Angielczyk.

W ubiegłym roku złożył wizytę w Korycinach prof. Jerzy Puchalski, prezes rady ogrodów botanicznych. Po obejrzeniu zbiorów, ocenił, że kwalifikują się na ogród botaniczny. Starania o zarejestrowanie placówki powiodły się. Kolekcja spełniła wszystkie wymogi formalne i została jednomyślnie przyjęta przez radę ogrodów botanicznych.

W czerwcu tego roku Podlaski Ogród Ziołowy Mirosława Angielczyka został otwarty. To pierwszy prywatny taki kompleks przyrodniczy w Polsce.

Szałwię trzeba pogłaskać

Ruszamy z gospodarzem na wędrówkę po krainie ziół. Oglądać i podziwiać rośliny można godzinami. A ileż przy tym się dowiedzieć o ich pochodzeniu i właściwościach, z których nie zdajemy sobie sprawy, mijając je na łące czy w lesie. Pokrzywa zwyczajna, pokrzywa żegawka (zbierana niegdyś masowo jako pokarm dla zwierząt), pokrzywa kuleczkowata (może służyć do ozdoby), pokrzywa konopiolistna, która ponoć jest w Polsce, a której nikt nie może znaleźć. Różne rodzaje bazylii, każda o innym zapachu, cynamonowa, cytrynowa. Szałwia w kilku odmianach.

- Tę muszkatałową trzeba pogłaskać, by poczuć jej intensywny, piękny zapach - zachęca Mirosław Angielczyk. Używana jest do wyrobu ekskluzywnych perfum.

Bylica - boże drzewko - kiedyś sadzona przy każdym gospodarstwie, stosowana była na zranienia. Hyzop lekarski - święta roślina, z jej gałązek robiono miotełki do święcenia, ma silne właściwości odkażające.

- Roślinom o właściwościach leczniczych dodawano określenie boży, święty, by podkreślić ich znaczenie. A te, które były trujące otrzymały przydomek wilczy, szatański - tłumaczy Mirosław Angielczyk. Z których jest najbardziej dumny? Uśmiecha się z zakłopotaniem, bo jak tu wybrać z takiej mnogości roślin. Z żeń-szenia na pewno.

- W żadnym ogrodzie botanicznym nie widziałem żeń-szenia. To trudna do uprawiania roślina, wymaga specjalnej gleby i zacienienia. Mnie się udało. Mam okazy już 20-letnie.

A jak żeń-szeń, to i mandragora, ceniona w medycynie i farmacji, o równie magicznych właściwościach. Ale także egzotyczna i intrygująca leuzea o fioletowych kwiatach. Pochodzi z Azji, w Polsce znana pod nazwą szczodrak krokoszowy, a na świecie jako korzeń marala (od gatunku jeleni, dla których leuzea stanowi ulubione pożywienie). Jest legendą syberyjskiej odporności i siły, w czasach Związku Radzieckiego karmiono nią sportowców przed zawodami, bo dodaje sił i podnosi wigor. Ale nawet takie banalne zioło, jak świetlik lekarski też jest cenne. Rośnie na ugorach, łąkach, choć już coraz rzadziej. - Wyhodowanie go jednak z nasion nie jest łatwe, bo to półpasożyt, i też obawiam się, że żaden ogród botaniczny w Polsce go nie posiada - dodaje Mirosław Angielczyk.

Ziół w Korycinach ma być jeszcze więcej.
- Myślę, że na wiosnę uda nam się zgromadzić około 1000 gatunków roślin - zdradza swoje plany Mirosław Angielczyk. Powiększy się też oferta tego niezwykłego kompleksu przyrodniczego. Na ukończeniu jest właśnie budynek, w którym swoją siedzibę znajdzie centrum edukacji przyrodniczej i zielona szkoła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny