Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie burzcie nam Młynowej

Urszula Dąbrowska
Młynowa 32. Danuta Kaczyńska: Był tu klimat. Będzie żal, jak wyburzą nasz dom.
Młynowa 32. Danuta Kaczyńska: Był tu klimat. Będzie żal, jak wyburzą nasz dom. Fot. Bogusław F. Skok
Czesiek Tarasewicz z Młynowej przeniósł się na Nowe Miasto. Jego stary dom już rozebrano. Teraz wyburzą i inne.

Po przedwojennej ulicy żydowskiej biedoty i powojennej "dzielnicy seksu i biznesu" nie zostanie w Białymstoku ślad.

Nie wiem, czy dadzą nam tu pomieszkać do końca roku - Danuta Kaczyńska wróciła właśnie z urzędu. Widziała plany. - Nasz dom w jednej trzeciej czerwoną krechą przekreślony. Do rozbiórki. Inne też. Drogę chcą tu robić. Niech ją nawet dalej nazywają Młynową, ale to już będzie całkiem inna ulica. Za jakieś dwadzieścia lat zaczniemy jej żałować.

Dla jej matki, 88-letniej Stanisławy Kaczyńskiej, która ponad 60 lat mieszka przy Młynowej 32, to już nie ta sama ulica.

- Dawniej roztworzę okno przed spaniem, żeby powietrza naszło. I tak się oprę, i patrzę, i myślę: Boże, gdzie ta Młynowa, że w tę porę szły pary pod rękę, sąsiedzi na ławkach gawędzili. Byli tu takie dwa Antki, grajkowie, co wywiadywali się, kiedy u kogo imieniny i pod okno przychodzili, grali na harmonii, na wódkę się wpraszali. A teraz naprzeciwko, tam, gdzie były domy nr 7 i 9, wszystko wyburzone. Śmieci i chwasty, pusto.

Akrobaci i żonglerzy

- A lody, pamiętasz lody od Woroneckiego pod piątką? - córka też zapada we wspomnienia. - Wafel, na to gała i znowu wafel. Na wakacje nikt nie wyjeżdżał, tylko namiot w ogrodzie się stawiało...

- A piekarnia u Dobrowolskich pod 9...

- A naprzeciwko nas mieszkali Nostrykowie, cyrkowcy, akrobaci i żonglerzy. Cały rok podróżowali, a na zimę zjeżdżali i sztuki dzieciakom pokazywali. Obok siódemki była melina, gdzie ciemne typki się schodziły.

Pamiętają nazwiska wszystkich gospodarzy, jak na wsi.

Kaczyńscy wprowadzili się tu 2 lutego 1946 roku. Żydów już wtedy na Młynowej nie było. Pustostany pozajmowali nowi lokatorzy. Pani Stanisława z poszanowaniem rozkłada pożółkły akt notarialny z okrągłą pieczęcią. Dom przy Młynowej 32 sprzedał im Michael Szuster, syn Chaima, który zginął w 1943 podczas likwidacji białostockiego getta.

- Nie wiem, jak ten Michael uchował się i gdzie - mówi starsza pani. - Raz przyjechał jego brat z Francji. Rozmawiał z lokatorami, co tu mieszkali jeszcze przed wojną.

Przedtem i potem

"Działo się w Białymstoku 13 kwietnia roku 1942. Stawił się przede mną osobiście obywatel polski Jankiel Jaroszewicz, syn Chaima" - tak rozpoczyna się akt notarialny sporządzony w kancelarii Matyldy Dziekońskiej. Jankiel reprezentował Mowszę Korolczuka, który wyemigrował do Ameryki, i "rodzinę jego": małżeństwo Goldego i Rejzi, brata Michaela i siostrę Szejnę oraz jej męża i dziecko, Sarę, "którzy wszyscy zginęli w czasie wojny". Jeden ze świadków, niepiśmienny, odbił na akcie swój kciuk. Mowsza pozwolił Jankielowi zająć swój dom przy ul. Młynowej 15 i nim dysponować. Ludzie pamiętają, że na parterze była piekarnia i sklep.

W Archiwum Państwowym w Białymstoku zachował się wykaz nieruchomości opuszczonych przez żydowskich właścicieli, "zamordowanych przez władze okupacyjne". Spisał je w 1945 roku Okręgowy Urząd Likwidacyjny. Na Młynowej do numeru 60 opuszczonych domostw stało aż ponad 30. W rubryczce odnotowano tylko, że właścicielem był Żyd, i tyle. Z rzadka są dopiski z nazwiskiem. I tak nr 5 należał do Żyda Gotliba, nr 9 do Kantorowskiego, nr 36A do Barana, nr 56 do Weissmana, nr 23 do Żyda Joszpe. Z większą sumiennością podane są nazwiska nowych lokatorów. Pożydowskie budynki przeszły pod tymczasowy zarząd państwowy. Dom przy Młynowej 4, przed wojną należący do Ginzburgów (była tam pracownia rymarska), wydzierżawiła od państwa w 1948 Jadwiga R. Czynsz roczny wynosił według wartości rynkowej 135 kg żyta. Dawniej na Młynowej było sporo młynów. Stąd nazwa ulicy. Do dziś uchowały się fragmenty jednego, przy Młynowej 12. Przed wojną był własnością Gedalego Makowskiego. Toczyła się o niego sądowa batalia. Teraz jest tam mieszkanie.

Chciałam uratować Elę

Komentarz

Urszula Dąbrowska
Wyburzyć najłatwiej

Chciałabym, żeby historia domów przy Młynowej i ludzi tam mieszkających dotarła i do włodarzy Białegostoku. Żeby wiedzieli, co niszczą, zanim to zrobią. Wyburzyć to najłatwiejszy i najtańszy (!!!) sposób na pozbycie się kłopotu w centrum, w myśl cześkowego powiedzenia: "Jak mnie bolał ząb, to wyrwałem, jak bolała głowa...". W miejsce wyrwanych części można wstawić i złote, tylko będzie to wyglądało "jak d... zza krzaka" - jakby powiedzieli rdzenni mieszkańcy Młynowej (patrz: Legionowa). Każdy dentysta radzi: "Ratować, dopóki się da", tylko z głową. W głowie mi się więc nie mieści, że rządzący chcą zniszczyć te resztki ulicy, która oddaje historię i tworzy klimat Białegostoku - wielkiego miasta i wielkiej wsi. Czesiek nie przypadkiem wziął się z Młynowej.

Pani Eugenia mieszka pod schodami w kamienicy przy Młynowej 20. Jest siwiutka, ale pamięć ma dobrą. Urodziła się tu, w roku pańskim 1925.

- To był zawsze chrześcijański dom - zaznacza. - Na parterze mieszkał Golde, co rybą handlował. Na górce też żyli Żydzi. Draznin się nazywali. Zacni ludzie, on był kowalem, ona gospodarzyła. Mieli dwie córki: Hanę i Elę. Wychowałyśmy się razem. Zaprzyjaźniłam się z tą Elą. Wybuchła wojna, przenieśli ich do getta. Jako nastoletnia dziewczyna zaczęłam pracować w fabryce ubrań na Monopolowej. Niemcy przywozili tam do roboty Żydów z getta, i tę Elę też. Chciałam ją ukryć, namawiałam, żeby uciekła, ale ona, że nie, bo nie może zostawić mamy i siostry. Zginęli wszyscy podczas likwidacji getta. Przenieśli nas na Wiejską. Na Młynową mogliśmy wrócić dopiero w 1947 roku i to po przepychankach. Bez łapówek nic nie dało się załatwić. W pustych domach osiedlali się katolicy.

Będzie tu krzyżówka

Młynowa 19, piękny, choć zaniedbany drewniany dom z sadem na rogu Cieszyńskiej i Młynowej przez wiele lat należał do Jana Wilczewskiego.

- Niedługo przed wojną pobudowali go Flikierowie. Ocaleli. Moi rodzice mieszkali naprzeciwko. W 1947 zapłaciliśmy Flikierom za dom w złocie. Mam akt notarialny. Ich syn Izaak, dwudziestokilkuletni operatywny chłopak, który zawiadował familijnymi biznesami, chciał stąd wyjechać. Zapakowali się w wielkie drewniane skrzynie i pojechali do Gdańska, a gdzie dalej, to nie wiem. Nigdy tutaj nie wrócili.

A jednak! Jolanta Kruszewska, która od 20 lat prowadzi przy Młynowej 19 firmę reklamową, pamięta, że któregoś lata odwiedził ich staruszek, chyba ze Stanów.

- Wiem tylko, że mieszkał tu przed wojną. Nie mówił po polsku, więc nie wypytywaliśmy go o nic. Był raczej milczący. Chodził po podwórku, oglądał dom. Minę miał nie za wesołą - wspomina pani Jolanta.

Nikt nie pamięta, że w lokalu nr 1 w tym domu po wojnie zainstalowała się wyznaniowa gmina żydowska, choć nadmieniają o tym dokumenty OUL w białostockim archiwum. Według miejskich planistów piękny dom ma zniknąć. Będzie tu krzyżówka ulic.

- Ja bym na to nie pozwoliła - Kruszewska chce, by Młynowa została.

Wacek golibroda

Nieopodal, blisko zbiegu Młynowej i Wyszyńskiego, gdzie dzisiaj jest sklep ogrodniczy, żyła rodzina Poznańskich, Żydów.

- Wyjechali za ocean jeszcze w latach 20. - Lucja Lisowska, przedstawicielka wyznaniowej gminy żydowskiej, przyjaźni się z Karen z Poznańskich, którzy w Stanach zmienili nazwisko na Posner. - Karen jako dojrzała kobieta zaczęła dociekać, skąd jest, szukać korzeni. Trzy lata temu pierwszy raz przyjechała do Białegostoku. Nie miała pojęcia, gdzie stała kamienica jej dziadków i czy w ogóle się zachowała. Przesłałam jej zdjęcie. Była wzruszona. Powiem szczerze, Żydzi odwiedzający Białystok rzadko zapuszczają się na Młynową, na dawne Chanajki. Robią sobie zdjęcia z daleka, panoramiczne. Nie podniosą krzyku, kiedy zaczną ją burzyć.

- A przyjeżdżają, robią zdjęcia, opowiadają, że stąd pochodzą ich rodzice albo że tu mieszkali. Jeden przysłał mi zdjęcie - Lucjan Żukowski, szewc z Młynowej 20, zna trochę angielski, zagadują go.

Po wojnie najdłużej ostał się fryzjer Wacek, Żyd. Miał zakład w nieistniejącej już kamienicy naprzeciw dzisiejszego Centralu. Cała Młynowa chodziła się do niego strzyc.

Sienny, rybny i gładki

Po wojnie skończyły się żydowskie Chanajki. Ulica Młynowa została tak samo biedna, ale jeszcze bardziej awanturnicza. Stąd wyrośli najtwardsi białostoczanie, którzy swoje wiedzą i "lubieją chlapnąć jednego", ale nie z byle kim. Najbłyskotliwsze kariery handlowe zrodziły się na Siennym Rynku, którego szalony rozwój w latach 50. i 60. podważał podstawy ustroju socjalistycznego. 43 lata temu zmarł mąż Stanisławy Kaczyńskiej. Została z czwórką dzieci, bez pracy, bez majątku i widoków. Kilka szmat przerzuciła przez ramię i poszła na Sienny Rynek. Musiała rodzinę utrzymać.

- Jeździłam do fabryki do Warszawy - opowiada. - Brałam tam modne szaliki w krateczkę i sprzedawałam na Siennym. Potem berety rzadko robione z Zakopanego przywoziłam. Schodziły rajstopy, koszule z nonajronu. Handel szedł całą parą. Dzieci odchowałam, biedy u nas nie było.

Rodzina szewca Lucjana też sprowadziła się tu po wojnie, na pożydowskie. Lutek miał kilka lat. Przez dwa rynki, rybny i sienny, chodził do szkoły nr 9 na Kijowską. Na środku rynku mijał wozy z kapustą, ogórkami, cebulą. Na Jana czy w odpust św. Rocha furmanki ciągnęły od świtu. Dookoła budki, szewcy, krawcy. Jeździł autobus nr 6. - Był jeszcze przy Siennym taki rynek, który myśmy nazywali gładki, z łachami - opowiada. - Pamiętam faceta z walizką. Zachęcał wierszem. Na przykład: "Moja teściowa w oborze stoi, sąsiad z mleka ją doi" itd. I jego słynne zawołanie: "Bomba do góry! Za jedyne 50 groszy". W walizce miał cukierki zawinięte w trójkąty. Jak w środku była pieczątka, to wygrywało się dużą bombonierę.

Na marach na Marii Magdaleny dzieciaki ganiały się między prawosławnymi krzyżami. Biegały po ruinach synagogi, gdzie spalono białostockich Żydów.

Spóźniliście się

Gieroje z tamtych lat spotykają się na posesji przy garażach. Ostatni Mohikanie. Na stole wódka i ogórki na zakąskę. Roman, pseudo "Ryba", chowając się w szopce przed deszczem, pokazuje i tłumaczy: - Tam stał dom Klępy, lichwiarki. Koło "siódemki" był burdel. Tanie panny taki raban robiły w nocy, jak spuszczały klientów ze schodów, że pół ulicy wstawało do okien i klęło. A tam teraz rośnie bunkier, ta opera - kpiąco się uśmiecha. - Na Wielkanoc, gdzieś koło roku '50, na ulicy Czarnej wojskowy zastrzelił pannę Ewę. Z zazdrości. Na Odeskiej chłopaki robili odprawkę do woja. Naduli się jak bąki i rano jednego martwego znaleźli. Kto był w Staromiejskiej albo w knajpie Cuter i widział panny tańczące na beczkach po śledziach, ten wie, co to był za klimat - snuje historię. - Niejedną ja tu bójkę ze skutkiem śmiertelnym widziałem. Dzielnica na dzielnicę szła. Jak złapali frajera z Wygody, co od naszej panny wracał, to musiał się flaszką wykupić. Jak nie miał, to na słup właził i krzyczał trzy razy: Niech żyje Młynowa! Ale powód, żeby w mordę dać, zawsze musiał być. Było na solo to nikt nie miał prawa się wtrącać. Jakby który poszedł na grandę i wtrącił się, to i swoi mu łomot spuszczali. Bo wtedy liczył się honor, słowo i ambicja. A Czesiek Tarasewicz to bujda. Pierwszy się wyniósł na Nowe Miasto - dorzuca. - W ogóle spóźniliście się z tymi artykułami o jakieś 30 lat. Dawna Młynowa już nie istnieje...

Chciałabym tu dożyć

- Młynowa dlatego jest tak cenna, że pokazuje ciągłość historii, coś niesamowicie cennego dla miasta.Nie umiem powiedzieć, która legenda jest cenniejsza, czy żydowskich Chanajek, czy cześkowej Młynowej - mówi Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego. - Jak patrzę na pocztówki Białegostoku z ostatniego stulecia, wzrusza mnie, że stoją tam ciągle te same kamieniczki z Młynowej, świadkowie dramatu naszego miasta i tego, jak na Siennym odradzało się z popiołów. Powinny być świętością, a nie problemem.

- Chciałabym tu dożyć - wyznaje pani Stanisława. - Chcą mnie wywalić. Gdzie? Nie wiem. Mówią, że jak nie będę chciała, to wyeksmitują. A ja dach zmieniłam, okna nowe wstawiłam, kanalizacji tylko nie ma. Jak chcą, to chlewki wyburzę. Latem tu ładnie, kwiatów pełno...

Córka poprosiła kolegów z telekomunikacji, żeby zrobili zdjęcie z masztu. Chce, żeby było na nim widać całą Młynową, z rodzinnym domem, i Sienny Rynek, Żelazną, Kijowską, Ołowianą, Odeską, Czarną i Śledziową, której już nie ma...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny