Pierwsza lekcja
Pierwsza lekcja
Katarzyna Michalowska:
Mówią o sobie, ze są cierpliwe, uprzejme, zdeterminowane i silne. I dobrze, bo tego, co przezyly, moglyby nie wytrzymac. Pracując z pacjentami, bedą musialy im zapewnic komfort psychiczny i fizyczny. O ich komforcie nikt nie pomyślal. Zostaly potraktowane jak stado baranów.
Pielegniarki z licencjatem chcialy podnieśc swoje kwalifikacje. Zrobic magistra. Bezplatnie. Bo wiele z nich nie zarabia kokosów. Chcialy sie wiecej nauczyc, by móc lepiej pomagac pacjentom. I dostaly pierwszą lekcje gratis. Dowiedzialy sie, co to jest chamstwo i prostactwo. I nikt je nawet nie przeprosil.
Trzysta kobiet, wiele z Białegostoku, od rana okupuje budynek Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości. Wiele z nich koczuje tutaj już od kilku dni. Śpią w samochodach, otulone kocami.
Środa, 8 lipca. O godz. 12 ruszą zapisy na bezpłatne niestacjonarne studia magisterskie. Normalnie kobiety musiałyby za nie zapłacić prawie 10 tys. zł. To wielkie obciążenie dla domowego budżetu. A tutaj za ich naukę zapłaci Unia.
Duma musi poczekać
- Wszystkie powinnyśmy zrezygnować i jechać do domów. Jak my będziemy studiować w miejscu, które od początku odstrasza?! - apeluje jedna z pielęgniarek. Już wtedy wiadomo było, że z rekrutacją coś jest nie tak.
Bo pojawia się wiadomość. Lista kandydatek powstawała już od poniedziałku. Dziewczyny, które przyjechały w środę, mogą zapomnieć o miejscu na studiach. - Przestraszyłyśmy się, że osoby, które przyjechały w środę, nie mają szans na przyjęcie - mówi Ania. Nie chce, by jej nazwisko pojawiło się w mediach. Boi się.
Kobiety jednak nie odchodzą. Bo unoszenie się honorem nie popłaca, gdy nie stać na studia. A to przecież szansa. Więc stoją i czekają.
I wreszcie otwierają się drzwi. Po kilku godzinach oczekiwania, bez jedzenia, picia. - Stałyśmy na zewnątrz budynku na bezludziu. Nie miałyśmy miejsc do siedzenia. Nie zapewniono nam wody do picia. W pobliżu nie było żadnego sklepu. Z toalety można było korzystać w asyście ochrony - opowiada jedna z uczestniczek rekrutacji.
Rejestracja trwała do 21. Kobiety były wprowadzane do szkoły przez ochroniarza. Pojedynczo.
- Przez pana, który nas wprowadzał do budynku, zostałyśmy nazwane krowami, które nie umieją się zachować - opowiadają pielęgniarki. - Ktoś inny dodał, że jednak nawet krowy do chlewa się wprowadza.
- I jeszcze pan "prowadzący" pokazywał nam język - dodaje druga.
Fizjologia pod nadzorem
- Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś te panie źle traktował. To wszystko nieprawda - mówi prof. Kazimierz Pieńkowski, rektor uczelni. - Przyznaję, że było zamieszanie. Ale przy tylu osobach to nieuniknione. Walka o pieniądze jest zawsze trudna i ciężka.
Rektor potwierdza, że musiał wprowadzić pewne ograniczenia. Kandydatki nie mogły chodzić same po uczelni. - Sam starałem się dopilnować, żeby to wszystko było uładzone. Dozorcy wpuszczali kolejne osoby. Prowadzili je do toalety. Wszędzie drzwi były pozamykane. Bar też do godz. 12 był nieczynny - wylicza rektor. - Towarzystwo nie mogło się przecież rozejść po budynku. Puszczaliśmy tylko w sprawach fizjologicznych, i to pod nadzorem.
Po co takie środki bezpieczeństwa?
- Żeby nie było zarzutów, że jakaś osoba weszła bez kolejki - mówi rektor.
Z 300 kandydatek wymogi spełniło 177. W szkole jest 60 miejsc. Rektor twierdzi, że stara się o pieniądze dla kolejnych 30 pielęgniarek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?