Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warto znać swoje korzenie

Alicja Zielińska
Leoncjusz Piotrowski opisał dzieje swojej rodziny od prapradziadków i przedstawił bogatą historię rodzinnej wsi Hołody, sięgającą XV wieku - Zbieranie materiałów zajęło mi ponad 20 lat. Ale warto było. Człowiek czuje się dumny i pewniejszy, kiedy zna swoje korzenie, wie skąd pochodzi - mówi.

W życiu tak jest, że jak odejdą dziadkowie, rodzice, to człowiek myśli, a jak to było kiedyś, a skąd moi przodkowie, ale już nie ma z kim rozmawiać. I pozostaje żal, że w porę nie wypytaliśmy o wszystko. Tak było i ze mną - przyznaje Leoncjusz Piotrowski. - Zbierałem stare zdjęcia, zapisywałem zasłyszane opowieści, ale minęło wiele czasu zanim poznałem dzieje rodziny.

Zaczęło się od tego, że będąc w Słonimie w domu swego stryja Włodzimierza Piotrowskiego, przeglądając zdjęcia i notatki, napotkałem taki zapis: “U mego dziadka Jakima po zmianie carskiego prawa i przyznania prawa do ziemi była jedna druga uczastka ziemi, tj. 15 dziesięcin, z tego siedem i pół dziesięciny ziemi ornej to ługi, las i pastwiska". Przepisałem ten fragment i zabrałem do domu w Polsce. Ta notatka mnie zaintrygowała, postanowiłem się dowiedzieć więcej o rodzinie. U dziadka znalazłem teczkę z czasów, kiedy był on sołtysem. W tej teczce znajdowały się różne dokumenty procesowe, nakazy opłat, pokwitowania rachunków z czasów okupacji sowieckiej, niemieckiej. Były w niej też opisy gdzie jakie ziemie leżą, w jakim uroczysku w Hołodach. Bardzo dużo materiałów znalazłem w księgach metrykalnych parafii prawosławnej w Szczytach. Pomógł mi również kolega Fionik, który ma muzeum małej ojczyzny w Bielsku Podlaskim. Przywiózł z Wilna informacje dotyczące mojej wsi. I tak pogłębiałem swoją wiedzę. A wciągało mnie to coraz bardziej. Wiele godzin przesiedziałem również w archiwum diecezji w Drohiczynie, gdzie są bardzo dobrze opracowane dokumenty przez nieżyjącego już księdza Borowskiego.

Zbieranie materiałów zajęło mi ponad 20 lat. Kiedy miałem je już spisane, córka Ewa Zwierzyńska, nic mi nie mówiąc, opublikowała je. Akurat na święta Bożego Narodzenia. To była wielka dla mnie radość. Po wigilii siedzimy przy choince, trwa rozdzielanie prezentów, wszyscy już dostali, została ostatnia paczka, ciężka, duża, zastanawiam się, co w niej może być. Rozpakowałem i wysypały się egzemplarze książki. Do dzisiaj wspominam ten moment ze wzruszeniem.

A książka jest bardzo ciekawa. Chociaż to dzieje rodu Piotrowskich, to dużo w niej cennych informacji historycznych i etnograficznych o wsi Hołody. Miejscowość powstała zapewne w XV wieku - pisze Leoncjusz Piotrowski. - I być może do nich odnosi się wzmianka o młynie chłodowskim w 1501 r. Około 1560 r. wieś osadzona była na 60 włókach. Pierwsza wzmianka o wsi Hołody pochodzi z 1576 r. Nazwa wsi pochodzi od określenia ludzi pracujących na lichych polach - mówiono na nich hołodki.

Bardzo zniszczona w czasie najazdu szwedzkiego została ponownie zasiedlona, w 1790 r. liczyła 40 domów. W 1915 r. miało miejsce tzw. bieżeństwo, gdy prawie wszystkich mieszkańców wysiedlono w głąb Rosji, gdzie przebywali do zakończenia I wojny światowej. Tej dramatycznej tułaczki doświadczyła też rodzina Piotrowskich.

W 1900 r. w Hołodach było sześć młynów-wiatraków. Ich budową zajmował się Mikita Grygoruk, znany w okolicy majster od wznoszenia domów i budynków gospodarczych. Na rzece Orlance przy drodze w kierunku do Hajnówki znajdował się również młyn wodny. W okresie międzywojennym młyn ten należał do spółki Wasielewski i Słupski. Użytkowano go do 1938 r. W chwili obecnej jest w tym miejscu tama. Wszystkie wiatraki spłonęły w czasie dwóch wojen.
Były też w Hołodach karczmy, prowadzone przez Żydów. Można było w nich zjeść i wypić wódkę, którą sprzedawano na kwarty.

W 1910 r. we wsi układano bruk. Kamienie zwożono z całej okolicy. Za ich dostarczenie dobrze płacono, więc miejscowa ludność chętnie je zwoziła. Potem carscy żołnierze budowali strategiczną drogę z Bielska do Prużan, mieszkając w tym czasie u gospodarzy. W budowie drogi mieli też swój udział mieszkańcy, bo musieli odrabiać tzw. szarwarki. Carskie wojsko dokonywało również regulacji rzeki Orlanki po obu stronach drogi do Hajnówki. Żołnierze kopali nowe koryto szpadlami, w tym czasie postawiono na rzece drewniany most.

Piękną historię ma tutejsza Ochotnicza Straż Pożarna. Powstała w 1928 r. Na stanie miała dwa wozy (tzw. kolaski) ciągnione przez konie. Na nich spoczywały drewniane, duże beczki okute żelaznymi obręczami. Wodę do beczek nalewano wiadrami. Na trzeciej furze była przewożona sikawka z wężami. Pierwszym prezesem straży był Eugeniusz Ostasiewicz ze Szczyt.

- Należeć do straży to był zaszczyt, wszyscy chętnie się do niej garnęli - podkreśla pan Leoncjusz. - Chociaż z czasem konne wozy ustąpiły miejsca samochodom wyposażonym w nowoczesny sprzęt gaśniczy, to strażacy we wsi byli traktowani w sposób szczególny. Latem w niedziele przeprowadzali ćwiczenia. Urządzali również we wsi zabawy taneczne i różne imprezy. A kiedy młodzi mężczyźni szli do wojska, to odprowadzali ich w mundurach i w szyku defiladowym.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny