Carmen Moreno to córka Hiszpanki i Polaka. Ale na świat przyszła w Hamburgu, bo rodzice tworzyli podróżujący po świecie duet akrobatyczny. Kiedy miała pięć lat, już śpiewała na scenie piosenki popularnej wówczas w cywilizowanym świecie dziecięcej gwiazdki Shirley Temple. Po II wojnie światowej osiadła w Polsce. Wyszła za mąż, urodziła dzieci, pracowała jako ekspedientka. Ale w rok po śmierci Stalina zaczęła śpiewać swing z Orkiestrą Jazzową Zygmunta Wicharego. Cztery lata później jej występem zachwycał się recenzent Expressu Wieczornego. Carmen koncertowała po demoludach i w Skandynawii. Przez wiele lat śpiewała na statkach ze swoim drugim mężem - Janem Walaskiem zwanym w latach swingu złotym saksofonem Warszawy. Wrócili do Polski tuż przed stanem wojennym. Granice zamknięto a carmen wróciła na scenę dopiero w 1989 roku.
W latach 50. niewiele razy wchodziła do studia nagrań. I to również jeden z powodów, dla których powstała płyta "Śpiewając jazz". A śpiewa tu z Anną Serafińską, utalentowaną wnuczką z doktoratem z jazzowej wokalistyki i słuchem absolutnym.
I właśnie od nagrania zmontowanego na wzór duetu Natalie Cole z ojcem w jednym utworze śpiewa babcia nagrana w 1989 roku z wnuczką, która śpiewa tę samą "I Can't Give You anything But Love" dwadzieścia lat później. I jak obie panie swingują.
Płyta to przede wszystkim zapis koncertu z 2009 roku z warszawskiego Teatru Bajka. Specjalnie stworzony zespół swinguje aż miło, a niespodzianki czekają przez cały występ. Ale na płycie czeka na nas najpierw nagranie z 1956, gdzie Carmen Moreno bawi się z Melomanami Jerzego Dudusia Matuszkiewicza. Od razu możemy porównać, jak te piosenkę śpiewa wnuczka. Oj, doktorat się należy Serafińskiej nie tylko za szacunek do tradycji. A i aranżacje Rafała Stępnia dodają ognia ponadczasowym standardom z epoki.
Na krążku jest też na pół amatorskie nagranie Moreno z sekstetem Jana Walaska zrealizowane w Oslo w 1965 roku. Ale brzmi wybornie, a i lekkość z jaką śpiewa Moreno może zadziwiać. Zupełnie inaczej "Honeysuckle Rose" interpretuje wnuczka. Dużo śpiewa scatem, a wtóruje jej początkowo jedynie kontrabas. A potem pozostali muzycy ruszają do boju. Babcia musiała być zachwycona. No i zaczyna śpiewać "When You're Smiling" razem z wnuczką. A to piosenka rozsławiona przez samego Louisa Armstronga! Zrywają się brawa od razu po solówce trąbki. A orkiestra brzmi huraganowo!
No i wtedy pojawia się Zakościelny. Rozmawia z gwiazdą swingu przybliżając słuchaczom historię Carmen Moreno. A ona odwdzięcza się historią spotkania na przykład z Jeanem Gabinem. Opowiada o swojej fascynacji tańcem, najlepszych piosenkach. W końcu zaczynają wspólnie śpiewać "Smile" Charlie Chaplina. I jest i uśmiech i łza się w oku kręci. Bo prawdziwa muzyka musi wzbudzać emocje. I są, bo zachwycona publiczność nagradza aktora i wokalistkę ogromnymi brawami.
A płyta zabiera nas znów do Warszawy drugiej połowy lat 50. XX wieku. Carmen śpiewa z big bandem Jana Walaska, w 1965 roku w Oslo swinguje po niemiecku, a w Warszawie śpiewa także po hiszpańsku. Żeby nie zanudzić słuchaczy krążka, stare nagrania wydawcy rozdzielili rozmowami z Zakościelnym. To z nich dowiadujemy się, że w doborze repertuaru pomagał jej drugi mąż - saksofonista Jan Walasek.
I to nie koniec niespodzianek na płycie. Jest nagranie ze Skandynawii z roku 1975, ale i z powrotu Moreno na scenę w Polsce w roku 1989. W końcu Zakościelny zaczyna rozmowę z Anną Serafińską. Wokalistka ze śmiechem dodaje, że na pewno w genach ma swing po babci. No i, ze kocha Cheta Bakera. I śpiewa "My Funny Valentine". Tylko głos i fortepian Rafała Stępnia. I magia tej wielkiej kompozycji. A potem rzuca się w świat bluesa z "Route 66" i songbooka Cole Portera śpiewając wspaniałe "Love For Sale". Porywająco, z wokalizami, naprawdę profesjonalnie w klimacie zbliżonym do Urszuli Dudziak, z niemal jazz rockową partią piana elektrycznego. 60 lat wcześniej byłby z tego singiel do radia, a dziś...
Jest też romantyczna wersja "Callin' You". Inny czas, inna epoka, ale Serafińska udowadnia, że może zaśpiewać praktycznie wszystko i wbić słuchaczy w fotele. I znów wystarcza jej do huraganowej wersji wyłącznie akompaniament pianisty. Dlaczego jest tak bardzo niedoceniona?
Zamiast zamartwiać się na scenę wchodzi legendarna babcia, by wspólnie z wnuczką pobawić się piosenką "You Made Me Love You". Serafińska wywołuje Moreno i swingują pokazując, jak ważna w muzyce jest radość życia i pozytywne nastawianie do świata bez względu na wiek. Na bis jeszcze jeden wspaniały swingowy przebój i grający solo absolwent średniej szkoły muzycznej - Maciej Zakościelny.
Krążek wydany w digipacku ma znakomicie zrealizowaną wkładkę z dobrymi biografiami artystów. W połączeniu z rozmowami z Moreno i Serafińską jest sympatycznym świadectwem ciągłości artystycznej polskiego jazzu, ale przede wszystkim znakomitą pamiątką z koncertów Śpiewając jazz. No i zachętą, żeby czekać na koncert Anny Serafińskiej.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?