Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największa ferma jeleni w Europie. Jak coś robić to z rozmachem

Alicja Zielińska
Katarzyna Susek, z zawodu zootechnik nie wyobraża sobie innej pracy.
Katarzyna Susek, z zawodu zootechnik nie wyobraża sobie innej pracy. Fot. Wojciech Okszztol
Jerzy Wilczewski ze wsi Białousy koło Janowa ma największą fermę jeleni w Europie. Liczy ona prawie trzy tysiące sztuk. Większe są tylko w Nowej Zelandii.

Przez ponad 30 lat uprawiał róże. W międzyczasie były porzeczki, potem doszła borówka amerykańska, a cztery lata temu postawił na hodowlę jeleni. Teraz to największa ferma tych zwierząt w Europie. I jedna z najbardziej okazałych w świecie. Ponad 2700 sztuk.

- Różne hobby ludzie mają. A ja kocham ziemię - mówi Jerzy Wilczewski ze wsi Białousy koło Janowa. I jest to miłość odwzajemniona. Ziemi ma ponad 2 tysiące hektarów. A hodowla jeleni to część Gospodarstwa Ogrodniczego, które prowadzi z synami Adamem i Kamilem.

Zaczęło się od sześciu jeleni

Pierwsze jelenie trafiły do Wilczewskich w 1997 roku. Sześć dorodnych osobników z pięknymi porożami miały upiększać gospodarstwo i cieszyć oko.

- Do tej pory żyją - podkreśla właściciel. W 2006 roku hobby przemieniło się w profesjonalną hodowlę i prawdziwą pasję.

- Z czysto praktycznych i biznesowych względów - nie ukrywa Jerzy Wilczewski. - Dziczyzna w Europie przeżywa renesans, stała się znów modna i poszukiwana. Bo mięso z jeleni jest smaczne, delikatne, a przy tym zawiera mało tłuszczu i cholesterolu. Szczególnie polecane dzieciom cierpiącym na alergię.

Ale też dlatego, że kupili dużo ziemi i trzeba było ją zagospodarować.

Najpierw powstała ferma w Rudziach koło Gołdapi. Wilczewscy mieli tam ziemię po Rominckim Kombinacie Rolniczym. Ponad 370 hektarów. Tereny piękne, urokliwe, trochę dzikie, jak z amerykańskiego westernu, u podnóża Góry Szeskiej, wysokiej na 300 metrów.

Długo szukali pomysłu, co tam robić. Oczywiste było, że w tych warunkach klimatycznych i glebowych żadna uprawa, jakie mieli w swoim gospodarstwie, nie wyjdzie. Najwyżej jakieś użytki zielone.

Ten sam dylemat był z nabytymi gruntami od PGR Krynki, w Kolonii Słoja koło Sokółki.

Kiedy przymiarki do uprawy wierzby energetycznej nie wypaliły, postanowili rozległe połacie łąk i lasów przeznaczyć pod hodowlę jeleni. Wsparciem dla tego typu rozważań była właśnie ta założona w 1997 roku miniferma jeleni przy pomocy Bartłomieja Dmuchowskiego ze Stacji Badawczej PAN w Kosewie Górnym koło Mrągowa.

W 2006 roku zapadła decyzja o profesjonalnej hodowli.

Jak coś robić, to z rozmachem

- A jeśli już coś robimy, to porządnie i z rozmachem - bez fałszywej skromności przyznaje Jerzy Wilczewski. - Zwróciliśmy się ponownie do pana Dmuchowskiego, już wtedy świeżo upieczonego doktora specjalizującego się w hodowli fermowej jeleni o fachową pomoc. Przystał na propozycję. I wraz żoną Teresą zdecydował się przejść na stałe do pracy w Rudziach.

Wczesną wiosną ruszyła budowa odłowni zwierząt oraz zaplecza gospodarczego: warsztatu, hangarów, paszarni, silosów, parku maszynowego. Ogrodzono pastwiska. W połowie listopada 2006 przyjechał pierwszy transport łań ze Szkocji, wkrótce następne.

Rok później powstaje ferma w Kolonii Słoja. Tu z kolei przychodzi do pracy Katarzyna Susek, absolwentka zootechniki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, wypatrzona podczas praktyk w Stacji Badawczej w Kosewie.

- Zwierzęta mają się bardzo dobrze. A karmienie zimowe 600 sztuk jeleni przy stołach z użyciem wozu paszowego wykonuje jedna osoba, której zajmuje to raptem dwie godziny - wspominają Wilczewscy na swojej stronie internetowej.

Dziś w Rudziach żyje ponad 1500 jeleni, a w Kolonii Słoja 1200.

Zaglądają do kieszeni

Kacper, dorodny samiec, od razu zauważył swego pana i czeka spokojnie aż podejdzie do siatki. Liczy na coś smakowitego. Na nas patrzy nieufnie. Wyczuwa obcych. Chwilę się przygląda i odchodzi dumnym krokiem w głąb rozległego pastwiska.

- Jakie są jelenie? Piękne, łagodne, ale z charakterem - opowiada z uśmiechem Jerzy Wilczewski. - Zbliżają się na wyciągnięcie ręki. Zaglądają do kieszeni. Jak podjedziemy samochodem, to są przy samochodzie. Jak przylecimy śmigłowcem, to pilot musi je odpędzać, bo najpierw zlizują płozy, gdyż tam są muszki, które im smakują, potem biorą się za szybę. A ponieważ mają szorstkie języki, to jest obawa, że porysują.

Groźniejsze stają się tylko w okresie godowym. Szczególnie byki, bo są zazdrosne o samice i w każdym widzą konkurenta. I wówczas nawet opiekun nie powinien się do nich zbliżać. To duże i silne zwierzęta.

Zysk z jelenia

Ferma jeleni jest nastawiona na trzy kierunki: materiał hodowlany, piękne byki dla bogatych myśliwych oraz mięso. Ubój odbywa się w Zielonej Górze. To jedyna ubojnia jeleni w Polsce. Mięso idzie głównie na rynek brytyjski. Opłaca się, ale kokosów nie ma.

- Kiedy zakładaliśmy fermę pod koniec 2005 roku, funt kosztował ok. 7 zł. Teraz cena brytyjskiej waluty znacznie spadła. Więc my też odczuliśmy. Trzeba czekać na lepszą koniunkturę. 7 - 7,5 funtów, jakie angielskie sieci handlowe płacą za kilogram jeleniny, nie przynosi dużego zysku.

Jerzy Wilczewski liczy na współpracę z Rosjanami. W obwodzie kaliningradzkim powstaje 1200 hektarów parku, do którego bogaci Rosjanie będą przyjeżdżać na polowania. Za jelenia do odstrzału można wziąć trzy razy więcej niż za sztukę do tradycyjnego uboju - zdradza.

Ale w kontaktach gospodarczych ze Wschodem wciąż odgrywa dużą rolę polityka. A ta na razie nie jest dobra, więc nie sprzyja też biznesom.

Róże dla znajomych, borówka do Anglii

Po wielkiej plantacji róż został namiot foliowy z 6 tys. sztuk. Z sentymentu, dla podtrzymania kontaktów towarzyskich i prestiżu. Bo po róże zawsze ktoś wpada, a i wszystkie okoliczne kościoły są nimi dekorowane.

- Wykończyła nas Afryka - nie kryje białouski plantator. I opowiada, jak to w 2002 roku trzech młodych Holendrów założyło na wzgórzach w Kenii gigantyczną, 240-hektarową plantację tych kwiatów. Wilgotność, słońce przez cały rok i prawie w ogóle szkodników. A przy tym tania siła robocza. Róże rosły znakomicie. Dorodny pąk, mocna łodyga.

- Po przystąpieniu Polski do Unii, zaczęły przez Holandię płynąć do nas kenijskie róże. Doszło do tego, że 26 maja, w Dzień Matki, w szczyt różanego sezonu, została u mnie połowa towaru - wspomina z żalem.

Róże zaorał. W szklarniach rośnie teraz późniejsza odmiana borówki. Borówka amerykańska, którą założył w latach 90. Wciąż trzyma się dobrze. Rośnie na 330 hektarach. Owoce skupują tak znane sieci handlowe jak: Marks & Spencer, Sainsbury's, Sommerfield i Tesco.

Więc na swoich borówkowych polach Wilczewscy coraz to wprowadzają nowinki techniczne. W ubiegłym roku w Białousach i w okolicach Szudziałowa zamontowali armatki przeciwgradowe. W górę wędruje strumień gazów składający się z dwutlenku węgla oraz pary wodnej, i to one rozbijają strukturę chmury i chronią borówki przed zniszczeniem. Siedem urządzeń kosztowało 2 mln zł, z czego 600 tys. zwróciła Unia.

Na plantacjach pojawiło się też 28 piętnastometrowych wiatraków. Po 35 tysięcy euro sztuka. Mają zabezpieczać przed mrozem. Napędzane przez silnik spalinowy łopaty wiatraka ściągają cieplejsze powietrze i kierują je w stronę gruntu.

Tej zimy, gdy nocą temperatura spadła do minus 37 stopni, u Wilczewskich, dzięki wiatrakom udało się ją zbić o osiem stopni. Pomogło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny