Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biznesmenie, wykorzystaj nałóg i zarób pieniądze. Legalnie.

Grzegorz Rykowski
Tradycje cukierniane tamtych miast trwają do dziś i bywa, że kwitną jeszcze bardziej niż kiedyś.
Tradycje cukierniane tamtych miast trwają do dziś i bywa, że kwitną jeszcze bardziej niż kiedyś. Fot. sxc.hu
Ten biznes nigdy nie był chybiony. Pożądanie łakoci to raczej nałóg i w biznesie można na nim bazować jak na ciągu do papierosów lub alkoholu.

Ukute przez Melchiora Wańkowicza przedwojenne hasło "cukier krzepi" zrobiło wówczas dużą karierę reklamową, chociaż - jak wiele tego typu haseł - było nieprawdziwe. Słuszne jednak pod względem skuteczności. Na tę skuteczność wskazuje m.in. obecny wówczas i trwający długo po wojnie rozwój życia cukiernianego. By je ocenić, trzeba było to widzieć na własne oczy. Przywołam więc tradycję wielu miast pomorskich, gdzie po porannej mszy świętej mieszczenie z reguły udawali się do najbliższej cukierni, by nabyć stosowne słodkości do popołudniowej herbaty czy kawy.

Łakocie, z reguły tortowe ciasteczka, wybierało się z bogatej oferty każdego cukiernika. Były one następnie misternie pakowane, i to z zasady tak, by kremowej ozdoby nie zniweczyć (ten rodzaj pakowania rzadko się udaje lokalnym dzisiejszym cukiernikom czy raczej sprzedawcom). Pakuneczek był następnie kunsztownie wiązany papierowym sznurkiem, co już wskazywało na misterność i delikatność węzła, zakończonego stosowną pentelką.

I tak, dyndający na palcu pakuneczek bezpiecznie docierał na domowy stół. Tylko na starym mieście w Bydgoszczy naliczyłem działające w latach 60. cztery cukiernie, a były one także w innych dzielnicach. Niejedna z nich miała też osobny pokoik kawiarniany, zawsze licznie odwiedzany. Podobnie było w Toruniu, gdzie tradycje ciastkarskie są jeszcze głębsze, a podtrzymywała je również młodzież akademicka. Dla porządku i prawdy dodam, że młodzież ta podobną atencją darzyła kawiarniane przybytki, firmowane przez Centralne Piwnice Win Importowanych. Było też w tamtejszych Delikatesach stoisko CPWI, gdzie za grosze można było posmakować kieliszek wybornego wina lub nawet tokaju.

Wracając jednak do cukierni, to wypada też przypomnieć tradycje Poznania w tej branży, odbiegające od innych o kilka długości. Tradycje cukierniane tamtych miast trwają do dziś i bywa, że kwitną jeszcze bardziej niż kiedyś. Przywołam tu najmodniejsze obecnie lokale cukierniczo-kawiarniane: Sowy w Bydgoszczy i w Gdańsku (potentat na region) Pellowskich i Kaliszczaka w Gdańsku, cukiernie Gruszeckiego w Poznaniu czy Różany Potok tamże, w centrum Starego Miasta, wreszcie lokale Bliklego w Warszawie. Trzeba naprawdę zajrzeć do Sowy na Mostowej, a już łatwiej do Bliklego, by zobaczyć, jak powinna wyglądać współczesna cukiernia i jej oferta. Oferta powalająca bogactwem i różnorodnością, gdzie najpierw "jedzą" oczy, a potem rozkoszuje się język.
Białystok takich tradycji nie ma.

Tu dominują sklepy ciastkarskie, należące do niektórych piekarni. Pozytywnym wyjątkiem są cukiernie Kryszenia, najbardziej zbliżone ofertą do pierwszej ligi, ale żaden sklep tej firmy nie jest prawdziwą cukiernią. Bardzo sympatyczna była do pewnego czasu cukierniana dziurka przy Malmeda, ale właściciel sam zniszczył jej klimat, wstawiając do wnętrza zamiast stolików ohydną ladę z lodami.

Myślę, że na tym nie zyskał. W przeszłości był cukiernią, do pewnego momentu, Hortex (jakież miał powodzenie!), ale niewiele po jego świetności zostało. Żaden z białostockich cukierników z wieloletnim doświadczeniem, a jest ich kilku, że wspomnę jedynie Dmowskiego, Kryszenia czy Truskolawskiego z pobliskich Łap (zresztą zasiadającego w zarządzie Stowarzyszenia Cukierników, Karmelarzy i Lodziarzy RP), nie odważył się zainwestować w prawdziwą cukiernię, z wykorzystaniem najlepszych wzorów. Tego rodzaju biznes nigdy nie był chybiony, nawet w czasach kryzysu. Pożądanie łakoci to raczej nałóg i w biznesie można na nim bazować jak na ciągu do papierosów lub alkoholu.

Wielkie nadzieje łączono z kompleksem Astorii. Tam miała powstać cukiernia i wydawało się, że z prawdziwego zdarzenia. PSS jest przecież potentatem w produkcji cukierniczej i takie przedsięwzięcie miałoby naturalne zaplecze. Cukiernia, owszem, jest, na trzecim piętrze kompleksu, bardzo sympatyczna, z przemiłą obsługą i z niezastąpionym tarasem, ale tak naprawdę jest to tylko kawiarnia. O cukierniczych przysmakach można tylko przeczytać w karcie, zamówić i czekać, co z tego wyjdzie. Nigdzie się ich nie zobaczy, nie popodziwia i nie wybierze palcem z oferty. Co najwyżej lody ze zdjęcia.

Piszę o tym w momencie urządzania naszego rynku, Rynku Kościuszki. Tam w wielu lokalach mieszczą się nadal branże w centrum niepotrzebne. A przecież cukiernia z prawdziwego zdarzenia byłaby w Rynku jak najbardziej na właściwym miejscu. Wydaje się, że potrzebne są działania stymulacyjne władz miasta, przynajmniej w odniesieniu do lokali komunalnych. Przetarg celowościowy, nie dla maksymalnego czynszu, ale pod określoną działalność. Czynsz, może nawet po 10 zł za metr, ale pod warunkiem, że powstanie tam lokal oczekiwany, przydatny mieszkańcom miasta i że to będzie lokal z klasą, a nie kolejny sklep z ciastem. Cukierniane rozważania i podpowiedzi czynię całkowicie bezinteresownie, niemal społecznie, bo tych dobroci, o których piszę, już mi nie wolno. Ale wszystkim, co mogą tolerować niebo w gębie, życzę rozkoszy podniebienia w prawdziwej białostockiej cukierni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny