Kurier Poranny: Zielono-żółta bluza, czerwone trampki. Zwykle w takim stroju odbierasz nagrody?
Ignacy Karpowicz: Nie. Byłem pewny, że jej nie otrzymam. Wydawało mi się, że nie można dostać nagrody dwa razy z rzędu. Jestem absolutnie zszokowany.
Za te 22 tysiące wybierzesz się w kolejną podróż?
- Nienawidzę podróży.
Nieprawdziwa etykieta?
- Sporo jeździłem. Byłem w Afryce, Ameryce Południowej, ale wszystko to zdarzyło się w myśl zasady, że robisz to, na co nie masz ochoty.
Pochodzisz z Podlasia. Swoją twórczością promujesz nasz region. Czujesz się "ambasadorem kulturalnym" tych stron?
- Nie. Ale cieszę się, że Białystok nie jest kojarzony jedynie z Kono-nowiczem.
Spotkałem w kraju mnóstwo osób, zarówno z tak zwanego świata kultury, jak i biznesu, które są stąd i bardzo chętnie o tym mówią.
Białystok nie jest miastem, które produkuje debili czy ludzi drugiej kategorii. Jest to zupełnie zwyczajne i normalne miejsce, w którym żyją ludzie mądrzejsi i mniej mądrzy.
Mieszkasz w Krakowie. Zamierzasz kiedyś na stałe osiąść w Białymstoku?
- Na pewno na Podlasiu. Białystok jest dla mnie za duży. Lubię albo bardzo duże miasta (a jedynym takim prawdziwym w Polsce jest Warszawa), albo wolę mieszkać na prowincji. Myślę o Gródku bądź Supraślu.
W tej edycji nagrody im. Kazaneckiego zostałeś wyróżniony za "Gesty". Wiele osób podkreśla osobisty charakter książki.
- Rzeczywiście. Ale chcę zwrócić uwagę na to, że moja matka żyje - matka bohatera nie. A to jest jednak w książce kluczowe założenie.
Po drugie: ja mam trzydzieści-mało lat, a bohater zbliża się do czterdziestki i doświadczył wielu rzeczy, których ja nie doświadczyłem.
Powiedziałbym raczej, że książka ta jest projekcją osobistej klęski, którą poniosę za kilka lat.
Ignacy Karpowicz: Nie spinam się. Czekam, co się zdarzy
Zamierzasz literaturą odczarować los?
- Nie. Myślę, że to się zdarzy, że jestem skazany na klęskę.
Jakiego rodzaju?
- Na tak zwaną klęskę osobistą. Jeżeli priorytetem jest dla kogoś pisanie, a nie drugi człowiek, to prędzej czy później musi się to tak skończyć.
Nie ma takiej możliwości, że się pisarsko wypróżnisz i zapragniesz sielskiego, rodzinnego życia?
- Nie wiem. Trudno przewidzieć - byłoby to wróżenie z fusów.
Jedną z niewielu rzeczy, których się nauczyłem, jest to, że nie można planować. A jeśli ktoś nie ma tego rodzaju obciążeń, jak: rodzina, partner, dzieci, to nie jest tym samym zmuszony do planowania. Co będzie, to będzie.
Nie czujesz czasem, że przez to tracisz kontrolę nad swoim życiem?
- Ale jednocześnie oszczędzam sobie wielu zawodów. Nie spinam się. Czekam, co się zdarzy. Daję sobie większe pole manewru.
Brzmi ucieczkowo.
- Wszystkie nasze plany życiowe stanowią zawsze jakiś projekt ucieczki. Jeden ucieka w macierzyństwo, inny w ojcostwo, kolejna osoba w dragi, w seksoholizm... Jest mnóstwo opcji. Ja mam swoją.
I sposób ucieczkowy nie wydaje mi się sposobem gorszym, niż brnięcie w związek, w którym od początku przeczuwamy, że to się skończy klapą prędzej czy później.
Wiele razy podkreślałeś, że "Gesty" mogą być trudne w odbiorze dla twoich dotychczasowych czytelników.
- Jest to książka bardzo trudna w odbiorze, bo napisana została dość pretensjonalnym językiem. Tak się pisało 50 lat temu. I na poziomie formy może tu coś niektórym zgrzytać.
Łatwo ją odrzucić, uznając za ramotę, która zajmuje się bardzo ogranym tematem i przyjmuje przy tym pretensjonalną formę.
Gdyby przeczytać ją jako sentymentalną historyjkę, to jest to potworny gniot.
Natomiast ja się starałem napisać ją bardzo precyzyjnie. Różne ważne rzeczy dzieją się w obrębie rozdziałów. I całość to bardzo przemyślana konstrukcja.
Przyjmując nagrodę im. Kazaneckiego, obiecałeś, że w tym roku kolejnej książki już nie napiszesz. Robisz sobie urlop? Czy może masz już kolejny rękopis w szufladzie?
- Rękopis jest już napisany. Tytuł roboczy: "Balladyny i romanse". Wydaje mi się, że nie uda mi się książki skończyć w tym roku.
Fabuła?
- Bardzo różni bohaterowie wdają się w nieprawdopodobne romanse w najróżniejszych układach. Na przykład: dziewica, stara panna (w nowej terminologii - singielka), lat pięćdziesiąt kilka zakochuje się w osiemnastolatku.
Mamy tu obraz miłości ludzi, którzy w jakiś sposób się ze sobą stykają. Jednak jak ktoś idzie z kimś do łóżka - to nic nie znaczy. Jak nie pójdzie - to dopiero oznacza jakieś emocje. Bo trudniej się z kimś nie przespać, niż przespać.
Tak wygląda punkt wyjściowy, a potem zaczynają w to ingerować greccy bogowie.
Tym razem będziesz tym osiemnastolatkiem?
- Nie... Już jak się urodziłem, to czułem się bardziej emerytem niż młodzieńcem.
Czyli bliżej greckich bogów?
- Wiekowo raczej tak.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?