Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaginęli bez śladu. Rodziny przeżywają horror. "Jasnowidz mówi, że ciało mężą jest w jeziorku. Ale ja nie tracę nadziei"

Alicja Zielińska
Gdyby chciał wrócić do swego domu, to przyjechałby do Białegostoku. Na pewno by się odezwał – mówi Małgorzata Bielewicz.
Gdyby chciał wrócić do swego domu, to przyjechałby do Białegostoku. Na pewno by się odezwał – mówi Małgorzata Bielewicz. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Małgorzata Bielewicz nie może uwierzyć, że teść wyszedł ot tak sobie. Bez pieniędzy, bez niczego. To do niego niepodobne. Był w klapkach, w dresie. A on taki pedant zawsze był. Nawet do sklepu ubierał się starannie. Spodnie na kant, pantofle.

288 zaginionych - tyle zgłoszeń zanotowała podlaska policja w 2008, w tym roku już 332. Ktokolwiek widział lub ma jakiekolwiek informacje o losie zaginionych, proszony jest o kontakt z ITAKĄ - Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych pod całodobowymi numerami: 0 801 24 70 70 oraz 022 654 70 70. Można również napisać w tej sprawie do ITAKI: [email protected]. Informatorom gwarantowana jest dyskrecja.

Jan Bielewicz z Białegostoku ma 75 lat. Zaginął 3 lipca tego roku w Uhowie. Był w domu pomocy społecznej. - Zawiozłam go tam z synem - opowiada. - To był piątek, wpół do dwunastej. Za tydzień, w niedzielę, mieliśmy przywieźć mu komórkę. Po 18. dzwoni pielęgniarka, czy nie zabrałam teścia do Białegostoku. No skądże, osłupiałam.

I od tego czasu żadnego śladu. Nikt nie widział. Jakby się rozpłynął. To nie była ucieczka. Teść chciał iść do domu pomocy społecznej. Tak postanowił po śmierci żony. Zmarła w sierpniu ubiegłego roku. Czuł się samotny, narzekał, że nie ma do kogo ust otworzyć, co to za życie. Jego jedyny syn, mój mąż, nie żyje. Byliśmy rozwiedzeni. Chociaż przedtem różnie bywało, ale teść był mi bliski. Mieszkaliśmy niedaleko siebie, dzwonił często.

Jakby chciał wrócić do swego domu, to by przyjechał do Białegostoku. Na pewno by się odezwał.

- Więc teraz jakby obuchem w głowę kto uderzył. Był człowiek i nie ma - Małgorzata nie może się z tym pogodzić. - Zadzwoniłam do ITAKI, a oni, żeby rozwiesić plakaty. To zrobiliśmy wielkie ulotki, dołączyliśmy zdjęcie, maszynistom na kolei dałam, w sklepach, na ulicy przykleiliśmy. I nic, żadnego odzewu. Wszystkich pytaliśmy, wszędzie szukaliśmy.

Gdyby gdzieś chodził, błąkał się, to ludzie by zauważyli. Uhowo to mała miejscowość, wszyscy się znają. Bywało, że pensjonariusz zabłąkał się w Łapach i zaraz ktoś dzwonił, żeby przyjechali. A tu jak kamień w wodę.

- Krewni skontaktowali się z jasnowidzem z Białegostoku. On przez telefon powiedział, że teść się utopił w Narwi. Poszliśmy z tym do policji, a oni, że na takiej podstawie nie będą szukać. Do drugiego jasnowidza, Jackowskiego z Człuchowa, wysłaliśmy koszulę. Przysłał mapkę i wskazał dwa punkty w lesie, żeby tam szukać. Policjanci powiedzieli, że sprawdzą, że ludzie się odnajdują nawet po kilku latach.
Podrywam się na każdy telefon. Może jakaś wiadomość, ktoś widział. To wyczekiwanie jest najgorsze. Każdego dnia żyję w napięciu.

Beata codziennie z rana robi dwie kawy. Sobie i Leszkowi. To odruch. Za chwilę się otrząsa, przecież Leszka nie ma. I wpada w rozpacz.

Leszek Dardziński z Łomży zaginął 12 maja. Jego żona Beata do tej pory nie może uwierzyć. To był wtorek. Taki normalny dzień. Pojechała na szkolenie do Białegostoku. Leszek poszedł do pracy. Córka Weronika do przedszkola. Około dziewiątej mąż zadzwonił, że może przyjedzie do niej, chce porozmawiać. Ale później się rozmyślił, przysłał SMS-a, że wszystko w porządku i niepotrzebnie robi zamieszanie. Ale po 13 jego komórka już nie odpowiadała. Zaczęła się niepokoić. Leszek by przecież odebrał. Okazało się, że wyszedł przed dziewiątą z pracy. Wziął urlop na żądanie. Zostawił jednak samochód pod firmą. Miał ze sobą dokumenty, kluczyki.

Beata jest załamana. Zniknięcie Leszka było jak grom z jasnego nieba. Miał problemy zdrowotne. - Był... jest - poprawia się - bardzo wrażliwy. Przejmował się wszystkim, wszystko brał do siebie. Leczył się z powodu depresji. Ale nic nie zapowiadało tragedii. Byliśmy dobrym małżeństwem. I nagle go nie ma, zniknął, żadnego śladu.

Szukali go wszędzie. Cała rodzina, znajomi. Sprawdzali każdy sygnał. Byli u jasnowidzów, u wróżek. U Jackowskiego w Człuchowie dwa razy. Powiedział, że mąż nie żyje, a ciało jest w jeziorku, niedaleko Łomży. Szukano go tam. Na nic. Przeczesywano lasy w okolicy. Dużo osób było.

- Koledzy z pracy Leszka, wspaniałe chłopaki, bardzo mi pomagają, zorganizowali całą akcję. Helikopter ze Straży Granicznej latał.

Leszek ma 36 lat. Beata wciąż mówi o mężu w czasie teraźniejszym. Poznali się trzynaście lat temu, on jeszcze studiował na Politechnice Białostockiej. Skończył wydział elektrotechniczny. W lipcu mieli obchodzić dziesiątą rocznicę ślubu. Planowali, że urządzą przyjęcie, zaproszą znajomych.

- Nie mogę się otrząsnąć. Gdyby nie Weronika, to bym się załamała. Ale wiem, że muszę być silna dla niej. Przychodzi sobota, niedziela, a ja wychodzę z domu, wszystko mi jego przypomina. Ubrania, kosmetyki w łazience. Co myślę? Dopóki nie ma ostatecznej prawdy, to się wierzy. I ja mam nadzieję, że on się odnajdzie. Bo na tyle, na ile go znałam, i tak, jak był związany z córką, to by nie odszedł bez słowa, nie zostawił nas. No chyba że pamięć stracił.

- Najgorzej jest, kiedy przychodzą święta. Ale ten koszmar trwa cały czas. Z tym się kładę, z tym wstaję. Nie ma chwili, żebym nie myślała o córce - mówi Grażyna Siwik. - Poruszyłam niebo i ziemię.

Katarzyna Wieczorek zaginęła 9 czerwca 2000 roku. To jedna z najbardziej mrocznych spraw. Przypomina dramat rodziny porwanego Krzysztofa Olewnika. Od dziewięciu lat jej zdjęcia i dane są na liście zaginionych ITAKI. Tajemnicze okoliczności zniknięcia opisywały szeroko gazety, były o tym programy w telewizji.

Kasia miała 26 lat. Mieszkała w Kolnie z mężem i dwójką dzieci. Był piątek, wróciła do domu o 22. A rano jej nie było. Zniknęła. Bez śladu. Nie zabrała żadnych rzeczy osobistych ani dokumentów. Ubranie, w którym chodziła poprzedniego dnia, leżało w łazience.

Rodzina od początku wskazywała, że w jej zniknięcie zamieszany jest mąż Marek. Byli sześć lat małżeństwem. Nie układało się im. Kasia wniosła o rozwód. Na poniedziałek wyznaczono pierwszą rozprawę.

- Zięć dziwnie się zachowywał - wspomina Grażyna Siwik. - Zadzwonił do nas z samego rana i szlochał w słuchawkę, że Kasia zginęła. Od razu tak mówił. Zginęła! Twierdził, że on spał, nic nie słyszał. Skąd od razu takie przypuszczenie? I ta straszna rozpacz, kiedy i tak mieli się rozstać. Nie zaczął w ogóle jej szukać. Przecież ona mogła pójść do sklepu, do znajomych.

Policji i prokuraturze nie udało się nic ustalić. Nie trafiono na żaden, najmniejszy nawet ślad.

Kiedy sprawę nagłośniły media, okazało się, że kolneńskie organy ścigania popełniły w śledztwie wiele błędów i zaniechań. Poszukiwania zarządzono dopiero cztery miesiące po zaginięciu Katarzyny, nie sprawdzono komórki jej męża, chociaż to on owej nocy dzwonił do swoich rodziców. Nie zrobiono ekspertyzy zakrwawionych szortów Marka W., które znalazła w ich domu matka dziewczyny. Tymczasem późniejsze badania DNA krwi potwierdziły, że była to krew Kasi. Wyszło też na jaw, że jeden z policjantów informował Marka W. o szczegółach śledztwa, a inni są dobrymi jego znajomymi.

- Przez te lata robiliśmy wszystko, by dojść prawdy - mówi przybitym głosem Grażyna Siwik. - Zbieraliśmy dowody, wskazywaliśmy poszlaki. I jak kamień w wodę. Ale jestem święcie przekonana, że Bóg mi pomoże. I tej prawdy dojdziemy. Bo to, co przeżywam jako matka od dziewięciu lat, to jest gehenna. Cierpienie nie do opisania. Straciłam córkę, nie mam kontaktu z wnukami. Zięć powiedział dzieciom, że mama uciekła z kochankiem za granicę. Nigdy w to nie wierzyłam i nie uwierzę, że Kasia by gdzieś wyjechała i nie dała znaku. To jest niemożliwe i nie do pomyślenia. Była bardzo związana z dziećmi, bardzo je kochała.

W środę na wniosek Prokuratury Okręgowej w Białymstoku zatrzymano Marka W. Wraz z nim został zatrzymany 36-letni mieszkaniec Pisza. Podejrzewa się ich o podżeganie do zabójstwa dwóch osób i handel znacznymi ilościami narkotyków.
Czy ma to związek z tajemniczym zniknięciem Kasi? Czy nareszcie zostanie wyjaśnione, co się z nią stało? Czy padła ofiarą przestępstwa, jak inni z zaginionych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny