MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rogers Cole-Wilson prywatnie. Prognoza pogody TV Jard przyniosła mu sławę.

Janka Werpachowska
dobrze sobie radzi z popularnością. Od kiedy zaczął prezentować w lokalnej telewizji prognozy pogody, stał się osobą rozpoznawaną na ulicach Białegostoku.
dobrze sobie radzi z popularnością. Od kiedy zaczął prezentować w lokalnej telewizji prognozy pogody, stał się osobą rozpoznawaną na ulicach Białegostoku. Fot. Anatol Chomicz
Rogers Cole-Wilson pochodzi z Sierra Leone. Sławę przyniosła mu Prognoza pogody TV Jard. Skończył w Związku Radzieckim studia na kierunku nawigacja morska. Przyjechał 27 lat temu do Białegostoku. Ma żonę białostoczankę.

Rogers Cole-Wilson ponad połowę swojego życia spędził poza ojczyzną. Być może w tym roku, na święta Bożego Narodzenia, wybierze się do Sierra Leone, odwiedzi rodzinę. Pierwszy raz po trzydziestu czterech latach. Bo to już tyle czasu minęło od dnia, kiedy Rogers Cole-Wilson wyjechał na studia do Europy.
Białostocki pogodynek

Przez dwadzieścia siedem lat Rogers Cole-Wilson żył sobie spokojnie w Białymstoku. Owszem, niektórzy oglądali się za nim na ulicy, chociaż ostatnio coraz rzadziej, bo nawet dzieci już się oswoiły z widokiem przedstawicieli różnych ras na naszych ulicach. To nie to, co kiedyś, kiedy Rogers przyjechał do Polski.

- W 1983 roku ciągle słyszałem jakieś komentarze i uwagi - wspomina. - Ale muszę przyznać, że więcej było ciepłych, sympatycznych słów. A jak się zdarzały nieprzyjemne, rasistowskie, to puszczałem je mimo uszu. Bo wiadomo, wszędzie są ludzie i ludziska.

Od niedawna życie Rogersa stanęło na głowie. Stał się osobą publiczną, rozpoznawalną. Ludzie go zaczepiają, chcą się z nim sfotografować, proszą o autografy. Zapraszają go do siebie studia telewizyjne.
- Raptem, w wieku sześćdziesięciu lat, stałem się popularny - śmieje się Rogers Cole-Wilson. - A to wszystko przez pogodę.

Trzeba uściślić: przez prognozę pogody, bo Rogers jest taką oryginalną pogodynką w TV Jard. Nagranie czarnoskórego prezentera, który nieco dziwną polszczyzną opowiada, jaka będzie pogoda w regionie, trafiło na You Tube i zrobiło furorę. Internauci uznali, że nasz białostocki Rogers Cole-Wilson jest równie atrakcyjny jak Omena z TVN24, jednak zabawniejszy od niej ze względu na problemy z polską wymową. Ale dzięki temu słucha się go z dużą uwagą i prognozy pogody przynajmniej nie są nudne - tak brzmi opinia wielu internautów, wypowiadających się na forum.

Z Freetown do Białegostoku

Droga Rogersa do naszego miasta nie była prosta. Zanim tu trafił, przemierzył kawał Związku Radzieckiego.

Ojczyzna Rogersa to niewielki kraj w zachodniej Afryce, nad Oceanem Atlantyckim. Sierra Leone było przez wieki terenem, z którego zwożono niewolników do Ameryki i Europy. W 1787 roku brytyjskie Towarzystwo Antyniewolnicze wykupiło przybrzeżne tereny i założyło Freetown - miasto dla byłych niewolników żyjących w Londynie. Dzisiaj jest to stolica kraju. Ojciec Rogersa był urzędnikiem, matka, jak większość kobiet w Sierra Leone, zajmowała się domem i dziećmi.

- Kiedy w Sierra Leone skończyłem szkołę średnią, dostałem stypendium na studia w Związku Radzieckim - opowiada Rogers Cole-Wilson. - W 1977 roku wyjechałem z Afryki. Najpierw przez rok uczyłem się języka rosyjskiego w specjalnym ośrodku dla studentów zagranicznych w Astrachaniu. A potem przeprowadziłem się do Chersonia, już na studia właściwe.

To dzisiejsza Ukraina, miasto Chersoń leży w pobliżu Morza Czarnego, więc nawet mieszkaniec tropikalnej Afryki mógł tu mieszkać, bez poczucia dużego dyskomfortu termicznego.
Rogers studiował nawigację morską. Podczas studiów w Chersoniu poznał białostoczankę. Z dyplomem inżyniera nawigatora morskiego w kieszeni, nie bacząc na fakt, że z Białegostoku do najbliższego morza jest kawał drogi, zakochany Rogers Cole-Wilson przyjechał do naszego miasta. I został w nim na zawsze.

Trzeba było pracować

- Nie mogłem tu znaleźć pracy nawigatora morskiego - śmieje się Rogers. - Ale zatrudniłem się w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej przy ulicy Ciołkowskiego. Pracowałem w tej firmie kilka lat.
Zanim Rogers spotkał na swojej drodze Jarosława Dziemiana i przyjął jego ofertę pracy w radiu, imał się różnych zajęć.

- Ale to nie ma o czym opowiadać, wiadomo, trzeba było pracować. Naprawdę ważna była dla mnie decyzja o związaniu się z Jardem - zapewnia.

Najpierw dostał swój program muzyczny na antenie radiowej.

- Prezentuję muzykę, którą lubię - mówi Rogers. Czyli reggae i rytmy czarnej Afryki.

Rogers Cole-Wilson sam zresztą też śpiewa. Oczywiście reggae i utwory afrykańskie. Ostatnio nagrał własną wersję słynnej piosenki Rivers of Babylon zespołu Boney M. Ale słuchacze radia lubią też, kiedy Rogers śpiewa po angielsku, z polską wstawką w refrenie, piosenkę "Moja droga, ja Cię kocham" Bobby Vintona.

- Występuję też podczas różnych imprez organizowanych przez pana Dziemiana - opowiada Rogers. - Bywam konferansjerem, prowadzę konkursy, śpiewam. Ludzie bardzo mnie lubią. Chyba im nie przeszkadza, że nie najlepiej mówię po polsku. Któregoś dnia szef powiedział, że będzie fajnie, jak zacznę zapowiadać pogodę w telewizji. Wiadomo: jak szef każe, to się nie odmawia. I spodobało się. Ludzie oglądają mnie w internecie. Już nie mam miejsca na przyjaciół i znajomych na Facebooku. Wiele osób do mnie pisze. I mówią, że moja kiepska polszczyzna im nie przeszkadza, że dzięki temu prognozy pogody są ciekawsze.

Wydawałoby się, że po dwudziestu siedmiu latach życia w Białymstoku Rogers powinien dobrze mówić po polsku. Ale bywa z tym różnie. Słów mu nie brakuje, gorzej z artykulacją naszych - sprawiających nieraz trudności nawet rodowitym Polakom - zbitek spółgłosek.

- Kiedyś lepiej znałem rosyjski, bo tam studiowałem - mówi Rogers. - Ale żona nauczyła mnie polskiego, cały czas używam tego języka na co dzień, i mówię coraz lepiej. Dzisiaj już na pewno gorzej by mi było porozumiewać się po rosyjsku. Językiem ojczystym Rogersa jest angielski, bo w Sierra Leone, które przez lata było brytyjską kolonią, jest to język urzędowy. Również ze względu na kolonialną przeszłość w ojczyźnie Rogersa jest wielu protestantów.

- Ale są też wyznawcy innych religii: katolicy, muzułmanie - opowiada Rogers. - Nie przypominam sobie, żeby kwestie wyznania były kiedykolwiek zarzewiem konfliktów w Sierra Leone. Niestety, kraj mój był przez lata areną walk plemiennych.

Nostalgia daje o sobie znać

Od 1992 roku Rogers Cole-Wilson ma obywatelstwo polskie. Jest aktywnym i świadomym obywatelem - interesuje się polityką, nie są mu obojętne sprawy naszego miasta, bierze udział w wyborach.
- Ale mam jedną zasadę: sam nie dam się wkręcić w politykę. Bo wiem, że niektórzy chcieliby mnie wykorzystać dla swoich celów, na przykład w kampanii wyborczej.

Przez ponad trzydzieści trzy lata Rogers Cole-Wilson nie odwiedził swojego kraju ani razu. Bywały okresy, kiedy taka podróż byłaby wręcz niebezpieczna ze względu na lokalne konflikty. Kiedy indziej coś innego stawało na przeszkodzie.

- Tylko raz przez te wszystkie lata spotkałem się z siostrą - wspomina Rogers. - Umówiliśmy się w Niemczech. Tyle się wydarzyło w mojej rodzinie bez mojego udziału. Pogrzeby, śluby, narodziny dzieci. Bardzo chciałbym pojechać do Freetown, odwiedzić swoich krewnych, zobaczyć, jakie zmiany zaszły w moim kraju.

Rogers Cole-Wilson planuje, że marzenie to uda mu się zrealizować w tym roku, że święta Bożego Narodzenia spędzi ze swoimi bliskimi.

- Mam sześćdziesiąt lat, dopóki mi zdrowie i siły na to pozwalają, muszę jeszcze zobaczyć Afrykę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny