- Do naszej szkoły UNRA zawitała w 1946 r. Z inspektoratu oświaty dostaliśmy
14 grzebieni i jedną pidżamę. W klasie siódmej było nas 14, więc każdy dostał po zagranicznym grzebyku - opowiada Stanisław Jabłonowski.
Co to była UNRRA?
Pieszczotliwie zwano ją ciocią Unrą, a oficjalna nazwa brzmiała: United Nations Relief and Rehabilitation Administration, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy.
UNNRA została założona w listopadzie 1943 roku w Waszyngtonie, by ulżyć doli ofiarom wojny. Pomoc ta dotarła do milionów osób na całym świecie, jej wartość szacowano nawet na 4 miliardy dolarów.
Głównym udziałowcem były Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, które nad Wisłą miały wówczas ksywę wujek Sam.
Modnisie wyczekiwały na fatałaszki, rolnicy na konie i pługi, kolejarze na lokomotywy, a wszyscy na leki.
Koni - na ten przykład - przywieziono drogą morską do Szczecina aż 37 tysięcy, z nich jednak znaczna część trafiła ponoć do kiełbas. Znajoma do dziś wspomina pierwszą w swym życiu cytrynę z unrowskiej paczki, a kolega spodenki z klapą odpinaną z tyłu.
Można się podśmiewać z cioci Unry i wujka Sama, ale w latach powszechnej biedy powojennej była to autentycznie cenna pomoc. W założeniu dobroczyńców miała także ułatwić szybsze zatarcie śladów barbarzyństwa, przywrócić radość życia. Jak to jednak z każdą pomocą bywa, tak i tamta nie była dzielona sprawiedliwie.
- Do naszej szkoły UNRRA zawitała w 1946 roku - opowiada Stanisław Jabłonowski. - Z powiatowego inspektoratu oświaty otrzymaliśmy czternaście grzebieni i jedną pidżamę. W klasie siódmej było nas właśnie czternastu, więc wychowawczyni zadecydowała, że każdy dostanie po zagranicznym grzebyczku. Zapachniało wielkim światem i od tej pory - to było przełomowe wydarzenie! - mogliśmy nosić włosy na długość zapałki, bo wcześniej obowiązywało strzyżenie na zero. Pidżama natomiast została przeznaczona na loterię fantową przeprowadzoną w takcie jasełek. Uzyskane w ten sposób pieniądze zasiliły fundusz harcerski.
Po tym sukcesie zalecono, byśmy złożyli wnioski na kolejne dary. Wypełnione przez nas kwestionariusze ze zdjęciami i podaniami miały trafić do hojnych amerykańskich rodzin. Wychowawczyni - pani Falkowska - postawiła sprawę jasno: nie żebrać o byle co, pisać o rowery, motocykle, sprzęt szkolny i harcerki.
Jaki był efekt? Niezły dochód miał miejscowy fotograf, bo dołączyliśmy zdjęcia, a nam pozostały pytania. Może przesadziliśmy z prośbami? A może Amerykanie nie znają języka polskiego?
Pewnie jednak nasze wnioski i zdjęcia trafiły do urzędowego kosza. Zaczynała się bowiem tak zwana zimna wojna, Związek Radziecki wedle obowiązującej propagandy pozostał jedynym państwem walczącym o pokój, a Stany Zjednoczone okrzyknięto światowym bastionem imperializmu.
Zatem dary amerykańskie stały się wredne i podejrzane, mogły być zachętą do szpiegowania. Notabene, już w czasie wojny w Rosji ukrywano fakt otrzymywania pomocy wojennej zza oceanu. Napisy USA na samochodach lub sprzęcie wojskowym tłumaczono jako skrót od hasła: Ubijem sukinsyna Adolfa.
Opowiadano też, że w Polsce trzeba było chronić transporty z pomocą unrowską przed grupami zbrojnych wyzwolicieli.
A może ktoś z Państwa zechce opisać anegdotyczne zdarzenia z tamtych lat i dołączyć zdjęcie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?