Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zobacz jak powinno wyglądać Halloween po polsku

Aneta Boruch
Wierzono, że żebracy są pośrednikami pomiędzy światem żywych i umarłych. Jeszcze przed dziesięcioma laty na cmentarzu np. w Dąbrowie Białostockiej w te dni spotkać można było kilku żebraków.
Wierzono, że żebracy są pośrednikami pomiędzy światem żywych i umarłych. Jeszcze przed dziesięcioma laty na cmentarzu np. w Dąbrowie Białostockiej w te dni spotkać można było kilku żebraków. Fot.sxc.hu
Pierwszego listopada do kościoła wierni znosili prosiaki, koguty, sery. Drugiego listopada ustawiali na katafalku misy z pierogami i chlebem, dziadom na ucztę. Bogaci urządzali żebrakom obiady w domu, czyli chałtury.

Jak każde polskie święta, tak i te listopadowe przez stulecia obrosły w swoje tradycje i zwyczaje. Najbardziej zadziwiający podlaski obyczaj, który wiązał się z tymi świętami, to... chałtury. Nie, wcale nie chodziło o jakieś dorabianie na boku. - Były to po prostu obiady żałobne, na których bogaci ugaszczali ubogich lub żebraków - wyjaśnia Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego.

I stąd w dziadowskiej, hultajskiej piosence śpiewano:

Gdzie chałtury - tam ja dziad, gdzie wesele - tam ja swat.
Samo określenie wywodzi się z języka litewskiego. Litwini nazywali Dzień Zaduszny "chałturas". My spolszczyliśmy to tak, że wyszły nam chałtury.

Te obiady to była tradycja, która swój początek brała zapewne jeszcze z obyczajów pogańskich, które mówiły, że dusza też musi się najeść na drogę.

I tu ciekawe. Jeszcze do połowy XIX wieku przynoszono dary do kościoła i chowano je za ołtarz. Wierni znosili m.in. koguty, prosiaki czy sery. Tak było pierwszego listopada.

A drugiego w kościele stawiano katafalk. A na nim misy i talerze. Parafianie wkładali do nich pierogi, chleby i inną żywność dla żebraków, którzy tego dnia mogli się najeść do syta. I faktycznie, było to prawdziwe dziadowskie święto.
Skąd brało się takie poszanowanie dziadowskiej profesji?

Bo wierzono, że żebracy są pośrednikami pomiędzy światem żywych i umarłych. Jeszcze przed dziesięcioma laty na cmentarzu np. w Dąbrowie Białostockiej w te dni spotkać można było kilku żebraków. Odwiedzający groby swoich bliskich dawali im pieniądze z prośbą o modlitwę.

W zapiskach z epoki zachowała się opowieść o tym, jak to jeden podlaski szlachcic wydał w swoim domu ucztę dla dziadów. Składała się z trzech dań. A potem jeszcze obdarował odchodzących żywnością i krową.

Jeden z sąsiadów jegomościa, gdy to zobaczył, powiedział: Choćbyś waszmość ich miodem wysmarował, to i tak powiedzą, że mieli wszystkiego za mało.
I rzeczywiście. Goście zapakowali wiktuały, zaduszne leguminy na wozy i ruszyli w drogę. Ktoś zagadnął ich: Jak było? A oni na to: mieliśmy chałtury niezgorsze, ino krowę wybrano nam jałową.

Przepowiednia szlachcica-sąsiada sprawdziła się w całej rozciągłości.

Gdy we Wszystkich Świętych ludzie szli spać

Wierzono także, że gdy ludzie szli spać we Wszystkich Świętych, równo o północy na kościół zstępowała wielka jasność. Ktoś podobno nawet widział na własne oczy, jak o północy zagrały organy w kościele, zaczęły bić dzwony, otworzyły się drzwi do kościoła. A przed nimi pojawił się tłum wszystkich okolicznych zmarłych. I nieważne, jak tym nieboszczykom powodziło się za życia, w nocy Wszystkich Świętych ubrani byli nadzwyczaj kosztownie.

Na czele tego pochodu stali księża, ci, którzy też przenieśli się już do lepszego świata. Kiedy zmarli kapłani wprowadzili tłum nieboszczyków główną nawą do kościoła, wszyscy padli na kolana i wspólnie się modlili. A po modlitwie zmarli rozchodzili się po okolicy. Odwiedzali swoje rodziny i domowe pielesze. Przy czym goście z zaświatów byli przez rodziny ciepło oczekiwani.

- Bo to wcale nie były upiory - mówi Andrzej Lechowski. - Ta odświętność ubioru jest prawie ewangeliczna. A wiara w odwiedziny zmarłych ukazuje nam też inny ważny motyw. Panowało przekonanie, że dusze o nas myślą i odwiedzają nas.

Tylko my nie jesteśmy tego w stanie sobie wyobrazić. Dlatego trzeba było to ubrać w jakąś plastyczną formę, czyli jasność, która na kościół zstąpiła.

- Szkoda tylko, że nikomu nie chciało się zajść o północy do kościoła i naocznie tego sprawdzić - śmieje się Lechowski.

Żeby dusza nie zaplątała się w nici i nie została na ziemi

Na Podlasiu wsiach przez długi czas był też przesąd, że w Zaduszki kobiety nie mogą zajmować się żadnym szyciem. Wręcz zabraniało się pracy z lnem i przędzą. Nie można było tego robić, aby "duszyczkom nie zaprószyły się oczy". Żeby się dusza nie zaplątała w nici i nie została na zawsze na ziemi.

Z tego samego powodu gospodynie na Podlasiu często wystawiały świeczki w oknie, żeby dusza nie błądziła i szybko znalazła drogę do domu rodzinnego, który chce odwiedzić.

Bo ogień to najważniejszy, odwieczny symbol związany z Zaduszkami. Zwyczaj palenia świec na grobach związany jest z prastarą symboliką ognia, który broni przed złem. W wierze katolickiej ogień-światło to znak wiary, a także symbol oczyszczenia. Dusza, dla której palimy świecę, oczyszcza się, doznaje ulgi.

Ogień najmocniej łączy nasze współczesne obrzędy z tymi, które kultywowali nasi przodkowie.

Na cmentarzu farnym w Białymstoku od lat stoi Krzyż Katyński. Zawsze było przy nim morze zniczy.

- Tam była szczególna atmosfera milczenia - wspomina Lechowski nastrój, który panował tu w latach 70. i 80. - Nikt nic nie mówił, ale wszyscy wiedzieli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny