Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czego potrzebują białostoczanie, czyli o dylemacie osiołka

Radosław Oryszczyszyn [email protected]
Miastu brakuje zorganizowanych inicjatyw obywatelskich, opartych na merytorycznych argumentach - komentuje Radosław Oryszczyszyn
Miastu brakuje zorganizowanych inicjatyw obywatelskich, opartych na merytorycznych argumentach - komentuje Radosław Oryszczyszyn fot. Archiwum
Mieszkańcy miasta powinni zdecydować, jakiego Białegostoku oczekują i za pomocą mechanizmów demokracji obywatelskiej tę wizję realizować

Obserwacja toczącej się od dłuższego czasu na łamach Obserwatora debaty na temat kierunku rozwoju Białegostoku może wprowadzić czytelnika w stan słynnego osiołka z wiersza Aleksandra Fredry, któremu "w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano". Proponuje się białostoczanom dwie alternatywne koncepcje miasta, dwie znoszące się wizje jego rozwoju. Cóż ma począć osiołek postawiony przed taką alternatywą? Cóż ma począć białostoczanin?

Białostockie "albo-albo"

Po jednej stronie mamy obrońców białostockiego ancien regime'u: troskliwych opiekunów miejskiej zieleni, przeciwników galerii handlowych i supermarketów, miłośników ciszy w centrum, wrogów deptaku na Lipowej i "ogródków piwnych" na miejskim rynku. Po drugiej stronie zasiedli zwolennicy modernizacji miasta. Dla nich nowe supermarkety i galerie to naturalna droga do "normalności" Białegostoku. Są szczęśliwi z każdej zmiany, która upodabnia nasze miasto do Warszawy, Krakowa czy Wrocławia. Wyjątkowość Białegostoku, jego prowincjonalną specyfikę, traktują jako przykrą ułomność, którą należy "leczyć" radykalnymi zmianami w przestrzeni miejskiej.

Cóż ma począć obserwator tej debaty, w której ścierają się - nierzadko iskrząc - argumenty obu stron? Jeśli przyzna rację miejskim "reakcjonistom", postawi na zieleń i ciszę, jednocześnie będzie musiał stanąć w jednym szeregu z tymi, którzy w imię walki czy to o środowisko naturalne, czy o polski drobny handel krzyczą przeciwko budowie kolejnych hipermarketów. Jeśli z kolei przyzna rację zwolennikom modernizacji, konsekwencja musi kazać mu zrezygnować z ciszy w centrum, z bliskości i łatwej dostępności terenów zielonych i tak dalej.

Czy jest trzecia droga?

Są wśród uczestników debaty również tacy, którzy wierzą, że te dwie wizje można pogodzić, że Białystok może być dużym, nowoczesnym miastem, nie rezygnując jednocześnie z wszystkich zalet życia w mieście małym i prowincjonalnym. Ich argumentacja przypomina nieco tyrady "intelektualne" pozostającego już nieco w cieniu trybuna ludowego Andrzeja L., który próbował dowodzić, że w Polsce możliwe jest pogodzenie zalet gospodarki kapitalistycznej i socjalistycznej, tak aby z każdej z nich wydobyć to, co dobre, jednocześnie rezygnując z wad i niesprawiedliwości obu tych porządków.

Każdego, kto wierzy w tego typu argumenty, czeka los Fredrowskiej "ośliny pośród jadła", która w końcu "z głodu padła". Nie potrafiąc zdecydować, jakiego Białegostoku potrzebujemy, wrócimy do zastoju, zastygniemy na nowo, pogrążymy się w marazmie, którego przecież jakże długo już doświadczaliśmy.
Fredro pisze: "Trudny wybór, trudna zgoda, chwyci siano, owsa szkoda, chwyci owies, żal mu siana". Bohater wiersza "stoi tak do rana", a jak kończy - każdy dobrze wie. Czy Białystok może sobie pozwolić na taki bezruch i niezdecydowanie? Zarówno tragiczne losy osiołka, jak i zdrowy rozsądek podpowiadają, że nie.

Czy naprawdę chcemy decydować?

Wybór, w jakim kierunku powinno podążać miasto, leży po stronie jego mieszkańców, którzy w demokracji obywatelskiej mają możliwość decydowania o takich sprawach za pośrednictwem kart do głosowania oraz wszelkich inicjatyw obywatelskich. Dwa lata temu białostoczanie wybrali nowe władze, które w miarę konsekwentnie realizują pewną wizję rozwoju miasta. Wizja ta ma swoich zwolenników i przeciwników, co jest nader oczywiste i pozytywne. Już nie tak oczywiste jest to, czy sami białostoczanie mają spójną opinię o tym, jakiego miasta potrzebują, i czy potrafią ją artykułować w zgodzie z obyczajami demokracji obywatelskiej.

Demokracja lokalna to nie tylko uczestniczenie co kilka lat w wyborach samorządowych, a już z tym jest u nas bardzo słabo. W drugiej turze ostatnich wyborów prezydenta Białegostoku w grudniu 2006 roku brało udział niespełna 40 procent uprawnionych do głosowania! Czyż nie świadczy to o nas bardzo źle, skoro to właśnie wybory samorządowe są w gruncie rzeczy tymi, które w największym stopniu decydują o tym, co przez kolejne lata będzie się działo w naszym bezpośrednim otoczeniu? O tym, po jakich drogach będziemy jeździli do pracy i szkoły, gdzie będziemy robić zakupy, jak spędzać wolny czas. Białostoczanie nie tylko nie kwapią się do uczestniczenia w wyborach samorządowych, ale równie niechętnie podejmują inicjatywy obywatelskie w celu realizacji swoich pomysłów i interesów.

Ponure żniwo nieufności

Pod koniec 2006 roku przeprowadziliśmy w Instytucie Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku badania, w których pytaliśmy między innymi o oczekiwania białostoczan wobec nowych władz, wybieranych podczas grudniowych wyborów samorządowych. Odpowiedzi respondentów bardzo często dotyczyły spraw związanych z bezpośrednim otoczeniem respondenta - mówiono o placu zabaw pod oknem, parkingu pod blokiem czy też hałaśliwej młodzieży na klatce schodowej. Kiedy wraz z kolegami z instytutu socjologii opracowywałem wyniki badania, nie byłem w stanie odnaleźć spójnej wizji rozwoju miasta, której realizacji oczekiwaliby białostoczanie.
Jeśli jakieś odpowiedzi pojawiały się częściej od innych, to dotyczyły one dwóch dosyć oczywistych i łatwych do przewidzenia spraw: poprawy jakości dróg oraz zapewnienia bezpieczeństwa i porządku. To jedyne problemy, na które zwrócił uwagę więcej niż co dziesiąty badany. Sprawy, o które dzisiaj kłócą się publicyści - budowa sklepów wielkopowierzchniowych, deptak, wycinka drzew w centrum - nie były wymieniane przez uczestników przedwyborczych badań.

Oznacza to, że białostoczanie nie tyle są podzieleni co do swoich oczekiwań wobec władz miasta, co najzwyczajniej jakiejkolwiek spójnej wizji nie posiadają. Trudno bowiem za taką uznać postulaty remontów dróg, które są problemem ogólnopolskim, czy też - szczególnie - wezwania do poprawy bezpieczeństwa w mieście, które - według badań publikowanych niedawno przez "Poranny" - jest jednym z najbezpieczniejszych miast w Polsce.

Wpojona przez lata zaborów i PRL-u bezwarunkowa nieufność do władzy, jakakolwiek by ta władza nie była, przynosi obecnie ponure żniwo. Nieufność tę widać również po drugiej stronie: wiele decyzji magistratu jest podejmowanych bez wystarczających konsultacji społecznych, co dodatkowo wzmacnia poczucie dystansu na linii samorząd-obywatele. Krytyka decyzji podejmowanych przez samorząd sprowadza się do chaotycznego, mało konstruktywnego utyskiwania na władze, sprowadzającego się do konstatacji, że "wszystkiemu winien jest Truskolaski i Platforma".

Miastu brakuje zorganizowanych inicjatyw obywatelskich, opartych na merytorycznych argumentach, takich jak niedawny protest mieszkańców ulicy Produkcyjnej przeciwko budowie osiedla kontenerów mieszkalnych. Warto przypomnieć, że w tym przypadku władze, pod wpływem rzeczowych argumentów, zdecydowały się na modyfikację swojego stanowiska, poszły na daleko idący kompromis i zaproponowały protestującym udział w pracach nad rozwiązywaniem problemów mieszkaniowych osób z wyrokami eksmisji.

Białystok 2.0.

Obecnie Internet przeżywa rewolucję pod nazwą Web 2.0. Polega ona, w największym skrócie, na tym, aby to użytkownicy globalnej sieci mieli jak największy wpływ na treści, aby to, co widzą w oknach swoich przeglądarek internetowych, było w jak największym stopniu dopasowane do ich potrzeb. To internauta w kontakcie z innymi użytkownikami sieci formuje swoją internetową przestrzeń. Czyta to, na co ma ochotę, utrzymuje kontakt z tymi, z którymi chce się kontaktować. Relacje i wymiana informacji w sieci ery 2.0. są praktycznie nieustające.

Białemustokowi potrzebna jest podobna rewolucja. Mieszkańcy miasta powinni dostrzec, że mają realny wpływ na to, co się dzieje w ich mieście, a władze powinny im stworzyć ku temu odpowiednie warunki. Dystans władza-obywatele powinien ulec zmniejszeniu, podobnie jak relacje między obywatelami posiadającymi klarowne i przemyślane opinie o rozwoju Białegostoku powinny wykroczyć poza anonimowe i tętniące niezdrowym jadem internetowe fora. I wreszcie, powinniśmy, wzorem chociażby wrocławian odważnie zdecydować się na kierunek, w którym powinien podążać Białystok.

Jeżeli taka antropomorfizacja nie okaże się zbyt ryzykowna, pozwolisz, Czytelniku, że zakończę postulatem. Białystok, lokalna ojczyzna prawie trzystu tysięcy osób, oczekuje od swoich mieszkańców tego, aby wiedzieli, jakiego miasta pragną i aby w zdecydowany, konsekwentny i obywatelski sposób ku temu celowi dążyli.

Radosław Oryszczyszyn jest socjologiem. Pracuje na Uniwersytecie w Białymstoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny