Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Zbirohowski-Kościa - Zapomniany dobroczyńca

Andrzej Lechowski,dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Strona tytułowa książki z pieczątką Witolda Zbirohowskiego-Kości. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Strona tytułowa książki z pieczątką Witolda Zbirohowskiego-Kości. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Założył agencję Towarzystwa Ubezpieczeń. Opiekował się sierotami, dzięki jego staraniom powstał dom dziecka. Inicjował różne akcje społeczne i kulturalne. Witold Zbirohowski-Kościa wiele zrobił dla Białegostoku. Dziś pamięci o jego czynach jakby nie było. Trzeba coś z tym zrobić.

Niewielka książeczka "Stanisław Leszczyński i Polska w pierwszej połowie XVIII wieku", wydana w Warszawie w 1858 roku, jest ciekawą lekturą. W tle tej opowieści przewijają się przecież nasi Braniccy. Ale nie to jest w niej intrygujące. Tym smaczkiem jest odcisk pieczątki na tytułowej stronie: "Dar Witolda Zbirohowskiego-Kości".

I tu zaczyna się inna historia. Zbirohowscy-Kościowie od dawnych lat posiadali majątki w okolicach Bielska Podlaskiego. Około 1890 r. przenieśli się do Białegostoku, gdzie nabyli parcelę przy ul. Gogolewskiej (Słonimska). Wkrótce stanęła na niej piętrowa willa, w której zamieszkali Władysław Herman Zbirohowski-Kościa "były obywatel ziemski" wraz z małżonką Natalią z Szepietowskich i ich dzieci, syn Witold i córki Anna i Maria.

Witold, postawny, bardzo przystojny, około 1897 r. założył agencję Warszawskiego Towarzystwa Ubezpieczeń. Zajmował się głównie obowiązkowymi ubezpieczeniami "od ognia". Jego biuro znajdowało się na Mikołajewskiej (Sienkiewicza). Szybko udało mu się wejść w miejscowe towarzystwo. Zdobycie należnej pozycji ułatwiały mu nienaganne maniery, niezależność finansowa i przymioty charakteru. W 1903 r. został wybrany do elitarnego zarządu Białystockiej Ochotniczej Straży Ogniowej.

Dobroczyńca Witold Zbirohowski-Kościa

Gdy wybuchła wojna i do Białegostoku wkroczyli Niemcy, to właśnie on reprezentował mieszkańców wobec okupanta. Jednocześnie zajmował się tworzeniem polskiej oświaty. Ogromne zasługi w tej mierze miała też jego siostra Maria. Nauczała jeszcze przed wojną. Po 1915 r. była przełożoną gimnazjum żeńskiego, a w niepodległym Białymstoku, w latach 1920-1925 kierowała szkołą podstawową nr 4. W tym czasie, w listopadzie 1915 r. Witold został wiceprezesem, a wkrótce prezesem Towarzystwa Pomocy Szkół Polskich w Białymstoku. Organizacja ta była takim pierwszym polskim kuratorium oświaty.

Po 1919 r. Kościa poświęcił się opiece nad sierotami. To dzięki jego staraniom przy Artyleryjskiej powstał Dom Dziecka. Później, już po śmierci Zbirohowskiego, postulowano, aby nadać mu imię jego protektora. W 1929 r. powstało w Białymstoku Towarzystwo Opieki Społecznej "Przystań". Tu również znaczącą rolę odgrywał Kościa. Inicjował zbiórki pieniężne przeznaczane na letni wypoczynek dla biednych dzieci. Towarzystwo Ubezpieczeniowe, które prowadził, przeniosło się na Warszawską 9, do budynku Związku Ziemian, z którymi Zbirohowscy mieli zażyłe kontakty. Ich dom na Słonimskiej 15 był jakby dworem ziemiańskim przeniesionym do miasta. Salon, w którym się bywało, obrazy, biblioteka, a nade wszystko gospodarz. Mówiono o nim, że to "człowiek starej daty, ale dostępny wszelkim zdobyczom ludzkości, postępujący za jej rozwojem, daleki od pośpiechu i ambicji znamionujących tak pospolicie datę dzisiejszą". Po śmierci siostry Marii (zmarła 1 września 1930 r.) Zbirohowski czuł się w obowiązku przejąć po niej opiekę nad jej ukochanym gimnazjum żeńskim im. Księżnej Anny Jabłonowskiej. Na uroczystość przekazania szkole sztandaru, 2 maja 1932 r. podarował gimnazjum portret patronki.

W lecie tegoż roku wyjechał na kilkutygodniową kurację do Krynicy. W drodze powrotnej zatrzymał się w Krakowie. Piękna pogoda zachęcała do zwiedzania. We wtorek, 16 sierpnia, najął dorożkę i z rynku ruszył pod Wawel, na Skałkę. W trakcie tej wycieczki zasłabł. Dorożkarz natychmiast zawiózł go do szpitala. Niestety, było za późno.

Pogrzeb Witolda Zbirohowskiego-Kości odbył się w Białymstoku w sobotę 20 sierpnia. Na Słonimskiej przed jego domem zgromadziły się "tłumy publiczności". Na czele konduktu szła orkiestra BOSO, za nią dzieci z Artyleryjskiej, a dalej umundurowany na galowo "korpus strażaków". Za nimi niesiono ponad 20 wieńców od różnych instytucji. Trumnę prowadził ksiądz dziekan Aleksander Chodyko, któremu asystowało dwóch księży. Za rodziną zmarłego szły władze, przyjaciele, znajomi. Na Pałacowej, przy Ritzu, gdzie znajdowała się siedziba Przystani, kondukt zatrzymał się. Wygłoszono mowy pożegnalne. Po mszy w farze żałobnicy ruszyli przez rynek. Na rogu ulicy Sienkiewicza kondukt zatrzymał się ponownie. Tym razem swojego prezesa żegnał komendant BOSO Izaak Markus. Jego mowę zakończył dźwięk strażackiej syreny z ratuszowej wieży. Na cmentarzu, zanim Zbirohowski spoczął w rodzinnym grobowcu, ostatnią mowę wygłosił ks. Chodyko.

A co z książką o Leszczyńskim? Żona Witolda, Hanna, w 1936 r. zamówiła pieczęć z napisem zawierającym wolę męża. W grudniu przekazała do zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej 465 książek "z księgozbioru ś.p. Witolda Zbirohowskiego-Kości". Wówczas dziękował jej za to prezydent Seweryn Nowakowski. Dziś pamięci o tamtych czynach jakby wcale nie było. Willa na Słonimskiej jest w nędznym stanie. Jeszcze gorzej wygląda grobowiec na cmentarzu farnym. Panie Prezydencie, Księże Dziekanie no i Konserwatorze - musimy coś z tym zrobić!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny