Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edyta Geppert o branży muzycznej: Chodzi o biznes, o pieniądze, żeby szybko na kimś zarobić.

Katarzyna Kownacka, Nowa Trybuna Opolska
Zawsze czułam potrzebę niezależności, ale jak to w życiu bywa, do pewnego momentu godziłam się na niezbędne, jak mi się wydawało, bolesne dla mnie kompromisy.
Zawsze czułam potrzebę niezależności, ale jak to w życiu bywa, do pewnego momentu godziłam się na niezbędne, jak mi się wydawało, bolesne dla mnie kompromisy.
Moja artystyczna niezależność - mówi - i niechęć do bicia pokłonów tam, gdzie w danym momencie ktoś wpływowy ich oczekuje, oznacza na przykład moją nieobecność na antenach komercyjnych mediów.

Z Edytą Geppert rozmawia Katarzyna Kownacka, Nowa Trybuna Opolska

W tym roku mija 25-lecie Pani obecności na scenie i dziś mówi Pani nieco butnie: "Nic nie muszę" - taki tytuł ma ostatnia płyta. Czego właściwie nie musi dziś Edyta Geppert?

Edyta Geppert: Mam wrażenie, że z takim stwierdzeniem na ustach przyszłam na świat (śmiech). Zawsze czułam potrzebę niezależności, ale jak to w życiu bywa, do pewnego momentu godziłam się na niezbędne, jak mi się wydawało, bolesne dla mnie kompromisy. W pewnym momencie robiąc bilans zysków i strat, doszłam do wniosku, że powinnam robić tylko to, do czego jestem przekonana w stu procentach. Ten wniosek dotyczy wszystkich dziedzin mojego życia.

"Nie należę do żadnej drużyny, nie bywam tam, gdzie aktualnie wypada, sama wybieram sobie zarówno przyjaciół, jak i współpracowników. Mówię to, co myślę. Za ten luksus żadna cena nie wydaje mi się zbyt wysoka" - to Pani słowa sprzed kilku lat. O jakiej cenie Pani mówiła?

- Moja artystyczna niezależność i niechęć do bicia pokłonów tam, gdzie w danym momencie ktoś wpływowy ich oczekuje, oznacza na przykład moją nieobecność na antenach komercyjnych mediów. Konsekwentnie od lat idę swoją drogą. Czasem jest ona wyboista, czasem wiedzie pod górę i pod wiatr, ale jest wyłącznie moja. Dzięki temu nie jestem uzależniona od innych i od zmieniających się mód.

Było kiedyś tak, że przez tę niezależność telefon milczał i nie pojawiały się propozycje występów?

- Nie, właściwie nigdy. Raz było lepiej, raz gorzej, ale zawsze jakoś. Natomiast pewne kręgi opiniotwórcze świadomie i demonstracyjnie nie zauważały mojej pracy. Tak jest do dziś. Ze swej strony mam takie miejsca na artystycznej mapie, które omijam...

Na przykład festiwal w Opolu.

- Opole to miejsce dla mnie szczególne i bardzo szczęśliwe. Nagrody, które tu zdobyłam, pomogły mi dotrzeć z moimi piosenkami do szerokiej publiczności. Mam tego świadomość, ale już nigdy nie chciałabym brać udziału w żadnym festiwalowym konkursie.

Trzykrotnie zdobywała Pani Grand Prix festiwalu w Opolu: w '84 za piosenkę "Jaka róża, taki cierń", w '86 za wiecznie żywe "Och, życie, kocham cię nad życie" i w '95 za "Idź swoją drogą". To ważne nagrody na mapie tych 25 lat?

- Cieszę się, że pamięta pani o trzech moich nagrodach w Opolu, bo na przykład w najważniejszej książce o historii festiwalu, z której dziennikarze na ogół czerpią swoją wiedzę na jego temat, jedną z tych nagród mi wycięli... (śmiech). Ostatnia nagroda była za wykonanie dwóch piosenek: "Nie żałuję" i "Idź swoją drogą". Nawiasem mówiąc, we wszystkich opolskich konkursach, które wygrywałam, zdobywałam nagrody właśnie za wykonanie. To nie piosenki były nagradzane, tylko moje wykonania. Podkreślam to, bo to różnica zasadnicza, rzadko jednak zauważana. Oczywiście te nagrody to również kwestia szczęścia i sprzyjających okoliczności - choćby takiego, a nie innego składu jury. Rywalizacja w tak delikatnej materii, jaką jest sztuka, nie da się obiektywnie wymierzyć, więc nagrody są miłe, ale nie najważniejsze.

A co jest najważniejsze?

- Publiczność. Przez 25 lat niezmiennie życzliwie przyjmuje moje propozycje. Mam dla kogo śpiewać, nagrywać i występować. To jest prawdziwa wartość.

To dlatego po tych wszystkich latach na scenie nadal pełną piersią śpiewa Pani: "Kocham cię, życie"?

- To jest magiczna piosenka. W tekście Wojciecha Młynarskiego odnajduję ciągle nowe znaczenia, dlatego ciągle zmieniam swoje wykonanie. Kiedyś nie lubiłam tej piosenki, mimo że przyniosła mi ogromną popularność. Śpiewałam ją prawie dramatycznie... Kocham cię, życie, bo muszę, bo przecież nie mam innego wyjścia. To nie była afirmacja życia. Natomiast teraz, kiedy ją wykonuję, to śpiewam przez pryzmat wszystkiego tego cudownego, co się w moim życiu zdarzyło. Takiego choćby, jak mój syn. Teraz ją śpiewam z radością.

Edyta Geppert kojarzona jest głównie z piosenką poetycką, liryczną. Ale w repertuarze ma Pani też piosenki rockowe, na przykład "Leon - kameleon", a nawet - w co trudno uwierzyć - rap. Musi się Pani mocno przemóc, by je śpiewać?

- Ależ skąd! Debiutowałam przecież nagraniem z zespołem rockowym. Ja się cudownie czuję w tym repertuarze! Zanim zrobiłam dyplom w szkole muzycznej, to przeszłam przez wszystkie gatunki muzyki. Teraz z radością się nimi bawię.

A rapuje sobie Pani w domu?

- Nie, ale syn owszem, więc jestem na bieżąco. Rap jest mi o tyle bliski, że jest oparty na słowie, a dla mnie najważniejsze jest, o czym opowiadam swoimi piosenkami. Muzyka pomaga mi tylko uwypuklić ich treść.

A gdyby przyszło Pani debiutować teraz, w czasach formatowanych rozgłośni grających formatowane piosenki i telewizji pod znakiem "Jak oni śpiewają". Trudniej by było?

- Na pewno inaczej. W tej chwili, mam wrażenie, nie chodzi o wyłowienie prawdziwego talentu czy odkrycie wybitnej osobowości. Chodzi o biznes, o pieniądze. O to, żeby szybko i dużo na kimś zarobić, a potem jeszcze szybciej zastąpić go kimś innym, na kim zarobi się jeszcze szybciej i jeszcze więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny