Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekła przed wojną z Gruzji. U nas nie czuje się samotnie, bo zna esperanto

Aneta Boruch
Ia i Brajan - sami w Polsce, ale nie samotni. Dzięki esperanto.
Ia i Brajan - sami w Polsce, ale nie samotni. Dzięki esperanto. Fot. Bogusław F. Skok
Pierwszy raz wojna wygnała ją z Abchazji do Gruzji. Drugi raz - z Gruzji do Polski. A dzisiaj sił dodają jej esperantyści ze świata i z Białegostoku.

Helpotelefono en esperanto to specjalny numer telefonu komórkowego (664 171 168), który utworzono dwa tygodnie temu, bo zbliża się Światowy Kongres Esperanto w Białymstoku. Dzwonić o pomoc może każdy esperantysta.

Kiedy strach nie daje spać

Zatelefonowała Ia Kakulia. Numer Helpotelefono znalazła w Internecie. Telefon odebrał na Śląsku Aleksander Zdechlik. I natychmiast zadzwonił do Białegostoku, do Elżbiety Karczewskiej, która koordynuje w naszym mieście działania związane z organizacją kongresu.

Ia ma 28 lat. Młoda, sympatyczna dziewczyna cichym głosem opowiada o swoich przejściach. Za rękę cały czas trzyma 3-letniego synka, Brajana.

Spotykamy się z nimi w Ośrodku dla Uchodźców w Czerwonym Borze koło Łomży. To właśnie tu Ia i Brajan mieszkają od dwóch miesięcy.

Są Gruzinami. W Tbilisi Ia skończyła studia prawnicze, pracowała jako adwokat. Świetnie zna kilka języków: rosyjski, angielski, niemiecki, trochę hiszpańskiego i... esperanto.

Przygoda z tym ostatnim zaczęła się parę lat temu. Po prostu kupiła gazetę, w której było ogłoszenie o nauce esperanto. Zaciekawiło ją to, poszła na zajęcia i tak to się zaczęło. Nauczyła się języka w trzy miesiące i w ten sposób znalazła znajomych i przyjaciół w wielu krajach. To było sześć lat temu.

Nauczycielka, która wprowadziła ją w ten język, teraz jest przewodniczącą klubu esperanto w Tbilisi. Sama Ia także pracowała w Gruzińskim Związku Esperantystów, pomagając w organizowaniu różnych imprez.

Uciekać! Myślała dwa dni

Spokojne i szczęśliwe życie Gruzji zburzyła jednak wojna rosyjsko-gruzińska, która wybuchła w sierpniu ubiegłego roku. Ia podjęła wtedy decyzję: jej dziecko będzie wychowywać się w miejscu, gdzie nie trzeba się bać.

To już jej druga ucieczka. Bo wcześniej musiała uciekać z Abchazji. Bo tu na jej oczach ginęli ludzie. Wyjechała do Tbilisi. Ale gdy i tu dopadła ją wojna, postanowiła: znajdzie miejsce, gdzie wojny nie będzie.

O tym, jak wyglądała wojna w Gruzji, i o swoich przeżyciach tam mówi niewiele i niechętnie.

Decyzję podjęła szybko. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy swoje i Brajana i wyruszyli oboje. Najpierw na Białoruś, do Mińska, bo tu nie potrzebowali wiz, a ona chciała uciec jak najszybciej. Z Mińska trafiła do Terespola i stamtąd do Polski. W sumie zajęło jej to dwa dni.

Odnaleźć dom w obcym kraju

Nie miała wizy wjazdowej do nas, więc musiała czekać z Brajanem w Terespolu, co dalej. Tu dołączono ich do większej, kilkunastoosobowej grupy gruzińskich uchodźców. I już wszyscy razem trafili do Czerwonego Boru.

Nie jest łatwo odnaleźć się w obcym kraju, nie znając języka i na razie mając nieuregulowaną sytuację.

Ia i jej krajanie napotykają na trudności i w ośrodku, i poza nim. W ośrodku, bo oprócz Gruzinów mieszkają tu też Czeczeńcy. Pierwsi to chrześcijanie, drudzy - muzułmanie. I problem gotowy.

- Jest kłopot nawet z wyjściem na spacer - opowiada Ia. - Bo jeżeli Gruzinki założą spódnice, w których nogi widać, to panom Czeczeńcom już przeszkadza. Bo uważają, że wszyscy powinni ubierać się tak, jak ich kobiety, czyli być zakutane od stóp do głów.

Ia przyznaje, że okoliczni mieszkańcy też nie przyjmują ich najżyczliwiej. Ludzie w wioskach nie znają dobrze nawet rosyjskiego, więc nie jest łatwo się porozumieć. I niezbyt łaskawym okiem patrzą na tych obcych. Gdy Ia prosi o coś w sklepie po rosyjsku, to zawsze napotyka krzywe spojrzenie.

Na Helpotelefono zadzwoniła, żeby opowiedzieć kolegom-esperantystom o swojej sytuacji. Z potrzeby ciała i duszy. Bo poza ubraniem i dachem nad głową w ośrodku ma niewiele więcej. Ani własnego kubka do herbaty, ani łyżeczki, nie mówiąc o jakiejś zabawce dla dziecka.

Ia za pomoc, która o niej dotarła, była bardzo wdzięczna. Teraz jej, Brajanowi i całej gruzińskiej grupie będzie trochę łatwiej.

Życie w ośrodku płynie wolno i nudnie. O żadnej pracy na razie Ia myśleć nie może, bo czeka na uregulowanie swojego statusu. No i trzeba nauczyć się języka polskiego. Za co właśnie się zabrała.

Ale poza tym, dla zabicia czasu swojego i innych Gruzinów w ośrodku, postanowiła zorganizować naukę esperanto. Potrzebują tylko do tego książek, płyt i innych materiałów.

- Postaramy się im to wkrótce dowieźć - mówi Nina Pietuchowska z zarządu Białostockiego Towarzystwa Esperantystów.

Tam nie wrócę!

Łatwo nie jest, ale Ia nie ma zamiaru wracać do Gruzji. Chciałaby ułożyć sobie jakoś sprawy w Polsce i zostać tu na stałe. Zawsze twierdziła i twierdzi, że esperanto to pokój. Rodzina i dawni znajomi zostali tam. - Ale teraz taką rodziną są dla mnie polscy esperantyści - mówiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny