Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Szczygieł: W Czechach mieszka moja dusza

Z Mariuszem Szczygłem rozmawia Leszek Kalinowski (Gazeta Lubuska)
zakochał się w Czechach. Opowiada o nich z prawdziwą pasją.
zakochał się w Czechach. Opowiada o nich z prawdziwą pasją.
Jeden ze znajomych Czechów powiedział mi: wy jesteście - jako naród - strasznie znerwicowani. Ciągle się zmagacie z myślą, czy już jesteście tak ważni jak Niemcy i Francja, czy jeszcze nie. I to was niszczy. A my, Czesi, znamy swoje miejsce i jesteśmy spokojni.

Skąd pomysł, by zamieszkać w Pradze?

Mariusz Szczygieł: Tam mieszka moja dusza, a ja cały czas - w Warszawie. W Czechach jestem co najmniej 10 razy w roku, stąd wiele osób sądzi, że tam się przeniosłem.

A zaczęło się - jak przed wiekami - od Heleny?

- Oczywiście, że od Heleny. To był przypadek. W 2000 roku chciałem przeprowadzić wywiad z Heleną Vondraczkovą. Rozmawiała ze mną po polsku, a potem przeszła na czeski. Wtedy pomyślałem: co za piękny język. Jak muzyka. Zacząłem podsłuchiwać ludzi w autobusach.

Rozumiał Pan co mówią?

- Nic. Tylko melodia mi się podobała. Ale nie tylko język mnie ujął. Tam nikt mnie nie poznawał. A wtedy jeszcze pracowałem w TV, prowadząc talk show ,,Na każdy temat". Pomyślałem: Boże, mogę normalnie obgryzać w autobusie paznokcie i nikt nie zwraca na mnie uwagi.

Praga była więc ucieczką od widzów?

- Początkowo tak. Potem okazało się, że bardzo dużo się tam dzieje. Vondraczkova opowiedziała mi o swojej koleżance Marcie Kubiszovej - piosenkarce, która w latach 60. była bardziej popularna niż ona. Reżim komunistyczny na 20 lat zabronił jej śpiewać. Wtedy postanowiłem ją opisać. Denerwowało mnie też, że w Polsce mało o Czechach się wie. Zapytałem na zajęciach z dziennikarstwa studentów: Jakiego pochodzenia jest firma Bata? A oni mi, że austriackiego, francuskiego, amerykańskiego. Nikt nie powiedział, że to firma czeska. I z tego zdenerwowania wziął się mój drugi tekst - o rodzinie Batów. Kupiłem w antykwariatach wszystkie przedwojenne książki o tej rodzinie. I napisałem o Batach po swojemu.

Lepiej się słucha opowieści Czechów niż Polaków?

- Dla mnie słuchać, to znaczy, nie krzywić się, że czyjeś życie jest nie takie, jak byśmy chcieli. Choć nie muszę ze wszystkim się zgadzać. Wtedy ludzie chętnie się otwierają. Jednakowo Czesi czy Polacy. Chociaż… Czesi chyba bardziej, bo są zadowoleni, że nimi interesuje się przedstawiciel narodu, który wysoko nosi nos. Poza tym mam kluczyk, żeby ich otworzyć. Mówię im np. że tak mi się podoba język czeski, że doznaję orgazmu metafizycznego. Że ich język to masaż dla mojego mózgu. Oni zaraz dodają: ooo, to Polacy mają poczucie humoru?

Czeskie tematy są Panu bliskie, bo…

- Zawsze jest tak, że wybrany przez reportera temat reportażu jakoś uderza w nasze czułe struny. Ja dopiero, jak napisałem książkę ,,Gottland" zrozumiałem, że to jest niby książka o Czechach, ale tak naprawdę jest to książka o mnie. Że nie pisałem tylko o chłopcu, który nie grał w piłkę nożną, a w wieku lat 18 popełnił samobójstwo i był niezrozumiany przez świat. Pisałem o sobie. Kiedy pisałem o Batach, którzy kontrolowali całe miasto, to pomyślałem, że może ta obsesyjna chęć kontroli, to także o mnie opowieść. Zrozumiałem, że bardzo podoba mi się ten czeski brak patosu, niechęć do zbędnego bohaterstwa, łatwość do przyznawania się do swoich błędów, a nawet do tchórzostwa. I że ja niedobrze się czuję w Polsce w takim klimacie, że każdy musi być kozakiem i rycerzem. Bo ja nim nie jestem. W Czechach odnalazłem podobną grupę krwi.
Według ostatnich badań CBOS-u właśnie Czechów lubimy najbardziej?

- Może inni też odnajdują w Czechach siebie. Chcą odejść od tej bojaźliwej religijności. Naprawdę jestem szczęśliwy, że odkryłem dla siebie przestrzeń mentalną - Czechy.

Co Pana w Czechach zaskoczyło?

- Dałem temu wyraz w książce ,,Zrób sobie raj". Prawie 70 proc. Czechów to ludzie niewierzący. Zaskoczyło mnie, że potrafią żyć bez religii, bez Boga. Przeprowadziłem wiele rozmów z ateistami. Imponujące jest to, jak oni umieją stworzyć świat bez Boga, w którym wartości są takie same jak w Polsce. Wcześniej myślałem, że człowiek niewierzący ma jakąś pustkę w sobie. Duchową i moralną. Potem zaskoczyło też mnie to, że tak ostro poczynają sobie wobec Kościoła.

O Boże, a co takiego robią?

- Czesi nie mają żadnego lęku przed obrazą uczuć religijnych. Ale też tamtejszy Kościół katolicki dużo bardziej wychodzi do ludzi niż u nas. Np. biskup Pragi Maly wyszedł na ulicę do prostytutek, żeby dowiedzieć się, czego one pragną w życiu. Kardynał Czech Vylk udzielił wywiadu do albumu z aktami kobiet. W nim różni mężczyźni wypowiadali się o nagim ciele kobiety i kardynał też się zgodził na taką rozmowę. To są poczynania, które byłyby niemożliwe w Polsce.

Może w ten sposób księża chcą zdobyć przychylność niewierzących?

- Mnie się wydaje, że to wynika z naturalności Kościoła. Oni po prostu tacy są. Choć czeskich księży jest coraz mniej. Zastępują ich Polacy, którzy też muszą się dostosować do czeskiego klimatu. Jeden z polskich księży opowiadał mi, że wiernych nie przyjmuje na plebanii, bo tam nikt nie przyjdzie, ale w… knajpie. Tłumaczył, że inaczej nie miałby żadnego chrztu, a tak przynajmniej trzy rocznie.

Wiemy o sąsiadach więcej czy oni o nas?

- My chyba bardziej się nimi interesujemy niż oni nami. Chociaż z drugiej strony Polacy nie mają dziś w Czechach żadnego korespondenta, a Czesi w Polsce - trzech. I praktycznie i radio, telewizja i prasa co drugi dzień informuje tam o wydarzeniach w Polsce.

Mówi się, że Czesi nas nie lubią.

- Każdy Polak znajduje takiego Czecha, na jakiego sobie zasłużył. Jak go nie lubią Czesi, to musi być coś na rzeczy. Nie spotykam się z negatywnymi reakcjami.

Ale są rzeczy, które ich w nas denerwują?

- Na pewno nasza fatalna jazda na czeskich autostradach i nieprzestrzeganie przepisów. Może ich denerwować to, że tak się szarogęsimy w UE. Jeden ze znajomych powiedział mi: wy jesteście - jako naród - strasznie znerwicowani, histeryczni. Bo nie wiecie, czy jesteście duzi czy mali i nie umiecie się zdecydować. Ciągle się zmagacie z myślą, czy już jesteście tak ważni jak Niemcy i Francja, czy jeszcze nie. I to was niszczy. A my, Czesi, znamy swoje miejsce i jesteśmy spokojni. Polacy stawiają wszystko na ostrzu noża - podobnie jak Rosjanie.

My znerwicowani? My jesteśmy weseli.

- Tylko my tak uważamy, że byliśmy najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym. Inni odbierają nas jako ludzi poważnych, wyniosłych.

Nie myśli Pan o powrocie do telewizji?

- Już 10 lat mnie tam nie ma. I nie chcę tam wracać. Dla mnie to za duży stres. Pracowałem w TV po to, by zarobić na mieszkanie. Kupiłem je sobie, kupiłem swoim rodzicom, których siedem lat temu ściągnąłem do stolicy. Pazerny nie jestem, by pracować jeszcze na domek.

Ale jednak taki domek też Pan ma?

- Nigdy bym się tego nie spodziewał. Drewniany domek w lesie zapisała mi pewna 80-latka z Czech. Poznałem ją z książki telefonicznej. Ale potem się zaprzyjaźniliśmy. Piszę o niej w mojej książce.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny