Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dworaki Staśki: przejazd śmierci nadal niestrzeżony. PKP nie widzi problemu

Julita Januszkiewicz
Mały, drewniany krzyż przypomina o tragediach, które tu się wydarzyły.
Mały, drewniany krzyż przypomina o tragediach, które tu się wydarzyły.
Tu chyba musiałaby zginąć jakaś ważna osoba, żeby wreszcie ten przejazd zabezpieczono - denerwują się mieszkańcy wsi. W poprzedni piątek pociąg staranował tu kolejny samochód. Kierowca zginął.

Nieduża miejscowość w gminie Sokoły. Ponad pięćdziesięciu mieszkańców. Ludzie tutaj zajęci swoimi sprawami. Ale ostatnio o tej wsi zrobiło się głośno. A to przez wypadek, który zdarzył się w ubiegły piątek na niestrzeżonym przejeździe.

- Nawet z Wrocławia krewni dzwonili i pytali się o to zdarzenie - mówi Marian Dworakowski, sołtys wsi Dworaki Pikaty (sąsiaduje z Dworakami Staśkami).

Znowu wypadek...

Był piątek, wieczór. Maszynista pociągu Kraków - Suwałki zauważył, że do przejazdu zbliża się samochód. Nie udało mu się wyhamować. Nagle lokomotywa uderzyła w tira. Jego czterdziestoośmioletni kierowca nie miał żadnych szans. Zginął na miejscu.

Sołtys Dworak Pikat był w tym czasie na podwórku. Usłyszał silny huk, a po chwili głośne wycie syren alarmowych. Zaniepokoił się i szybko pojechał w kierunku przejazdu. Tylko pomyślał “znowu wypadek". Niestety, nie mylił się...

- To był straszny widok. Fragmenty auta były porozrzucane w promieniu kilkudziesięciu metrów - opowiada.

W środę widzieliśmy tam powyrywane z ziemi słupy elektryczne. Obok leżały strzępy pasów samochodowych.

Mały, drewniany krzyż przypomina o tragediach, które tu się wydarzyły.

Śmierć zbiera żniwo

Często dochodzi tu do śmiertelnych wypadków. O tragediach, które się tutaj wydarzyły przypomina mały, drewniany krzyż ustawiony na poboczu. Zjawiają się przy nich krewni ofiar, żeby się pomodlić i zapalić znicze.

Dwa lata temu w tym miejscu tir wjechał pod pociąg. Na szczęście nie było ofiar śmiertelnych. Kierowca ciężarówki, kierownik pociągu i dwóch pasażerów zostało rannych.

- To był cud, że przeżyli - przypomina sobie Marian Dworakowski. Jednak sołtys nie potrafi zapomnieć dwóch młodych mężczyzn, którzy zginęli. Wracali samochodem. Był wieczór. Nie zauważyli świateł lokomotywy...

Mały przejazd, duży ruch

Tuż przed II wojną światową mieściła się tutaj stacja kolejowa, ale przeniesiono ją do pobliskich Zdród Nowych. Droga była żwirowa, więc rzadko tędy jeździły samochody. Było spokojnie. Do czasu. Gdy drogę wyasfaltowano, wtedy zrobiło się naprawdę niebezpiecznie.

Krystyna Dworakowska wspomina, że kiedyś był tylko jeden tor: - Wiedzieliśmy o której jedzie pociąg. Potem wyremontowano drogę i rozbudowano linię kolejową - mówi kobieta.

Niebezpieczeństwo wzrosoło, a przejazd ciagle jest niestrzeżony. Stoi tu tylko znak drogowy “stop". To może wystarczyłoby w miejscu, gdzie mało uczęszczane tory krzyżują się z jakąś boczną drogą, ale na pewno nie tu, w Dworakach Staśkach.

- Ta trasa jest bardzo ruchliwa. Codziennie jeżdżą tędy samochody, a przede wszystkim bardzo wiele tirów - podkreśla sołtys Marian Dworakowski.

- Częściej niż co godzinę przejeżdżają tędy pociągi. Pośpieszne, osobowe i towarowe - wylicza Michał Dworakowski, sołtys wsi Dworaki Staśki. - Bo jest to główna linia kolejowa, która łączy Białystok z Warszawą.

Ograniczona widoczność

Ludzie boją się tedy jeździć. Mają świadomość, że każdego dnia pokonują przejazd na własne ryzyko.

- Trzeba bardzo uważać, bo może nadjechać pociąg i na wycofanie się będzie już za późno - twierdzi Mariola Miłkowska, ze sklepu spożywczego w Dworakach Staśkach.

Wprawdzie jest znak “stop", ale kiedy kierowca się przed nim zatrzymuje, to zupełnie nic nie widzi. To czy nadjeżdża pociąg, może jedynie poznać po stukocie torów.

- W dodatku, kierowcy, żeby zobaczyć czy nadjeżdża pociąg, lub nie, muszą podjechać przed tory. Poza tym z każdej strony torowiska rosną drzewa i krzaki, które ograniczają widoczność. Jakby tego było mało, to widok na tory zasłania jeszcze skarpa - tłumaczą ludzie.

Ale najgorzej jest jesienią i zimą, kiedy dni są krótsze. Gdy pada śnieg albo deszcz też trudno zauważyć zbliżający się pociąg. Wtedy o tragedię łatwo. Ludzie skarżą się też, że na przejeździe nie ma sygnalizacji świetlnej. Muszą im wystarczyć jedynie odblaski na słupach.

O tym, że jest niebezpiecznie wie Stanisław Kalinowski. Latem w pobliżu przejazdu bywa niemal codziennie: - Mam tu łąki, na których pasą się krowy. Za każdym razem muszę przeganiać bydło przez przejazd. Czasami aż strach przejść - mówi Kalinowski.

Droga powiatowa

Mieszkańcy proszą władze PKP o zabezpieczenie przejazdu. - Wystarczyłoby ustawić rogatki, albo chociaż zainstalować sygnalizację świetlną - proponują ludzie.

Dodają, że nawet w Zdrodach Nowych jest budka dróżnicza, a przecież ta trasa nie jest tak uczęszczana.

- Proszę pani, bo gdyby ktoś ważny tu zginął, to kolej na pewno by się opamiętała. Zwodzą nas tylko, że nie ma pieniędzy. Cena tych oszczędności jest bardzo wysoka. W wypadkach ginie coraz więcej ludzi - nie owijają w bawełnę mieszkańcy Dworak.

Józef Zajkowski wójt gminy Sokoły popiera żądania wsi: - Ale jest to droga powiatowa - zaznacza. - Przejazd jest rzeczywiście trudny. Droga znajduje się lekko pod skosem do torów kolejowych. Nie jest prostopadła. Do tego dochodzą słupy z trakcją elektryczną, które zasłaniają widok. Na najbliższej sesji rady powiatu zgłoszę ten problem - zapewnia wójt Zajkowski.

Jest problem, ale PKP go nie widzi

Lilia Borsuk, rzecznik Polskich Linii Kolejowych, oddział w Białymstoku, szybko rozwiewa wszelkie nadzieje. - W tej chwili nie ma żadnych szans na zabezpieczenie przejazdu w Dworakach Staśkach Bo należy do kategorii D- mówi.

I jak informuje, przejazd jest zabezpieczony znakami drogowymi, które nakazują kierowcom ostrożne zachowanie się w tym miejscu. Rzecznik Borsuk nie widzi też problemu.

- Na pewno dochodzi tam do wypadków, ale nie zbyt często. Niestety, nie ma unormowanych przyczyn,, by mieć pretekst do zabezpieczenia tego przejazdu. Widoczność jest bardzo dobra. Iloczyn ruchu też nie jest przekroczony. W ciągu doby nie jeździ tam więcej niż 25 tysięcy. pociągów i samochodów - tłumaczy pani rzecznik. I dodaje, że gdyby władze lokalne zobowiązały się współfinansowania, to PKP, również wystąpiłoby o pieniędze, by podnieść kategorię przejazdu.

Skontaktowaliśmy się więc z dyrekcją Powiatowego Zarzadu Dróg w Wysokiem Mazowieckiem. - Mamy pieniądze na bieżące utrzymanie dróg. Inwetycja na przejeździe to zbyt kosztowany wydatek - mówi dyrektor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny