Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aneta Kręglicka, Miss World: Mam też coś w głowie

Katarzyna Kownacka [email protected]
Aneta Kręglicka, jedyna Polka, która zdobyła tytuł Miss World
Aneta Kręglicka, jedyna Polka, która zdobyła tytuł Miss World Fot. Andras Szilagyimwmedia
Bywało, że ktoś dopuszczał mnie do przetargu tylko po to, by zobaczyć, jak wyglądam - mówi Aneta Kręglicka, jedyna Polka, która zdobyła tytuł Miss World, dziś prywatny przedsiębiorca.

Od 18 lat prowadzi Pani agencję reklamową i PR-owską, jedną z pierwszych założonych w Polsce, a od kolejnych kilku jest współwłaścicielką firmy producenckiej. Polskie miss przeważnie gdzieś znikają. Pani udało się zaistnieć w świecie biznesu.

Aneta Kręglicka: To chyba kwestia charakteru i tego, jakie cele stawiamy sobie w życiu. Ja od początku wiedziałam, że modeling i związany z nim świat nie jest dla mnie. Wydawał mi się mało rzeczywisty, choć po wygranym konkursie Miss World był w zasięgu ręki. Dostałam wtedy propozycję pracy w znanej nowojorskiej agencji modelek Wilhelmina. Wytrzymałam tam kilka miesięcy. Zrobiłam właściwie tylko swoje portfolio i nim zaczęły się konkretne projekty - uciekłam.

Niejedna dziewczyna marzy, żeby się tam znaleźć. Co się Pani w tym świecie nie podobało?

- Uważałam, że tracę czas. Męczyły mnie castingi i bardzo jednak przedmiotowe traktowanie modelek. Oczywiście wiele z nich robi wielkie kariery, wypracowuje marki i dorabia się na nich ogromnego majątku, nawet po zejściu z wybiegów. Ale to kompletnie nie było dla mnie. Nie miałam z tego satysfakcji. Stwierdziłam za to, że dobre wrażenie po zdobyciu korony Miss Świata i pozytywny wizerunek - to mój kapitał. Zbyt dużej wiedzy jeszcze wtedy nie posiadałam, ale to był czas nowicjuszy w tej branży. Powstawało wtedy wiele agencji reklamowych. Zakładali je głównie ludzie pracujący wcześniej w podobnych firmach za granicą. Znalazłam się wśród nich. Po dwóch latach nabrałam takiej pewności siebie, że mogłam z nimi swobodnie konkurować.

Nie było lęku, że nie wyjdzie?

- Wierzę w siebie i pewnie dlatego takie obawy mnie nie sparaliżowały. Oczywiście nie zawsze było z górki. Jednak wielkie wpadki i kryzysy mnie ominęły. Były co najwyżej niepokoje.

Jakie?

- Nie zawsze wygrywałam przetargi, a miałam firmę i spory, bo 30-osobowy zespół ludzi na utrzymaniu. Każdy pod koniec miesiąca spodziewał się pensji, a ja musiałam ją zapewnić. Musiałam mieć też na czynsze, składki, a - jak w każdej firmie - trafiały się kłopoty z płynnością finansową. Towarzyszył mi wtedy permanentny, stresowy ból brzucha - od niedzieli wieczorem do piątku do popołudnia. Skończył się dopiero wtedy, kiedy wyszłam za mąż i urodziłam syna. Urlop macierzyński trwał wprawdzie tylko trzy tygodnie, ale zweryfikowałam po nim tempo i zakres pracy. Nie straciłam jednak impetu. Wiek sprawiał, że chciało mi się walczyć i mierzyć z przeciwnościami. No i czułam, że umiem do siebie przekonać klientów - nawet mimo tego, że byłam kiedyś Miss Świata.

Tytuł przeszkadzał w prowadzeniu firmy?

- Oczywiście. Bywało na przykład tak, że ktoś dopuszczał mnie do przetargu tylko po to, by zobaczyć, jak wyglądam. Okazywało się, że nie chodzi wcale o to, żeby mi powierzyć projekt.

Chciano sprawdzić, czy jest Pani nie tylko piękna.

- Mówiąc wprost - czy oprócz blond włosów i niebieskich oczu mam coś w głowie.

I jak Pani reagowała na takie "przesłuchania"?

- Z natury jestem pryncypialna, nie zabieram się za coś, do czego nie jestem przygotowana. W takich sytuacjach stawałam na uszach, żeby udowodnić do czego jestem zdolna i co potrafię. Najczęściej się udawało. Po jednym - dwóch spotkaniach stawałam się partnerem do rozmów. Brak doświadczenia nadrabiałam rzetelnością i kreatywnością na tyle skutecznie, że klienci byli zadowoleni.

Przez całe lata bardzo świadomie się Pani nie eksponowała, nie przypominała o swoim istnieniu. A przecież mogłaby Pani wejść do telewizji, pogwiazdorzyć i wyciągnąć z popularności profity.

- Mogłabym. Cały czas dostaję propozycje uczestniczenia w kolejnych programach i prowadzenia ich. Odmawiam, choć przyznam, że czasem mam ochotę zaznać innej adrenaliny niż ta, której mi dostarcza własna firma. Na szczęście mam komfort wyboru i mogę angażować się w projekty, które są dla mnie interesujące, bliskie mojej estetyce, i w których mogę pracować z fajnymi ludźmi.

Ale w programie Taniec z gwiazdami wzięła Pani udział.

- Tak, ale nie dla popularności, lecz dla ruchu. Codziennie biegam i ćwiczę. Jest mi to bardzo potrzebne. Jeśli się nie wybiegam, to rodzina jest biedna (śmiech). Muszę gdzieś zużyć nadmiar energii. Dlatego miałam olbrzymią przyjemność z wielogodzinnych treningów podczas realizacji Tańca z gwiazdami. Ale w innych programach rozrywkowych na pewno nie wezmę udziału.

Propozycje reklam też się oczywiście trafiają?

- Kilka rocznie.

Była jakaś wyjątkowo egzotyczna?

- Nie, najczęściej dotyczą reklam dóbr luksusowych bądź instytucji finansowych. Na razie, po negocjacjach, przystałam na propozycję Apartu i po raz kolejny podpisałam z tą firma kontrakt.

Bo diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety?!

- Nie, nie jestem sroką, to nie diamenty mnie przekonały (śmiech). Choć po raz pierwszy ktoś w Polsce je reklamował i taka nowość oczywiście też była argumentem. Ale przeważyło to, że strategia, którą przygotowała firma była bardzo profesjonalna, że z udziałem w kampanii wiązały się podróże, że zdjęcia były wykonywane bardzo profesjonalnie. W tej współpracy jestem partnerem, a nie wynajętą modelką. Na swój wizerunek w kampanii mam decydujący wpływ. I to mnie przekonało.

Zanim zaczęłyśmy rozmawiać, powiedziała Pani zdanie albo dwa, z których wynika, że powątpiewa Pani w swoją urodę. Kiedy mówi coś takiego Miss Świata, nawet jeśli nie lubi tego tytułu, to brzmi to niewiarygodnie.

- Jestem czterdziestolatką i uroda nie ma dla mnie decydującego znaczenia.

A czuje Pani presję, że musi zawsze świetnie wyglądać? Bo paparazzi, bo były tytuł?

- W ogóle. Na co dzień chodzę w trampkach, dżinsach, nieumalowana. Nie jestem niewolnicą swojego publicznego wizerunku. Gdyby było inaczej, na pewno bym już zwariowała.

Sporty, które Pani uprawia, to potrzeba czy konieczność - dla zachowania sylwetki?

- Przyjemność! Fizyczna i psychiczna. Biegam i ćwiczę pięć razy w tygodniu. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym funkcjonować bez tego. To mi daje energię. Mogę się w tym wyżyć. Aktywnie zaczynam dzień, potem biorę szybki prysznic i biegnę do pracy. Nie mam czasu na kręcenie loków. Chyba, że mam oficjalne spotkanie. Wtedy pudruję nos, żeby się nikt nie wystraszył.

Co Pani czuje, patrząc swoje zdjęcia sprzed 20 lat?

- Sentyment. Patrzę na nie trochę z uśmiechem, bo taka trochę wtedy byłam Kaśka (śmiech). Zdjęcie z wyborów Miss World nie jest zresztą najszczęśliwsze. Miałam ledwie 22 lata i prowincjonalną fryzurę. Taka była wtedy moda.

A tak po kobiecemu boi się Pani upływającego czasu?

- Szczerze - nie myślę o tym. I nie próbuję na siłę zatrzymać czasu - bo tego się po prostu nie da zrobić. Powiedzenie, że wyglądamy na tyle lat, na ile się czujemy, jest prawdziwe - ja czuję się bardzo młodo. Oczywiście bez hipokryzji przyznam, że dbam o siebie, chodzę na zabiegi kosmetyczne, wklepuję kremy. Ale zdecydowanie jestem przeciwna kosmetyce inwazyjnej, nie wierzę w jej naturalnie wyglądające efekty. Polecam natomiast mezoterapię.

Ma Pani dziewięcioletniego syna Alka. Jest Pani dla niego surową mamą czy go rozpieszcza?

- Niestety, surową. Kocham syna ponad życie, ale muszę go czasem przycisnąć. A ponieważ mam w związku z nim wiele różnych planów, to staram się nie zaniedbywać jego zdolności (śmiech). To bardzo mądre dziecko, ale leniuszek. Muszę go mobilizować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny