Test był ten sam, ale rodzice i dzieci pisali go oddzielnie. Każdy miał swoją kartę egzaminacyjną. Rodzic i uczeń siedzieli w jednej ławce i mogli sobie pomagać. Z tym, że to dorośli częściej ściągali.
Tak wyglądał w sobotę próbny egzamin w Publicznym Gimnazjum w Wasilkowie. Cel: uświadomić rodzicom, jak ciężko zdać test i co przeżywają dzieci. A kiedy to zrozumieją, będą interesować się ich postępami w nauce.
- Ten pomysł na wspólny egzamin zaczerpnęłam od dyrektora jednej ze szkół w Chicago - powiedziała Barbara Borkowska, dyrektorka gimnazjum w Wasilkowie. W Stanach się udało. Rodzice zaangażowali się w naukę dzieci.
W Wasilkowie sprawdzian trwał dwie godziny.
- Był trudny. Teraz wiem, jaki to duży stres - oceniła Anna Oniszczuk, mama Natalii. - Uważam, że taki wspólny egzamin to świetny pomysł. Mogłam zobaczyć, jak wygląda i ile pracy córka musiała włożyć w przygotowanie się do niego.
Pani Ania nie uczyła się do testu, więc nie miała łatwego zadania. Natalia przygotowywała się i wyszła z sali uśmiechnięta. - Nie był zbyt trudny - powiedziała zadowolona.
Nie wszyscy rodzice byli zachwyceni po wyjściu z sali. Nerwowo sprawdzali swoje prace z arkuszem odpowiedzi, który na koniec egzaminu dostali do domu. - Mnie się to w ogóle nie podoba. Jak taki zwykły, prosty człowiek ma pomóc dziecku na egzaminie? To niemożliwe - mówiła jedna z mam.
Jednak nie o samo pomaganie tutaj chodzi, ale o to, by rodzic zainteresował się sprawami dziecka. Pobył z nim przez chwilę w szkole.
Niektórzy rodzice twierdzą, że taki egzamin, obnażający ich niedociągnięcia, to podważanie rodzicielskiego autorytetu.
- Ja tego tak nie odbieram. Nikt prac dorosłych nie sprawdza i nie ocenia - mówi Barbara Borkowska. - A rodzice powinni wiedzieć, że przygotowanie dzieci do egzaminu to nie tylko sprawa szkoły.
Z Barbarą Borkowską, dyrektorką Publicznego Gimnazjum w Wasilkowie, rozmawia Katarzyna Michałowska-Kuczkowska
Barbara Borkowska, dyrektorka Publicznego Gimnazjum w Wasilkowie
Kurier Poranny: Skąd pomysł, by dzieci pisały egzamin razem z rodzicami?
Barbara Borkowska: Uczestniczyłam w spotkaniu dyrektorów z Polski i USA. Dyrektor jednej z amerykańskich szkół w Chicago, zresztą nagrodzony przez prezydenta USA, opowiadał, jak rozwinął współpracę z rodzicami. I jak dzięki temu dzieciaki ze szkół meksykańskich i polskich emigrantów zaczęły dostawać się na uniwersytety.
Jak tego dokonał?
- Inicjował różne formy współpracy rodziców z dziećmi na terenie szkoły. Między innymi wspólny egzamin, ale nie tylko. Rodzice uczyli się angielskiego, czytali książki dzieciom.
W czym ma pomóc taka forma egzaminu?
- Pomaga wczuć się rodzicom w atmosferę, jaka panuje na egzaminie. Mogą zrozumieć, ile pracy ich dzieci muszą włożyć w to, by się do takiego sprawdzianu przygotować.
Wszyscy rodzice przyszli na sprawdzian?
- Nie, ale jest wielu, zwłaszcza ojców. A to bardzo ważne, by właśnie ojciec był obecny w życiu dziecka, bo na co dzień jest przeważnie od rana do wieczora pochłonięty pracą zawodową.
Jednak widać, że wielu uczniów siedzi samych, bez wsparcia mamy czy taty.
- Tak, to jest duży problem. Wielu rodziców nie potrafi znaleźć nawet dwóch godzin, które całkowicie mogliby poświęcić swojemu dziecku. To przykre.
Jaką naukę mają z tego wynieść ci rodzice, którzy jednak przyszli?
- Przede wszystkim liczę, że zrozumieją, czym jest egzamin. I zapewnią dzieciom warunki do nauki. A także zainteresują się postępami w szkole. Nie wystarcza, że rodzic zapyta dziecko, jaką ocenę dziś dostało.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?