Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy z nas ma szlacheckie pochodzenie

Magdalena Kuźmiuk
Białostocki oddział Związku Szlachty Polskiej liczy około 100 członków. Zbierają się raz w miesiącu. Tu podczas spotkania w Wilnie,  od prawej: Łukasz Lubicz-Łapiński (prezes Związku), Wiktor Kotwicki h. Kotwicz (reprezentant ZSzP w Wilnie), Feliks Grabowski h. Pomian (konsultant genealogiczny) i Łapińscy h. Lubicz.
Białostocki oddział Związku Szlachty Polskiej liczy około 100 członków. Zbierają się raz w miesiącu. Tu podczas spotkania w Wilnie, od prawej: Łukasz Lubicz-Łapiński (prezes Związku), Wiktor Kotwicki h. Kotwicz (reprezentant ZSzP w Wilnie), Feliks Grabowski h. Pomian (konsultant genealogiczny) i Łapińscy h. Lubicz.
Co czwarty Podlasianin ma szlacheckie pochodzenie. To nawet kilkaset tysięcy osób, których rodowody sięgają wieków średnich. A oni nie mają o tym pojęcia - mówi Łukasz Lubicz-Łapiński herbu Lubicz, prezes białostockiego oddziału Związku Szlachty Polskiej.

Zamiast staropolskiego kontusza - marynarka i dżinsy, zamiast wiejskiego dworu wypełnionego służbą - kilkudziesięciometrowe mieszkanie w bloku albo dom na obrzeżach. Prawnik, lekarz, nauczyciel, ale też listonosz, rolnik, szewc, kolejarz. To współczesny szlachcic.

Taki jest też 33-letni Łukasz Lubicz-Łapiński herbu Lubicz. Wywodzi się z jednego z najliczniejszych rodów szlacheckich na Podlasiu. Z wykształcenia historyk, pracuje w Białymstoku, w Instytucie Pamięci Narodowej. Interesuje się historią regionalną, heraldyką i genealogią. Od kilkunastu lat prowadzi w tych dziedzinach własne badania. Jest prezesem białostockiego oddziału Związku Szlachty Polskiej, który skupia potomków dawnej szlachty.

Białostocki oddział ma około stu członków. Spotykają się raz w miesiącu. Jak mówią, nie rozprawiają w kółko o genealogii. To wymiana myśli, integracja, poznawanie się, wyjazdy - teraz szykują się na zwiedzanie Lwowa.

Własna firma i kontusze

- Nie mamy w szafach kontuszy - zaznacza Łukasz Lubicz-Łapiński. - Dla nas jest to coś tak przestarzałego, jak średniowieczna zbroja rycerska dla szlachcica, który żył na przykład 200 lat temu.
Potwierdza to Jolanta Kulikowska ze Stypułkowskich herbu Rola. - Jesteśmy zwyczajnymi ludźmi - śmieje się. - Na co dzień używam tylko nazwiska, które przyjęłam od męża. Herb i nazwisko rodowe zostawiam na spotkania członków Związku Szlachty Polskiej.

Jolanta Kulikowska mieszka z rodziną na wsi niedaleko Białegostoku. Wychowuje dwóch synów i pomaga mężowi w prowadzeniu działalności gospodarczej. Ale przyznaje, że w jej rodzinie, która wywodzi się z drobnej szlachty zamieszkującej wieś Stypułki, zawsze była mowa o korzeniach. Dbał o to ojciec pani Jolanty.

- Tradycja była zawsze przekazywana. Podejście do życia, stosunek do wszelkich niuansów, kto jest z kim spokrewniony. Na takie rzeczy kiedyś bardzo zwracało się uwagę, teraz troszeczkę mniej - mówi Jolanta Kulikowska.

Jej mąż też ma szlacheckie korzenie. To ważne, bo synowie dziedziczą pochodzenie właśnie po ojcu. - Dlatego wnikliwie przebadałam drzewo genealogiczne mojego małżonka - śmieje się pani Jolanta.
Ambitni patrioci
Na Podlasiu żyje najwięcej współczesnych szlachciców. Większość jest jednak zupełnie nieświadoma swoich korzeni.

- Oblicza się, że co czwarty Podlasianin ma pochodzenie szlacheckie. Więc jeśli mamy około 1,2 miliona mieszkańców województwa, to ok. 300 tysięcy ma szlachecki rodowód sięgający średniowiecza - tłumaczy Lubicz-Łapiński.

Najwięcej ich mieszka w okolicach Moniek, Łomży, Wysokiego Mazowieckiego (tu w powiecie rzadko kiedy trafi się na osobę, która ma korzenie inne niż szlacheckie). Z Podlasia wywodzi się z ponad czterdziestu rodów herbowych. A wśród niej doszukać się można ponad 400 różnych rdzennych szlacheckich nazwisk. Na herbach podkowy, krzyże, miecze, łuki, gwiazdy. Najpopularniejszym jest Ślepowron. Co piąty szlachcic ma ten herb. Przedstawia krzyż, na którym siedzi wrona trzymająca w dziobie pierścień.

Dziś herby idą jednak w zapomnienie. Pozostają jedynie na nagrobkach, książkach, sygnetach. Nikt już nie nosi ich na co dzień przypiętych do pasa kontusza.
Co szlachta odziedziczyła po swoich przodkach? Na pewno aktywność, ambicję, ale też upór, zaciętość, patriotyzm, przywiązanie do tradycji, religijność. Bo współcześni szlachcice idą do wyborów, jak mało kto, co potwierdzają wyniki frekwencji.

Jak brat z bratem

Sięganie do szlacheckich tradycji nie jest też obce członkom Bractw Kurkowych w całej Polsce. A Bractwa Kurkowe były kilka wieków temu organizacjami strzeleckimi. Ich głównym zadaniem było przygotowanie miejskich sił obronnych. Dla podniesienia sprawności co roku organizowano zawody strzeleckie. Strzelano z kusz lub też z rusznic.

Celem był drewniany lub blaszany ptak - kur. Strzelec z najcelniejszym okiem zostawał królem kurkowym na najbliższy rok.

Takie fakty znają dobrze Tomasz Miliszkiewicz, który jest założycielem Łomżyńskiego Bractwa Kurkowego oraz Władysław Krzyżanowski, który już 1 sierpnia zostanie oficjalnie wcielony do Bractwa.
- W Bractwie jestem już od dziesięciu lat. Dobrze pamiętam moją instalację w Bractwie, bo tak określana jest ta uroczystość. Zostałem wcielony dokładnie 11 listopada. Mój kontusz, którego posiadanie jest niezbędne na tej uroczystości, poświęcił prymas Józef Glemp - wspomina Tomasz Miliszkiewicz.

Pochodzi z okolic Ciechanowca. Ma własną firmę. Jego wielką pasją są konie. Ale raz na jakiś czas wdziewa swój kontusz, który uszyła mu zdolna białostocka krawcowa Maryna Sztark, i rusza. A to na zawody strzeleckie, a to na jakiś pokaz, uroczystość kościelną lub państwową.
Już niedługo podobnymi doświadczeniami będzie mógł się pochwalić Władysław Krzyżanowski, polityk, lekarz internista, wieloletni dyrektor szpitala w Ostrowi Mazowieckiej. 1 sierpnia podczas uroczystej mszy świętej w Kuczynie zostanie zainstalowany w Bractwie. Oczywiście, będzie miał na sobie piękny zielono-złoty kontusz też spod igły białostockiej krawcowej. Buty już są. A z nimi wiąże się pewna historia.

- Brat likwidował gospodarstwo. Powiedział, że znalazł takie długie buty. 30 lat przeleżały w szafie, aż zobaczyłem, że takie same noszą bracia kurkowi. Jak na jednym ze spotkań pojawiłem się w nich, to zaskoczyłem wszystich - wspomina ze śmiechem Władysław Krzyżanowski.
Łomżyńskie Bractwo Kurkowe liczy kilkunastu braci. W Polsce Bractw jest ponad sto. Należy do nich około 25 tys. osób.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny