Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wola Zambrowska: Wypadek busa. Zginęło sześć osób, rodziny są w trudnej sytuacji. (zdjęcia)

Agata Sawczenko
Rodziny nadal nie mogą pogodzić się ze stratą bliskich. Nie wiedzą, jak dalej żyć. Od lewej siedzą: Iwona Kowalik  z matką Leonorą, Zdzisław Zimnoch z synową Honoratą i Maria Waśko. Tyłem siedzi Maria Dorofiejuk, stoi jej mąż Mikołaj, właściciel firmy stolarskiej
Rodziny nadal nie mogą pogodzić się ze stratą bliskich. Nie wiedzą, jak dalej żyć. Od lewej siedzą: Iwona Kowalik z matką Leonorą, Zdzisław Zimnoch z synową Honoratą i Maria Waśko. Tyłem siedzi Maria Dorofiejuk, stoi jej mąż Mikołaj, właściciel firmy stolarskiej Wojciech Wojtkielewicz
Wypadek pod Wolą Zambrowską zmienił wszystko w życiu rodzin ofiar.

[galeria_glowna]
Mikołaj Dorofiejuk zamyka swój zakład stolarski. - Było nas ze mną 10 pracowników. Świetni fachowcy, dobrzy ludzie, kulturalni, porządni, na poziomie. Straciliśmy sześciu. Nie wyobrażam sobie, żeby wszystko teraz budować od początku.

Czwartek 10 lutego pamięta cała Hajnówka . To wtedy wydarzył się tragiczny wypadek. Sześciu młodych ludzi jechało do pracy w Warszawie. W Woli Zambrowskiej na oblodzonej szosie wpadli w poślizg. Zjechali na drugi pas ruchu. Uderzył w nich tir. Wszyscy zginęli.

Jeden dzień zmienia całe życie

- Mieli pojechać na jeden dzień - zaczyna opowieść Mikołaj Dorofiejuk. - Bo na początku lutego... - urywa.

- Czwartego lutego, mój Krzyś ma wszystko zapisane - dopowiada Zdzisław Zimnoch, ojciec jednego z chłopaków.

- Tak, wtedy zamontowali meble w mieszkaniu klientów w Warszawie. Mieli tylko skończyć i polakierować. Wyjazd miał być wpół do czwartej. Żeby tam na ósmą dojechać. Bo żaden warszawiak wcześniej się nie umawia. Wychodzę z zakładu, patrzę: stoi samochód Bogdana. Myślę: pojechali zgodnie z planem. Bo Boguś raz się spóźnił trochę na wyjazd i mu to pamiętaliśmy. Teraz, jak sobie wszystko analizuję, to myślę: czemu ten Boguś się nie spóźnił? Dlaczego żaden z chłopaków nie chciał zatrzymać się na papierosa? Dlaczego lód był na drodze? I czemu ten tir musiał być w tym samym miejscu w tej samej sekundzie?! A to pytania, na które nie ma odpowiedzi.

- Tak widać musiało być - wzdycha pan Zdzisław: - Tak musiało być.
- Wystarczyłyby trzy minuty spóźnienia. I już byłoby inaczej. Zrządzenie losu. Coś strasznego - Mikołaj Dorofiejuk nie może się pogodzić z tym, co się stało. Zresztą tak jak i wszyscy. Na razie nie wierzą w to, że czas leczy rany. Cały czas serce boli tak samo, choć od tragedii minęły już przecież tygodnie.
- Jesteśmy ludźmi wierzącymi, modlimy się. Ale ja cały czas nie mogę pojąć, jakie są zamysły Boga - mówi Maria Dorofiejuk.

- Ciężko, jest ciężko. Zawalił się świat - wzdycha pan Mikołaj.

- Ja w młodym wieku straciłam matkę. Później ojca. To rzecz naturalna: był człowiekiem starszym chorował. Straciłam brata. Przyjęłam to normalnie, taka przecież kolej rzeczy. Ale teraz straciłam syna. Tego z niczym nie można porównać: bólu, żalu, rozpaczy. Ja się tak czuję, jakbym zostawiła kawałek serca u niego w grobie. Mam córkę, mam wnuka. Powinnam się cieszyć: z nich, z ich sukcesów. A nie mogę, nie potrafię. Bo nie mam kawałka serca - Maria Dorofiejuk nie może powstrzymać łez.
- Policjant, który przyszedł nas poinformować o wypadku, płakał - wspomina Zdzisław Zimnoch. Ale on o tragedii wiedział już wcześniej. Ktoś mu powiedział, że o piątej rozbił się samochód na hajnowskich numerach.

- I już wiedziałem, że to nasi.

Pani Leonora też dowiedziała się w pracy o wypadku na drodze do Warszawy.
- Przestraszyłam się: Boże, przecież mój Jarek pojechał do Warszawy - wspomina.
Pan Mikołaj o wypadku usłyszał w radiu. Zadzwonił tam, przedstawił się.
- Nie powiedzieli mi, że chłopcy nie żyją.

Ale on i tak już miał złe przeczucia. Dzwonił wcześniej do syna kilka razy. A Marcin nie odbierał.

Syn miał zastąpić ojca

Tak naprawdę to już Marcin prowadził zakład stolarski, założony przez ojca.

- Ja miałem przenieść się do Warszawy, tam mieliśmy sporo zamówień - tłumaczy pan Mikołaj. - Marcin zbierał zamówienia z Belgii, Niemiec, Francji. Teraz odbieramy telefony, e-maile. A to przecież on był w kontakcie z tymi ludźmi.

- Marcin był naprawdę fajnym chłopakiem - mówi Maria Dorofiejuk o synu. Te same słowa powtarza, mówiąc o każdym z jego kolegów. - Lubił muzykę - Gabi Kulkę. Taki miał specyficzny charakter. Bardzo inteligentny, lubił komputer, dobrą książkę. Raczej samotnik z natury, ale bardzo zżyty z siostrą. Jak była w ciąży i zadzwoniła, że potrzebuje pomocy, to po pracy tylko prysznic wziął, nawet nic nie zjadł, i pojechaliśmy do niej do Warszawy.

- Jestem załamany - nie wytrzymuje pan Mikołaj.
- Każdy jest załamany - potakuje pan Zdzisław. Jego Krzysiek był najmłodszy ze wszystkich. 23 lata. Młoda żona, 11-miesięczna córeczka. I mnóstwo planów.
- Mieszkamy z teściami. Ale dostaliśmy dom po babci. Mieliśmy go wyremontować, zamieszkać oddzielnie - Honoracie Zimnoch, żonie Krzysztofa, same lecą łzy. Bo jak tu nie płakać, gdy życie wywróciło się do góry nogami. Gdy nagle zabrakło kogoś, na kim opierało się całe życie.
- Nasz Krzyś też nas zostawił - szepcze Maria Waśko. I opowiada, jak sobie radzili w trójkę: ona, Krzysztof i córka-studentka.

- Krzyś był naszym oparciem. Zawsze na niego mogłyśmy liczyć. I poradził, i pomógł. Zawsze wyjeżdżał po córkę na dworzec do Białegostoku, gdy wracała z zajęć na uczelni. Ona teraz to wspomina i płacze - mówi Maria Waśko.
- Brat cioteczny latem się żeni. Krzyś mówił: Najpierw Tomek, a później ja. Wedle starszeństwa. Miał plany - szepce.

Jarek Kowalik skończył 26 lat. Grał na gitarze basowej. Nosił dready.
- Miał dziewczynę. Chcieli razem zamieszkać - mówi Leonora Kowalik, mama Jarka.
Pan Mikołaj wspomina, jak kilka tygodni temu Bogdan Suprun przysłał rano sms-a, że nie przyjdzie do pracy, bo urodziła mu się córeczka. Druga już.

- A Krzyś Kubajewski też troje dzieci zostawił i żonę. Jedyny żywiciel rodziny. O matko kochana. Nie wiem, co z nimi teraz będzie - załamuje ręce Maria Dorofiejuk. I dodaje, że gdyby mogła, to by im pomogła. - Ale proszę mi wierzyć, nie damy rady - zapewnia.

Opowiada, że planowała przejść już na emeryturę. Ale teraz nie może. Mąż został na lodzie. Ma do przepracowania kilka miesięcy, żeby przysługiwała mu wcześniejsza emerytura. Ale gdzie pracować?
Dorofiejukowie zostali z kredytami zaciągniętymi na rozwój firmy. A firmy przecież już nie ma. Odsetki rosną. Bo bank nie poczeka. Myślą, jak tu sprzedać maszyny. I jak odzyskać pieniądze, które Marcin miał przy sobie. Bo do tej pory ich nie widzieli.

- Prokurator podobno zachorował. I dlatego nie oddają - kiwają głowami.

Trudna sytuacja materialna

W trudnej sytuacji finansowej są wszyscy. Bo w każdej rodzinie zginął praktycznie główny żywiciel. Pomoc co prawda obiecał burmistrz, pomaga opieka społeczna.

- Burmistrz przyznał po 3 tys. zł - mówi Barbara Wasiluk, szefowa MOPS-u w Hajnówce , która koordynuje pomocą dla poszkodowanych rodzin. - Ale wiadomo, że potrzeba więcej. Dlatego przy gminnym Stowarzyszeniu Sami Sobie uruchomiliśmy specjalne konto. Hajnowianie o nim wiedzą, bo już wpłacają pieniądze. Ale cały czas staramy się wszędzie o tym informować, szukamy ludzi wrażliwych.

- Z opieki dostałam już na opał i pampersy dla dziecka - mówi Honorata Zimnoch. - Co miesiąc też będzie ponad sto złotych na dziecko. Do tego renta dla córeczki. W sumie jakieś 500 zł. To wszystko, a do pracy na razie nie pójdzie, bo z kim zostawi dziecko.

- A ja już półtora roku jestem bez pracy - dodaje jej teść. - Teraz, jak Krzysia nie ma, tylko żona pracuje.
- Pomocy na pewno potrzebują rodziny, gdzie zostały dzieci - nie ma wątpliwości pani Leonora. - Przecież życie kosztuje: jedzenie, opłaty, ubranie, szkoła.

Codzienność

Tymczasem już się pojawiły opinie, jak to oni na tej tragedii mogą zarobić. Zaczęło się już od razu w czwartek.

- Chłopcy zginęli o piątej, a już o 12 mieliśmy pierwszy telefon. Z Wrocławia. Z firmy prawniczej. Sępy - nie może powstrzymać złości Maria Dorofiejuk. Bo i jest się na co złościć. Telefon odebrali na przykład wszyscy mieszkańcy Hajnówki o nazwisku Waśko.
- Przychodzi do mnie kobieta. Mówi: cały dzień dzwonią. Mówią, że to mój syn zginął, a oni chcą pomóc. A to przecież nie mój - opowiada Maria Waśko.
Każdy dostał propozycję pomocy prawnej. Tylko nikt z tych prawników nie wspomniał, że za tę pomoc chce słonej zapłaty. A i ludzie w okolicy też zaczęli komentować po swojemu. Tragedia tragedią, ale teraz się wzbogacą.

- Wymyślają różne rzeczy - denerwuje się Iwona Kowalik, siostra Jarka. - A tu przecież chodzi o dzieci, to one potrzebują pomocy, zostały sierotami. Nie da się opisać tej straty - podkreśla. Nie może sobie znaleźć miejsca, nie potrafi o niczym myśleć. Tak bardzo tęskni za bratem. Byli sobie tacy bliscy. - A teraz już nigdy go nie zobaczę, nie pogadam. Nie będzie nawet możliwości się pokłócić, nawet o głupoty.

Maria Dorofiejuk wróciła już do pracy. Nie może się tam odnaleźć.
- Koleżanki rozmawiają o wszystkim, o sprawach dla nich ważnych i nieważnych. Normalnie, jak w życiu. Nie mam do nikogo pretensji. Ale ciężko mi tam, bo moje myśli krążą wokół czego innego. Dla mnie co innego jest ważne - mówi.

- Ale ty chociaż poszłaś do ludzi - przekonuje ją mąż. - A ja co? Ja chodzę po zakładzie sam. Nie ma tam już nic.

Do pracy boi się też iść Maria Waśko.

- Może to i wpływ leków - zastanawia się. - Ale ja nie pamiętam nic, zapominam, co robię. Zastanawiam się, jak ja sobie poradzę. I mam taki strach przed ludźmi. Wiem niby, że są życzliwi. Ale oni żyją swoim życiem. To mnie na razie drażni - spuszcza głowę. I przyznaje, że najbardziej boi się pytań: - Lepiej niech o nic nie pytają. Ja wolę chyba, żeby ktoś przytulił. Uścisk jakiś więcej daje niż słowa. Zdzisław Zimnoch też nie umie sobie wyobrazić dalszego życia: - Myśleć się nie da. O niczym. Był syn i nagle nie ma.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny