Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obóz niemiecki w Choroszczy - 7 tys. jeńców pochowanych w rowie

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Cmentarz w Choroszczy
Cmentarz w Choroszczy Paweł Malinowski
Był Kazachem. W 1939 r. został wcielony do Armii Czerwonej, która napadła na Polskę. Kiedy w 1941 r. wybuchła wojna niemiecko-radziecka trafił do hitlerowskiego obozu w Choroszczy, tu zginął. Rodzina dowiedziała się o tym dopiero w ubiegłym roku i teraz przyjechała go upamiętnić. W czasach PRL o obozie jeńców sowieckich w Choroszczy oficjalnie nie mówiono. Zmarło tam ponad 7 tysięcy osób.

Przez wiele lat cmentarz przy drodze z Choroszczy do Żółtek był traktowany jako miejsce pochówku pacjentów pobliskiego szpitala psychiatrycznego, których rodziny nie były w stanie ich odebrać. O tym, że leżą tam tysiące jeńców sowieckich hitlerowskiego obozu wiedzieli tylko starsi mieszkańcy.

Janusz Koronkiewicz pamięta, jak powstał obóz. Miał osiem lat wtedy osiem lat. W wydanej niedawno staraniem Stowarzyszenia Pamięć i Tożsamość Skała w Choroszczy, książce "Wspomnienia z mojego wojennego dzieciństwa" tak pisze: "Największym wówczas zaskoczeniem dla wszystkich był fakt, że w ciągu kilku końcowych dni czerwca 1941 r. tak wiele się zmieniło. Po niespodziewanym uderzeniu Niemców na Związek Radziecki, Szosą Żółtkowską (obecna ulica Zwycięstwa) w Białymstoku, od dworca kolejowego w kierunku Choroszczy ciągnęły kolumny wystraszonych jeńców sowieckich. Nie tak dawno jeszcze butni chodzili po mieście, napełniając nas strachem, a teraz konwojowało ich kilku Niemców. Będąc później u dziadków w Dzikich nie mogłem się nadziwić, że cały las tak nagle opustoszał z licznie zgromadzonego w nim wojska sowieckiego, a wojenny garadok, zlokalizowany na terenie szpitala psychiatrycznego w Choroszczy, stał się niemieckim obozem dla kilkunastu tysięcy jeńców sowieckich. Postawiony w miasteczku niedawno na wysokim postumencie pomnik Lenina leżał w gruzach na skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Szosy Szpitalnej. Z rozkazu Niemców zniszczyli go miejscowi Żydzi".

Drudzy dziadkowie Janusza Koronkiewicza (ze strony mamy) mieszkali w Choroszczy. - Rodzice zajęci pracą w Białymstoku i codziennym zdobywaniem żywności często wysyłali mnie do dziadków Rogowskich, uważając, że tam będę bezpieczniejszy - wspomina. - Od domu dziadków do obozu było nie więcej jak 350 metrów. Idąc na łąki czy nad rzekę Horodniankę nie sposób było nie spotkać jeńców przy kopaniu torfu bądź widzieć ich przez druty płotu. Pomimo rygorystycznego zakazu rodziców, nosiliśmy im ukradkiem chleb, kartofle i kładliśmy pod płot. A oni nam dawali za to wystrugane z drzewa różne kukiełkowe ludziki, nazywane panoczkami.

Obóz zajmował 20 hektarów, był ogrodzony podwójnym płotem z drutu kolczastego. Ten płot powstawał etapami. Przez kilka pierwszych miesięcy zgłodniali i bardziej odważni jeńcy sowieccy, po zapadnięciu zmroku, przekradali się przez park do najbliżej położonych zabudowań we wsi Żółtki, żebrząc o jedzenie. Janusz Koronkiewicz przytacza opowieść nieżyjącego już Franciszka Rogowskiego (którego dom znajdował się niedaleko cmentarza - dziś w tym miejscu budowana jest nowa ósemka). Wieczorem nie można było nakarmić trzody chlewnej, bo zza węgłów chlewa niczym duchy, wyłaniali się jeńcy w łachmanach i w mig z wiader wszystko wyjadali. I choć przed kilkoma tygodniami Rogowscy byli na liście wyznaczonych przez NKWD do wywózki na Sybir, to teraz z litości pomagali tym jeńcom.
Warunki w obozie były tragiczne. Więźniowie umierali masowo. Ciała składano w pomieszczeniach kirchy, zamienionej przez Niemców w kostnicę. Każdego dnia, oprócz niedziel i świąt o godzinie 12 zamykano drogę biegnącą od szosy warszawskiej w Żółtkach do kirchy i kondukt wychudłych postaci niósł nagie zwłoki na noszach kilkaset metrów do miejsca przy polnej drodze. Tam jeńcy zrzucali ciała swoich towarzyszy do wielkich rowów. W poniedziałki, zwłaszcza zimą, kiedy trzeba było pochować ponad 200 zmarłych, droga była zamknięta nieraz do późnego wieczora.

Szacuje się, że do 1 sierpnia 1943 r. w obozie z powodu ran, głodu, chorób i chłodu zmarło ponad 7 tys. osób.

Po raz pierwszy krzyż ku ich czci stanął na tym cmentarzu w 1984 r. z inicjatywy Jana Adamskiego, wówczas wiceprezesa Towarzystwa Przyjaciół Choroszczy, przy współudziale rodziny i najbliższych przyjaciół.

- Na 40-lecie PRL stawiano w Choroszczy pomnik ofiarom faszyzmu. Ruszyło mnie, że nic się nie planuje na miejscu pochówku jeńców rosyjskich - opowiada Jan Adamski. - W głębi cmentarza była jedynie symboliczna mogiła z tablicą upamiętniająca żołnierzy poległych na froncie w 1944 roku. A tyle tysięcy zmarłych poszło w zapomnienie. Przecież oni też zginęli, i to jeszcze w taki okrutny sposób. Jednak za komuny budowano pomniki tylko zwycięzcom. Wciąż obowiązywała stalinowska doktryna, że żołnierze, którzy dostali się do niewoli byli traktowani jak zdrajcy, bo rosyjski żołnierz zwycięża albo umiera. Upamiętniliśmy więc to miejsce sami, ksiądz poświęcił. Tablica była z napisem "ofiarom wojny", bo inna nie mogła być wtedy. W 2005 r., kiedy czasy były już inne, pomnik poświęcony pamięci śmierci ok. 7 tys. jeńców sowieckich został postawiony z inicjatywy Urzędu Miejskiego w Choroszczy.
Przed dwoma tygodniami na cmentarzu przybył jeszcze jeden pomnik. Otóż przyjechali do Choroszczy dwaj Kazachowie - kuzyni Bajmurzajewa Murzabieka, jednego z żołnierzy, który zginął w tym obozie. Miejsca jego spoczynku szukali od 65 lat. Sowieci twierdzili bowiem, że takiego żołnierza jak Bajmurzajew Murzabiek nie ma w ich archiwach. Dopiero w ubiegłym roku, po otwarciu niemieckich archiwów rodzina znalazła to nazwisko w internecie na liście jeńców w obozie niemieckim w Choroszczy. Został rozstrzelany 4 października 1942 roku. Miał 26 lat.

Daulet Kusherbai, syn brata zamordowanego Murzabieka i jego wnuk Baimyrzayev Madilkhan przywieźli do Choroszczy tablicę, na której umieścili nazwisko i fotografię zmarłego. Choroskie władze postanowiły tę tablicę zamontować na oddzielnym obelisku. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W ciągu dwóch dni Stanisław Zalewski wykonał obelisk i umieścił na nim także tablice w języku polskim.

- To była bardzo wzruszająca uroczystość - mówi Jan Adamski. - Imam z Białegostoku poświęcił pomnik, ponieważ ten Kazach był wyznania muzułmańskiego. Jego kuzyni bardzo dziękowali wszystkim za pamięć i troskę. Od władz choroskich dostali książkę Janusza Koronkiewicza z opisem niemieckiego obozu, gdzie zginął młody Murzabiek.

Zdjęcie z uroczystości pod pomnikiem wykonał Szymon Paczyński, pozostałe pochodzą z książki Janusza Koronkiewicza "Wspomnienia z mojego wojennego dzieciństwa".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny