Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fontanna na Rynku Kościuszki. Tak wyglądała w 1934 roku.

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Zdjęcie zostało wykonane 4 marca 1934 roku na Rynku Kościuszki w Białymstoku
Zdjęcie zostało wykonane 4 marca 1934 roku na Rynku Kościuszki w Białymstoku Fot. Archiwum Marka Jankowskiego
Zdjęcie wykonane przed wojną przedstawia trzech mężczyzn pod fontanną na Rynku Kościuszki w Białymstoku.

Długo się zastanawiałem, co wybrać na nowy rok. Z opresji wybawił mnie Marek Jankowski, dostarczając tę właśnie fotografię. Pogodną, budzącą miłe skojarzenia.

Wiemy tylko, że zdjęcie zostało wykonane 4 marca 1934 roku na Rynku Kościuszki w Białymstoku. W pobliżu znajdował się zakład Foto Film, więc maestro skorzystał z okazji i uwiecznił trzech budrysów.

Zanosiło się na wiosnę, więc może panowie rzeczywiście wyruszyli na łowy. Ubrali się bardzo szykownie. Podziwiajmy więc ich jesionki, z fantazją wywinięte szaliki, starannie zawiązane krawaty. Dwaj siedzący po bokach ozdobili głowy wytwornymi kapeluszami, ten w środku tradycyjnie założył czapkę. W ten czas nakrycie głowy świadczyło o dobrym pochodzeniu i wychowaniu. Z gołą głową to można było pójść pod prysznic, a nie na przechadzkę po wojewódzkim mieście.
I jeszcze proszę zwrócić uwagę na ręce panów. Nie trzeba być Cyganką, by przepowiedzieć, że ten w rękawiczkach miał się niemal za arystokratę. Pan w środku na co dzień ciężko tyrał, więc nie nabył subtelniejszych odruchów. Siedzący zaś po prawej stronie, w okularach, to z pewnością przedstawiciel inteligencji pracującej.

A fontanna była wielce potrzebna. Może nie prezentowała się tak po europejsku, jak jej obecne wcielenie, ale po prostu była i cieszyła. Tu czekali na pracodawców murarze, chłopacy urządzali figle, młodzież dorastająca szukała przy wodotrysku natchnienia do romansowania. Zaś Ryszard Kaczorowski zapamiętał na całe życie spotkanie - właśnie przy fontannie - z weteranem powstania styczniowego.
A teraz przenieśmy wzrok na buty. Każda para inna, pierwszorzędne, zrobione ani chybi na zamówienie. I wszystkie mają wspólną cechę. Jaką? Ano są te buty porządnie wyglansowane. Może nawet z popluciem, bo wtedy połysk był najmocniejszy. Były i inne sposoby, by uzyskać odpowiednie efekty. O tym można było wyczytać w grudniu 1933 roku w "Echu Białegostoku". Życzę przyjemnej lektury.

Samochód znanego w mieście przemysłowca pana K., jadącego z Warszawy do Białegostoku, i to w dodatku z chorym, zatrzymał się w nocy kilka kilometrów od celu. Zgasły lampy, nie można było ich nareperować, mróz się natężał. Upłynęły dwie godziny, powiało grozą. "Aż pan K. spojrzawszy przypadkiem na swoje buty wpadł na niezwykle oryginalny pomysł oświetlenia szosy swoim obuwiem. Zdjął swoje buty i przywiązał je do przodu samochodu. W ten sposób pan K. zdołał bez szwanku dojechać do miasta. A wszystko dzięki swojemu obuwiu, które stale czyścił pastą "Zorza", i które rzucało tak olśniewające światło".

Przed sylwestrem "Echo Białostockie" zamieściło nieco zmienioną wersję sensacyjnej reklamy. Oto na niebie nad białostockim Ratuszem zajaśniały błyskawice rzucające olśniewające światło. Liczny tłum oniemiał, przybywało zaciekawionych tym kosmicznym wręcz zdarzeniem.

Taki stan utrzymywał się przez godzinę. I wreszcie ktoś zdołał rozwiązać niezwykłą zagadkę. To strażak BOSO (Białostockiej Ochotniczej Straży Ogniowej), pełniący służbę obserwatora na wieży ratuszowej, miał buty czyszczone pastą "Zorza". Sprawdziłem i, niestety, takiej pasty już nie produkują.

A trójka naszych panów patrzy właśnie w kierunku wieży ratuszowej. To tak, jakby dziś włączyć telewizor. Na placu przed Ratuszem zawsze działo się coś ciekawego. Dzieci dawały przedstawienia, by zebrać trochę grosików. Przenośna gastronomia zapraszała między innymi na śledzie smażone i kotlety z mąki kartoflanej. Tłum handlarzy, przekupniów, kombinatorów i krzykaczy zachwalał towar, w tym niezwykłej wygody grzebyki i podwiązki, budzące ciekawość lusterka erotyczne, najmodniejsze tanga, biusthaltery, puder dla dzieci i dorosłych. Jakaś nietutejsza kobieta sprzedawała natenczas cudowne serum na wszystkie choroby świata, i to tylko po groszu za sztukę.

Zielone cukierki wyglądały wprawdzie jak kozie śmiecie, ale ratowały od bólu zębów, gardła, oczu, nosa, żołądka, nawet od grypy i lataczki. Jakże zachęcająco brzmiały okrzyki: koniki żywe dla dzieci i dorosłych, domki szklane, brzytwy szwajcarskie, aparaty do ondulacji, reformy jedwabne, kwiaty na każdą okazję, znaczy się róże dla ukochanej i suche drapaki dla teściowej.

Czy wrócą swojskie klimaty na nasz rynek? Prezydent miasta zapewnia, że tak. Może też przysiądzie na fontannie. Niech no tylko powieje wiosną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny