Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo aplikantki. Śmierć ukochanego dziecka, morderca na wolności (zdjęcia)

Magdalena Kuźmiuk
Marta Krupowicz (z lewej) - Młoda, piękna prawniczka została uduszona we własnym mieszkaniu. Maciej T. (z prawej) - oskarżony o zabójstwo jest na wolności
Marta Krupowicz (z lewej) - Młoda, piękna prawniczka została uduszona we własnym mieszkaniu. Maciej T. (z prawej) - oskarżony o zabójstwo jest na wolności Archiwum/Dziennik Wschodni
- Wiem, że to nie był wypadek. To było brutalne zabójstwo, a sąd wypuścił mordercę na wolność - mówi Jerzy Krupowicz, ojciec uduszonej Aplikantki. - Nie chcę zemsty, chcę sprawiedliwości Najgorsze jest to, że zabrał mi ukochane dziecko, a ja nie widzę w nim cienia skruchy, cierpienia.

[galeria_glowna]
W poniedziałek, w sądzie Lublinie będzie kolejna rozprawa w procesie o zabójstwo aplikantki radcowskiej. Na 9 czerwca zaplanowano przesłuchania biegłych. Jerzy Krupowicz, ojciec zamordowanej Marty chciałby, by proces został odtajniony. Bo opinie biegłych są druzgocące dla oskarżonego Macieja T. Chce, by ludzie dowiedzieli się prawdy.

Ta zbrodnia wstrząsnęła Białymstokiem. Nie żyje piękna, młoda kobieta, u progu kariery prawniczej. Śledczy ustalili, że zabił ją jej partner - znany w białostockim środowisku radca prawny.

- Wiem jedno. Martusia była brutalnie pobita, potem uduszona - mówi zrozpaczony ojciec Marty Krupowicz. - Ona była przeciwniczką przemocy. Zawsze powtarzała: "Tatku, gdyby mnie ktoś uderzył, to pierwsze co zrobię, to zgłoszę to na policję". Nie zdążyła.

Prawnik podejrzany o zabójstwo swojej aplikantki. Pijany sam zadzwonił pod 112.

Aplikantka szukała kogoś na stałe. Chciała być szczęśliwa

Córka była całym moim światem. Dziś pozostały mi tylko po niej zdjęcia - mówi Jerzy Krupowicz.
(fot. Krystian Różycki)

- Była inteligentna, pełna życia, taka ciepła, kochająca i bardzo wrażliwa. A to, co ją wyróżniało najbardziej, to olbrzymie pokłady miłości, szacunku wobec innych ludzi - mówi Jerzy Krupowicz o córce. - Miała 31 lat. Dobrze zarabiała, sama się utrzymywała. Chciała mieć kogoś na stałe, kochającego mężczyznę u boku. To normalne. Kto mógł przypuszczać, że ta znajomość tak się zakończy.

Marta poznała Macieja T. w kancelarii radców prawnych, w której po studiach odbywała praktykę. 36-letni prawnik był współwłaścicielem kancelarii, dobrze zarabiał, z pozycją, pewny siebie, przebojowy. Marta zakochała się. Zostali parą. O nowym związku powiedziała rodzicom wiosną 2009 roku.

- Od razu z żoną stwierdziliśmy, że to bardzo zły pomysł. Układ, z którego już się nie wychodzi. A do tego on okłamywał Martę. Powiedział, że jest po rozwodzie. Później córka dowiedziała się, że ma dziecko z jeszcze inną kobietą. Zapewniał ją jednak, że z matką dziecka nic go już nie łączy. Że to o Martusi myśli poważnie, tylko z nią widzi przyszłość. Osaczył ją. Teraz to wiem. A ona mu uwierzyła, była bardzo ufna - wspomina ojciec.

Śmierć aplikantki: Ostatnie spotkanie

Marta Krupowicz zginęła w nocy z 1 na 2 stycznia ubiegłego roku w swoim mieszkaniu przy ulicy Starobojarskiej. Biegli ustalili, że przyczyną śmierci młodej kobiety było uduszenie.

Prawnik z Białegostoku oskarżony o zabójstwo aplikantki. Marta K. została uduszona.

Tragicznej nocy to właśnie Maciej T. zadzwonił pod alarmowy numer 112. - Mam w mieszkaniu nieżywą kobietę - miał powiedzieć dyżurnemu. Podał adres. Przyjechało pogotowie, policja. Adwokat został zatrzymany. Był pijany. Miał blisko dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu.

O śmierci córki rodzice dowiedzieli się kilka godzin później. Do ich mieszkania nad ranem zapukali dwaj policjanci.

- Byli bardzo zdenerwowani. Pamiętam, że temu starszemu bardzo trzęsły się ręce. Dwa razy upewniali się, czy aby na pewno jesteśmy rodzicami Marty. Powiedzieli, że córka została zamordowana. To był olbrzymi szok. Przecież kilkanaście godzin wcześniej widziałem swoje dziecko pełne życia - opowiada Jerzy Krupowicz.

Wspomina, że dzień przed śmiercią córka była u nich. Gdy miała wychodzić, zawróciła od drzwi, czego nigdy wcześniej nie robiła.

- Podeszła do mnie, przytuliła się. Powiedziała: "Tatku, czy ty wiesz, że ja cię kocham ponad życie". Mówię do niej: "Dziecko, dlaczego ty mi to mówisz? Przecież ja to wiem. Też cię bardzo kocham. Ona tylko się uśmiechnęła, odwróciła i wyszła - to był ostatni raz, kiedy Jerzy Krupowicz widział Martę.

Ojciec: Widok mieszkania córki był okropny

A dalej to już była gehenna dla rodziców - przesłuchania w komisariacie, w komendzie miejskiej policji i wstrząsająca myśl, że już nigdy nie zobaczą córki. Jerzy Krupowicz zdecydował, że pójdzie do mieszkania Marty.

- Byli tam już tylko dwaj policjanci. To, co zobaczyłem, było pobojowiskiem. Poprzesuwane meble, wywrócony fotel, doniczka na podłodze. Kanapa była dziwnie rozłożona i połamana. I wszędzie krew. Na podłodze, kanapie, w umywalce - opowiada. - Podejrzewam, że Marta uciekała przed nim, bo krew była też przy drzwiach. Nie zdążyła. Pomyślałem, że tam stało się coś okropnego - dodaje.

Potem, już w zakładzie pogrzebowym zobaczył ciało córki.

- Twarz miała zmasakrowaną. Za życia była piękną kobietą, a po śmierci była nie do poznania. Właściciel zakładu pogrzebowego powiedział, że muszę podjąć decyzję, czy pokażę córkę bliskim, czy zdecyduję się na zamknięcie trumny. Zobaczyłem Martusię i od razu zdecydowałem, że nikomu jej nie pokażę. Tylko ja widziałem ją po śmierci.

Podejrzany prawnik twierdzi, że tak mocno ściskał za szyję podczas seksu aplikantkę, aż udusił. Biegły wyliczył mnóstwo innych obrażeń.

Zabójstwo aplikantki: Gruntowne śledztwo, proces w Lublinie

Zarzut zabójstwa Maciej T. usłyszał w prokuraturze w Białymstoku. Nie przyznał się. Od początku utrzymuje, że śmierć Marty była nieszczęśliwym wypadkiem w czasie seksu. Po prostu ścisnął ją zbyt mocno za szyję.

Zabójstwo aplikantki. Maciej T. , były adwokat przed sądem. (zdjęcia)

Rodzice zmarłej w to nie wierzą.

- To było umyślne zabójstwo, a nie wypadek - powtarzają. Od początku śledztwa obawiali się, że w Białymstoku sprawa nie będzie wyjaśniona jak należy. Oskarżony o zabójstwo prawnik pochodzi bowiem ze znanej białostockiej rodziny sędziowskiej. Dlatego złożyli wniosek o przekazanie śledztwa do prokuratury spoza białostockiej apelacji. Śledztwo trafiło jednak do Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. W sprawie opinie złożyło kilkoro biegłych. Z zakresu medycyny sądowej, seksuologii, nawet mechanoskopii. Maciej T. był też poddany obserwacji psychiatrycznej.

Akt oskarżenia przeciwko białostockiemu prawnikowi trafił do Sądu Okręgowego w Białymstoku w połowie listopada ubiegłego roku. Jednak kilka dni później Sąd Apelacyjny w Białymstoku postanowił, że proces będzie się toczył przed sądem w Lublinie. Białostoccy sędziowie wyłączyli się bowiem od rozpoznawania tej sprawy. Nie chcieli być posądzeni o jakąkolwiek stronniczość.

Oskarżony o zabójstwo adwokat nagle na wolności

Proces Macieja T. ruszył pod koniec lutego. Mecenas został doprowadzony w kajdankach prosto z aresztu śledczego. Na wniosek prokuratora i pełnomocnika rodziców Marty, proces utajniono.

- Dziś wiem, że to był błąd. Żałuję, że złożyliśmy taki wniosek. Z tą sprawą zaczynają się dziać dziwne rzeczy - przyznaje Jerzy Krupowicz.

On i jego żona byli zszokowani, gdy na rozprawę w połowie marca oskarżony o zabójstwo Maciej T. przyszedł już bez asysty policjantów.

- Do tej pory myślałem, że jestem silnym człowiekiem, ale to pierwsze spotkanie, pierwszy widok twarzą w twarz z nim, były koszmarne. Nie potrafię opisać tego, co się wtedy we mnie działo. Czułem taką bezsilność, bo oto obok mnie, na wolności, stoi człowiek, który zamordował moje dziecko - wspomina tamten dzień Jerzy Krupowicz.

Prawnik oskarżony o morderstwo aplikantki na wolności

Decyzją Sądu Apelacyjnego w Lublinie, który uchylił Maciejowi T. areszt, zaskoczeni byli także prokurator i pełnomocnik państwa Krupowiczów, którzy w procesie są oskarżycielami posiłkowymi.

- Mamy tu do czynienia z wyjątkową sytuacją. Zadziwiającą - określa warszawski mecenas Kajetan Królik. - Na tak wczesnym etapie postępowania sądowego zostaje uchylony areszt. I to jeszcze przed przeprowadzeniem postępowania dowodowego. To daje oskarżonemu możliwość wpływania na treść zeznań świadków. Drugi aspekt to surowa kara nadal grożąca oskarżonemu.

Sędziowie, którzy wypuścili Macieja T. z aresztu, uwierzyli w jego wyjaśnienia. Bo on twierdził, że nie godził się na śmierć przyjaciółki i nie chciał tego. A to, jak uznał sąd, na tym etapie procesu, wyklucza możliwość przypisania prawnikowi popełnienie zabójstwa z zamiarem bezpośrednim tak, jak zarzuca prokurator. Sąd apelacyjny uznał w marcu, że zachowanie oskarżonego można oceniać w kontekście nieumyślnego pozbawienia życia i spowodowanie uszkodzenia ciała Marty K.

- Nigdy nie było we mnie chęci zemsty, chcę jedynie, by T. został ukarany za to, co zrobił. Sprawiedliwie. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że pozostanie bezkarny. Za nieumyślne spowodowanie śmierci on może dostać karę w zawieszeniu. I będzie tak, mojej córki nie ma, zabójca jest wolny, a ja wiem, że to nie był wypadek. To skandal, że sąd go tak po prostu wypuścił. I na dodatek zasugerował już sądowi okręgowemu, jeszcze przed wyrokiem, zmianę kwalifikacji - Jerzy Krupowicz nie kryje oburzenia.

Chcę wiedzieć, dlaczego zabił moją córkę

Dla Jerzego Krupowicza najgorsze jest to, że w Macieju T. nie widzi cienia żalu, cierpienia po tym, co się stało.

- Śmierć Marty bardzo mnie zmieniła. Zostałem odarty z wielu uczuć. Czuję złość, bezsilność, no i oczywiście nienawiść wobec tego człowieka. Nadal nie rozumiem, dlaczego on to zrobił. To chyba najbardziej mnie męczy. Gdybym wiedział, że był jakiś powód, to łatwiej by mi było się z tym pogodzić. Wiem, że wydarzyło się coś gwałtownego. Nie było to jednak tak, że on raz uderzył Martusię i wyszedł. On został i ją udusił - myśl o tym, co się stało, nie daje spokoju ojcu Marty.

Najgorsze są weekendy

- Nie wyobrażałem sobie, jaki to ból dla rodziców, kiedy trzeba pochować swoje dziecko. Teraz wiem - mówi smutnym głosem.

Śmierć ukochanej Marty najgorzej zniosła jej mama. Jest pod opieką lekarzy. Matka i córka były ze sobą bardzo blisko.

- Żona kiedyś powiedziała, że jak Martusia żyła, to i my żyliśmy pełną piersią. Teraz nasze życie to zgliszcza, życie po prostu wlecze nas za sobą - mówi Jerzy Krupowicz.

Państwo Krupowiczowie mają jeszcze syna młodszego od Marty o sześć lat. Muszą żyć dla niego.

Zapewnić mu bezpieczeństwo i wsparcie w tych trudnych dla rodziny chwilach. Jerzy Krupowicz przyznaje jednak, że najgorsze w ich życiu są obecnie weekendy, które do tej pory spędzali razem. Wtedy nie chodzi się do pracy, jest dużo czasu na myślenie, wspomnienia.

- Jest bardzo ciężko - nie ukrywa. - Czasem, gdy słyszę za oknem takie szybkie kroki, myślę sobie, że to Martusia idzie nas odwiedzić. Że zaraz usiądziemy i porozmawiamy sobie, jak zwykle. Po chwili jednak przychodzi świadomość, że Marta już nigdy nie stanie w naszych drzwiach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny