Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuriozum na cały kraj: Władze wyższej uczelni skazane. Rektor za fałszerstwo, kanclerz za plagiat.

Jacek Wolski
Rektor został zawieszony w obowiązkach  w obowiązkach, bo przed sądem odpowiada za fałszerstwo.
Rektor został zawieszony w obowiązkach w obowiązkach, bo przed sądem odpowiada za fałszerstwo. Fot: Archiwum
Drugiej takiej szkoły w Polsce nie ma. O rektorze pisać można tylko Michał B. O kanclerzu natomiast - Zdzisław S.
Kanclerz został skazany prawomocnym wyrokiem za plagiat.
Kanclerz został skazany prawomocnym wyrokiem za plagiat. Fot. Archiwum

Kanclerz został skazany prawomocnym wyrokiem za plagiat.
(fot. Fot. Archiwum)

Rektor zawieszony w obowiązkach, bo przed sądem odpowiada za fałszerstwo. Kanclerz skazany prawomocnym wyrokiem za plagiat. I co z tego? Nic. "Psy szczekają, a karawana jedzie dalej" - tak rektor skomentował podczas ostatniej inauguracji roku akademickiego to, co dzieje się wokół Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Suwałkach.

Bartosz Loba, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, mówił niedawno, że podobne problemy dotyczą jedynie trzech uczelni w kraju. Oprócz Suwałk, są to placówki w Legnicy i Jarosławiu. Ministerstwo ma jednak ograniczone pole manewru. Bo autonomia szkoły wyższej to świętość.

Zerżnął słowo w słowo

Parę dni temu Sąd Okręgowy w Suwałkach wydał prawomocny wyrok. Zdzisław S., kanclerz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu oraz grzywnę. Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości, że popełnił plagiat. Pracę, którą dostarczył mu ktoś inny, potraktował jako swoją. Zmienił stronę tytułową i dokonał jedynie nieznacznych korekt.

Wszystko to działo się już stosunkowo dawno, bo na przełomie 2006 i 2007 roku. Wyszło przez przypadek.

Latem 2007 roku CBA zorganizowało nalot na suwalską uczelnię. Były bowiem poważne podejrzenia, że organizowane tu przetargi są ustawiane. Funkcjonariusze dokonali rewizji m.in. w domu Zdzisława S. Skonfiskowali twardy dysk jego komputera.

Wystarczających dowodów na korupcję nie udało się jednak znaleźć. Sprawa została więc umorzona.

Ale przy okazji funkcjonariusze CBA natrafili na dwa pliki znajdujące się w komputerze kanclerza. W 2006 roku zaczął on studia podyplomowe z bhp. Firmowała to jedna z gdańskich prywatnych uczelni, zajęcia zaś odbywały się w Suwałkach, w Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Ustawicznego. Na koniec trzeba było napisać pracę. Od znajomego, który jest przewodniczącym rady powiatu suwalskiego i dyrektorem szkoły w Przerośli, kanclerz otrzymał gotowy już plik. Miał jednak to wykorzystać twórczo, a nie zerżnąć słowo w słowo.

Przed sądem Zdzisław S. przekonywał, że jest niewinny. Bo, jak twierdził, napisał pracę samodzielnie i dostarczył ją do suwalskiego centrum. Ale że panował tam bałagan, ktoś zamienił teczki i do gdańskiej uczelni wysłał nie tę, którą trzeba.

Na początek - synowa prezydenta i żona jego zastępcy

Ta szkoła od lat była nadzieją Suwałk. Bo wszyscy myśleli, że jak powstanie, to miasto stanie się ośrodkiem akademickim, przyjadą renomowani profesorowie, młodzież będzie kształciła się na miejscu, a nie emigrowała do większych miast.
Uczelnię tworzył zarząd województwa podlaskiego na początku tej dekady. Marszałkiem był wówczas suwalczanin Janusz Krzyżewski z SLD. Ale i tak wszystko organizował Józef Gajewski, prezydent Suwałk. To na jego wniosek marszałek powołał na stanowisko pełnomocnika do spraw tworzenia uczelni emerytowanego wojskowego z Warszawy - Pawła S. Skąd on się wziął, nie wiadomo do dziś. Jego naukowe osiągnięcia ograniczały się bowiem do prac dotyczących pola walki itp.

S. wkrótce zainteresowały się organy ścigania. Bo, po pierwsze, zataił, starając się o mieszkanie komunalne w Suwałkach, że ma inne locum, po drugie - fałszował podpisy swojej byłej żony na zeznaniach podatkowych. Pierwszy czyn sąd mu odpuścił, uznając, iż S. nie wiedział, że w oświadczeniach dotyczących mieszkania kłamać nie wolno. Za drugi został jednak skazany. Bo była to próba wyłudzenia ulgi podatkowej.

Po tym całym zamieszaniu wojskowy został w końcu odwołany z funkcji pełnomocnika.

Uczelnia zaczęła funkcjonować w 2005 roku. Kanclerzem został Zdzisław S., bardzo dobry znajomy prezydenta Suwałk. Jedne z pierwszych decyzji kadrowych dotyczyły zatrudnienia synowej prezydenta oraz żony jego zastępcy. Obie panie były, rzecz jasna, wybitnymi fachowcami w swoich dziedzinach.

O rektorze tylko pan B.

Rektorem został z kolei Michał B. Czyim był znajomym, nie wiadomo. Z całą pewnością jednak wywodził się z tego samego środowiska politycznego, co marszałek Krzyżewski i prezydent Gajewski. Michał B. miał na swoim koncie wiele osiągnięć naukowych. W dodatku, przez lata, zarządzał Politechniką Białostocką.
Bardzo szybko jednak prasa nie mogła już o nim pisać po nazwisku. Bo stał się podejrzanym w sprawie potencjalnych nieprawidłowości na białostockiej politechnice. Śledztwo trwało długo i skończyło się umorzeniem. W tym czasie B. zdążył jednak zrezygnować z rektorowania w Suwałkach.

Kiedy jednak jesienią 2008 roku odbywały się wybory, powrócił. Był jedynym kandydatem na stanowisko rektora PWSZ. Miejscowe władze ten wybór przyjęły z aplauzem.

Nie minął rok, kiedy z mocy prawa Michał B. został znowu zawieszony. Prokuratura skierowała bowiem do sądu akt oskarżenia przeciwko niemu. Chodzi o sfałszowane podpisy syna. Proces trwa, a suwalska uczelnia rektora nie ma.

Pitera też nic nie zrobiła

To, co się tutaj dzieje, zaniepokoiło miejscowych radnych. Była nawet specjalna debata na ten temat podczas jednej z ostatnich sesji. Rządząca miastem większość uznała, że wszystko jest w porządku, a problemy rektora i kanclerza z wymiarem sprawiedliwości to ich prywatne sprawy.

Uczelniane władze triumfowały. Po raz kolejny okazało się bowiem, że nikt nic im nie może zrobić. Suwalskiej PWSZ nie ruszyła nawet, albo nie chciała ruszyć, minister Julia Pitera. Jedna z miejscowych gazet nagłośniła kilka miesięcy temu sprawę ogłoszeń, jakie szkoła daje do jednego z wydawnictw. Problem polegał na tym, że jego współwłaścicielem jest syn kanclerza Zdzisława S. Podejrzenie, że ojciec, wykorzystując publiczne pieniądze, daje zarobić synowi, było bardzo duże.

Dziennikarze, zdegustowani bezradnością Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zwrócili się w tej sprawie właśnie do minister Pitery. Zareagowała po kilku miesiącach. Przesłała odpowiedź uzyskaną z PWSZ, iż kanclerz o zlecaniu reklam nie decyduje. Nikomu nawet do głowy nie przyszło, aby sprawdzić, jaką rolę Zdzisław S. faktycznie odgrywa na uczelni.

Plagiat? To przecież nic złego

Parę dni temu senat suwalskiej uczelni zajął się sprawą skazania kanclerza za plagiat. Większość doszła do wniosku, że właściwie nic się nie stało i Zdzisław S. powinien pozostać na stanowisku.

- On jest znakomitym organizatorem i gospodarzem - tłumaczył Jerzy Sikorski, pełniący obowiązki rektora. - Rozbudowa naszej uczelni to wszak jego zasługa.
Zapytany o to, czy studenci powinni brać przykład z jednej z najważniejszych osób na uczelni, która popełniła plagiat, rektor odparł, iż plagiat człowieka przecież całkowicie nie dyskredytuje.

Człowieka z całą pewnością nie. Ale kanclerza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny