Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Turkiewicz - żołnierz spod Monte Cassino

Alicja Zielińska
"I wówczas to zjawił się Turkiewicz. Niczym średniowieczny rycerz, rozpędził wszystkich, wziął mnie pod rękę i odprowadził do domu. "
"I wówczas to zjawił się Turkiewicz. Niczym średniowieczny rycerz, rozpędził wszystkich, wziął mnie pod rękę i odprowadził do domu. "
Album jest sprzed 65 lat. Zdjęcia jeszcze starsze. - Muszę podzielić się tymi pamiątkami, bo mam już prawie 90 lat, a to historia naszego kraju i wybitnego artysty, którego wojna, a potem zła polityka rzuciły na obczyznę na zawsze - mówi Maryna Mineyko.

Zygmunt Turkiewicz, rysownik, grafik, żołnierz spod Monte Cassino. Przeszedł cały szlak bojowy z armią Andersa.

Był od niej starszy o sześć lat. Kiedy się poznali, on studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Ona była absolwentką dopiero gimnazjum, - Biegałam na ASP, bo studiowała tam moja siostra, nosiłam jej rysunki - wspomina Maryna Mineyko. A potem bawiliśmy się razem na balu. Jako 16-letnia panienka mogłam już się pokazać w towarzystwie. Wcześniej nie pozwalały na to konwenanse.

Jak średniowieczny rycerz

- Adorował mnie, jak to wówczas mówiono - pani Maryna uśmiecha się i przywołuje zdarzenie, które do dziś wspomina z sentymentem, chociaż minęło tyle lat. - Rodzice mieli majątek w Oszmianach na Wileńszczyźnie, ale także dom w Warszawie, bo ojciec był wykładowcą na architekturze na politechnice.

Koleżanka mamy prowadziła kancelarię prezydenta Mościckiego. Miała zorganizować kwestę na sieroty wojenne. Aby ułatwić sobie to zadanie, zaprosiła do udziału w zbiórce młode panienki ze znajomych rodzin. Więc ja również kwestowałam.

Miałam długi warkocz, upleciony w koronę dookoła głowy, duże niebieskie oczy, taka słowiańska uroda. A wtedy na Uniwersytecie Warszawskim studiowało dużo Turków. Cała inteligencja turecka przed wojną kształciła się u nas, bo im po prostu taniej wychodziło w Polsce niż w Anglii czy we Francji.

Wyszłam z tą puszką na ulicę, chodzę sobie, pobrzękuję i naraz jak mnie obstąpi z pięciu czy więcej tych Turków i zaczynają flirtować.

I wówczas to zjawił się Turkiewicz. Niczym średniowieczny rycerz, rozpędził wszystkich, wziął mnie pod rękę i odprowadził do domu.

Podobałam mu się, był zaangażowany, jak się potem okazało - na całe życie, bo się nie ożenił. A ja? Lubiłam go, ale traktowałam jak kolegę. Kiedy się poznaliśmy, byłam za młoda, by snuć jakieś plany na przyszłość.

Żołnierz artysta

Wkrótce wybuchła wojna. Zygmunt Turkiewicz został internowany, trafił na zesłanie w Rosji. Stamtąd dostał się do polskiego wojska. Z armią Andersa przeszedł cały szlak bojowy. Walczył pod Monte Cassino.

I tak los nas rozdzielił na zawsze. My utraciliśmy dom w Warszawie i majątek na Wileńszczyźnie, a on nie wrócił do Polski. Bo jako żołnierz II Korpusu Wojska Polskiego byłby szykanowany przez władze.

Utrzymywaliśmy przez cały czas ze sobą kontakt pocztowy. Bardzo się przyjaźniliśmy. Dostawałam od niego listy i przesyłki przez całą wojnę - nie wiem, w jaki sposób docierały przez granicę - ale też i później, kiedy zamieszkałam już w Białymstoku i wyszłam za mąż.

Turkiewicz pisał o swojej pracy artystycznej, o wystawach rysunków, przysyłał recenzje, artykuły z prasy.

Malarz, rysownik, grafik

Po wojnie krótko przebywał we Włoszech. Szybko stał się sławny i zdobył uznanie. W jego biografii można przeczytać, że już w 1946 r. w Rzymie wziął udział w wystawie 12 polskich artystów, pokazując rysunki z walk o Monte Cassino. Ich walory malarskie zostały wysoko ocenione przez autora wstępu do katalogu tej wystawy, znanego włoskiego krytyka sztuki Gina Severiniego.

Ten właśnie album "Monte Cassino - Szkice Zygmunta Turkiewicza z walk 2. Polskiego Korpusu" pani Maryna dostała od samego autora.

- Bo on, mimo tych strasznych warunków, ciągle był artystą. Zawsze miał przy sobie szkicownik. Wolna chwila, siadał i rysował. Rysowanie, malowanie - to była jego pasja - mówi o przyjacielu.

Książkę wydano w 1944 roku w Rzymie, w nakładzie 2500 egzemplarzy. Potem Turkiewicz przeniósł się do Anglii. W Londynie czynnie uczestniczył w życiu artystycznym organizowanym przez prężne polskie środowisko plastyczne na emigracji.

Wystawiał swoje prace w najbardziej prestiżowych galeriach. W styczniu 1963 roku miał dużą wystawę indywidualną, prezentującą 47 obrazów i 12 gwaszy, której towarzyszył obszerny katalog. A jesienią tegoż roku wziął udział w wystawie grafików polskich w Milwaukee w USA.

Zygmunt Turkiewicz należał do najciekawszych indywidualności polskiego środowiska plastycznego w Wielkiej Brytanii. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach zagranicznych, a także w Muzeum Narodowym w Warszawie i w Gdańsku.

Zmarł w 1973 r. - Został potrącony przez samochód. Poinformowali mnie o tym jego znajomi z Londynu. Zawsze żałowałam, że po wojnie nie mogliśmy się zobaczyć. Ale nie było możliwości. Takie to były czasy - dodaje pani Maryna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny