Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czeczen, Polak dwa bratanki, z jednej uczą się czytanki

Alicja Zielińska
Dzieci czeczeńskie bardzo dobrze czują się w szkole
Dzieci czeczeńskie bardzo dobrze czują się w szkole Fot. Bogusław F. Skok
Przerwa. Gwar, harmider, jak w każdej szkole. Ale w podstawówce w Porytem-Jabłoni w gminie Zambrów język polski miesza się z czeczeńskim,bo więcej tu Czeczenów niż Polaków.

Poryte-Jabłoń Czeczenów dostało z przydziału. Kiedy było tu Państwowe Gospodarstwo Rolne, to i dzieci było dużo. Setka uczniów co najmniej do szkoły chodziła. Dyrektor Anna Kalinowska pracuje tu 20 lat, pamięta te czasy. W latach 90. PGR, jak wszystkie w kraju, poszedł pod młotek, ziemię przejął dzierżawca. Młodzi po nauce w miastach nie wrócili na wieś. Swoje zrobił niż demograficzny. Liczba uczniów znacząco spadła.

Kto wie, czy szkoła nie podzieliłaby losu PGR. Ale w Czerwonym Borze akurat powstał ośrodek dla cudzoziemców. Kierowano tu głównie Czeczenów, którzy uciekali przed wojną w swoim kraju. Przyjeżdżali całymi rodzinami, z gromadką dzieciaków.

W 2002 roku do szkoły w Porytem przyszło pięcioro czeczeńskich uczniów. Potem, w kolejnych latach, przybywało coraz więcej. Teraz Czeczeni przeważają, jest ich 64, a tutejszych dzieci 40. I tak z małej, wiejskiej podstawówki stała się całkiem duża szkoła. I na pewno nie grozi jej zamknięcie w najbliższym czasie.

- Nie było bezpośredniego zagrożenia, ale wiadomo, jak mało dzieci, to i mniej pieniędzy. A w tej chwili, raczej tego problemu nie mamy - przyznaje dyrektorka.

Uczyli się razem, teraz oddzielnie

Dzieci czeczeńskie podnoszą statystykę. To niewątpliwie plus tego cudzoziemskiego przydziału. Ale są i minusy. Dydaktyczne. Szkoła jest polska, więc program też jest polski, nie może być inaczej. Obowiązują te same przedmioty. Historia, język polski, geografia. A czeczeńskie dzieci, cóż, w ośrodku przeszły podstawowy kurs, ledwie liznęły polskiego, bardzo słabo znają język. Pierwszy kontakt z nimi często zaczyna się po rosyjsku. Nauczyciele żartują, że nie spodziewali się, że tak bardzo przyda im się nauka rosyjskiego.

Początkowo wszyscy uczyli się razem. Nie było to dobre rozwiązanie, bo siłą rzeczy nauczyciel, tłumacząc temat, musiał więcej uwagi poświęcać Czeczenom, tracili na tym pozostali uczniowie. A przecież musiał być realizowany program, czekał ich sprawdzian na koniec podstawówki, potem nauka w gimnazjum. Rodzice mieli pretensje. Dwa lata temu rozdzielono uczniów. Zresztą w miarę przybywania Czeczenów była to już konieczność. Podział teraz więc jest taki, że w klasach "a" uczą się Polacy, czyli miejscowi ze wsi, w klasach "b" Czeczeni z ośrodka w Czerwonym Borze. Tylko szósta klasa jest jedna, wspólna, bo Czeczenów w tym wieku jest dwóch. Przynajmniej na razie.

Liczba cudzoziemskich uczniów często się zmienia. Bywa, że ktoś zaczyna naukę we wrześniu, a w październiku już go nie ma. Albo znowu jest tak, że po feriach pojawia się nowa grupa. - Właśnie od drugiego semestru jest sześcioro kolejnych - dyrektorka zerka do listy. Od początku roku przewinęło się już ponad 90 osób.

Dzieci uchodźców mają prawo uczyć się w polskich szkołach, o ile rodzice wyrażą taką chęć, więc szkoła musi ich przyjąć. Trudno powiedzieć, czy dla Czeczenów edukacja ich dzieci w języku polskim jest ważna. Na pewno liczy się to, że przez kilka godzin mają wytchnienie, a dzieci zapewnioną opiekę: mogą się pobawić, spotkać z rówieśnikami, po prostu wyjechać z ośrodka.

Zaczynają od alfabetu

W rzędzie przy drzwiach zerówka poznaje literę "b": maluchy pochylone nad pulpitami stolików wprawiają się w rysowaniu szlaczków. Pod oknem siedzą pierwszaki, ćwiczą dodawanie i odejmowanie do dziesięciu. Właśnie przebrnęli przez zadanie z treścią i przekrzykują się, jaki powinien być wynik: 5 czy 6. Część dzieci już całkiem dobrze liczy. Ale niektóre przyglądają się niepewnie. Pięcioro jest nowych. To drugi tydzień ich nauki. I do tego po polsku. Wszystko nowe i trudne. A w sumie 24 uczniów. Jeden wyróżnia się. - Mani, może byś już zdjął czapkę - zwraca się do niego pani. Chłopczyk kręci głową. Nie! Dlaczego? - Otóż jakiś czas temu rodzice ścięli mu krótko włosy, malec uznał, że źle wygląda i chociaż czupryna już odrosła, on się uparł i nie ma mocnych - uśmiecha się Grażyna Trzaska. Uczy Czeczenów pierwszy rok. Ci, którzy chodzą od września, znają już litery, potrafią przeczytać proste zdania, nauczyli się liczyć, odejmować. Problem mają z pisaniem, dwuznaki cz, ch to dla nich chińszczyzna. I pewnie długo tak będzie.

- Dżamalaj, Dżambulat, Chałażi, Bekcham, dwie Madiny, dwie Petimat, trochę spolszczona Linda - wylicza pani Grażyna. Zna wszystkich, chociaż imiona brzmią egzotycznie. Dzieciaki bez przerwy wymagają uwagi.

Wkrótce sami się o tym przekonujemy. W ruch idą papierowe gołębie. Chłopcy przerzucają je między sobą. Stroją miny, rozmawiają coraz głośniej.

- Jak normalne dzieci - komentuje pani dyrektor. - Starsze są bardziej zamknięte w sobie. Zdają sobie sprawę z tego, dlaczego tutaj są. Wiedzą o tym, co się dzieje w ich kraju.

Rachunki takie same na całym świecie

Kolejna sala. Matematyczka Maria Modzelewska ma mniej powodów do narzekań niż jej koleżanki. Rachunki są takie same na całym świecie. Z klasą czwartą omawia właśnie jednostki miary, a piąta w tym czasie przerabia odejmowanie i dodawanie ułamków. Matematyka jest jednym z bardziej lubianych przedmiotów przez Czeczenów.

- Niektórzy wybiegają nawet poza program. Rezida, Chadiżat - wskazuje pani Maria na dziewczynki. - Bardzo dobry jest Riczi. Uczą się już dwa lata. Rodzice Rezidy próbowali w ubiegłym roku wyjechać z Polski, ale pogranicznicy cofnęli ich znowu do ośrodka. Dziewczynka wróciła do szkoły.

I jeszcze klasa szósta, najstarsza. Tu się uczą Alim i Turpal. Dzisiaj, jest wtorek, chłopcy akurat nie przyjechali do szkoły. - Czeczeni często opuszczają lekcje, to też rzutuje na opinię o szkole, frekwencja jest ważna przy ogólnych sprawozdaniach, a oni ją zaniżają - wtrąca dyrektorka. Rodzice jadą na zakupy do Łomży, do Zambrowa albo i do Dębaku załatwiać formalności związane z uzyskaniem statusu uchodźca, więc starsze muszą zostać w domu, by pilnować młodszych.

Nie ma ulg

- Radzą sobie nieźle, są w Polsce już dwa lata. Starają się czytać lektury, ale nie wszystko rozumieją, muszę im później jeszcze raz streszczać - mówi o Alimie i Turpalu polonistka Dorota Kowalczyk. Gorzej ze słownictwem, widać to przy pisaniu wypracowań. A tu na wiosnę sprawdzian ogólnopolski. Wszyscy szóstoklasiści będą pisać ten sam test, Czeczeni też. - Podnosimy te problemy, powinny one być rozwiązane systemowo, jeśli chodzi o proces kształcenia, bo dzieci przychodzą w różnym wieku, do różnych klas. Niektóre uczyły się z przerwami, a wymaga się od nich tego samego, co od polskich dzieci, kiedy piszą sprawdzian.

- To duży problem dla szkoły - nie ukrywa dyrektorka. Wyniki rzutują na średnią ocen.

Władze gminne wiedzą o tym, ale Okręgowa Komisja Egzaminacyjna, podając rezultaty ze sprawdzianu, nie zaznacza tego faktu. Uczniowie z Czeczenii nie mają żadnych ulg ani więcej czasu na rozwiązanie testu, ani nie mogą korzystać ze słowników. Wiadomo, że napiszą słabo. Nikt się nie spodziewa po nich wysokiej punktacji. Najwyższy wynik do tej pory miał w ubiegłym roku Kair Atajew - 13 punktów. Bardzo inteligentny, zdolny. Zdaniem pani dyrektor, mógłby mieć i więcej, ale nie przystąpił do części opisowej. Przeraził go temat, był o pszczołach, miodzie, barciach. Do głowy nikomu nie przyszło, żeby zapoznawać go z takim słownictwem. Chłopak, co warto podkreślić, bardzo lubił historię, uczył się jej z pasją. Już wyjechał.

Nie bij dziewczynki!

Przyjeżdżają do szkoły na 8.45 autokarem. Z Czerwonego Boru do Porytego jest 12 km. Transport zapewnia gmina. Mają po sześć godzin, tylko w piątek dwie. Taki sam plan lekcji, te same przedmioty. Z wyjątkiem religii, bo nie było w pobliżu imama, który by poprowadził zajęcia. Z tego powodu odbyła się specjalna narada z rodzicami, dyrektorka dzwoniła też do Dębaka, do szefostwa ośrodka dla imigrantów. Zadecydowano, że religię Czeczeni będą mieli u siebie, w Czerwonym Borze. Jest tam kaplica, rodzice się modlą, to i dzieci też mogą. Chociaż jak był ramadan i chłopcy chcieli odbywać modły, to wydzielono pomieszczenie w szkole. i mogli tam wychodzić.

Najtrudniejsza była, i wciąż jest, bariera językowa. Ale też inna od naszej mentalność, kultura. A nawet zachowanie, nie zawsze dla nas zrozumiałe i do przyjęcia. Na przykład czeczeńscy chłopcy gorzej traktują dziewczynki. Potrącają, a i biją nieraz, nie zwracając nawet uwagi, że przechodzi nauczyciel.

- Upominam raz jednego, jak ty możesz? - opowiada dyrektor Kalinowska. - A on zdziwiony: Pani, to moja siostra!

Są też ograniczenia wynikające z nakazów religijnych; tutaj szczególnie potrzeba taktu i wrażliwości. Dzieci w młodszych klasach mają razem WF, tak, jak wszystkie lekcje. W przypadku Czeczenów musiano to zmienić. Okazało się, że dziewczynki nie mogą się przebierać w stroje gimnastyczne, nie mogą też robić skłonów. Mają więc inne ćwiczenia niż ich polskie rówieśniczki.

O innych zastrzeżeniach dowiadywano się od pracowników ośrodka. Rodzice rzadko kontaktują się ze szkołą. Nie znają języka, ale też i z powodów finansowych. Musieliby wydawać na bilety, a liczą się z każdą złotówką.

Dlatego, jak mówi dyrektorka, nauczyciele i ona sama jeżdżą na wywiadówki do Czerwonego Boru, pracownicy pośredniczą w rozmowach, można wszystko powiedzieć, rodzice zresztą czują się tam swobodniej.

Naturalna integracja

Nie ma natomiast żadnych problemów z integracją. Wystarczy, że jest przerwa i dzieciaki wyjdą na korytarz. Konflikty, kłótnie, utarczki? Zdarzają się, jakże by inaczej, przecież to żywioł. Problemów jednak nie ma więcej niż w innych szkołach. - Na tle narodowościowym - bynajmniej, bardzo o to dbamy - zapewnia dyrektor Kalinowska. Nieporozumienia najczęściej wynikają z tego, że Czeczeni urazy z ośrodka przenoszą do szkoły. Dochodzi do szarpaniny, szybko jednak te próby porachunków są tłumione.

- Mam niezawodny sposób - uśmiecha się Anna Kalinowska. - Wzywam takiego rozrabiakę na dywanik, do gabinetu. Skutkuje!

Mimo bariery językowej Czeczeni bez oporów nawiązują kontakt z Polakami. Zresztą całe grono pedagogiczne dokłada starań, by była dobra atmosfera. Wspólne są imprezy, uroczystości na Dzień Babci, topienie marzanny i powitanie wiosny. Niedawno była choinka. Z kolei na zakończenie ramadanu Czeczeni zaprosili do siebie na imprezę. Przed Bożym Narodzeniem oglądano razem jasełka, później tutejsze dzieci miały spotkanie opłatkowe, a czeczeńskie pojechały do ośrodka. - Nie chcieliśmy ich stawiać w niezręcznej sytuacji - tłumaczy dyrektorka.

Co o swoich egzotycznych kolegach sądzą uczniowie? Ewa Wasilewska i Żaneta Radziejewska z VI klasy są zadowolone, że w ich szkole uczą się Czeczeni. - Jest ciekawiej - mówią zgodnie. - Na zawodach niedawno rozmawiałyśmy z dziewczynami, opowiadały o sobie, że u nich jest wojna. My wojnę znamy tylko z filmów i z książek. Współczujemy im.

- Nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć domu - mówi Ewa.

Chcą jechać dalej

Największy problem w funkcjonowaniu szkoły jest taki, że dzieci czeczeńskich uchodźców przeważnie nie zagrzewają tu miejsca. Ich rodzice traktują Polskę jak przystanek w drodze do Belgii, Niemiec, Francji czy Holandii. Dwa lata, tyle najdłużej przebywają w ośrodkach. Jeśli w tym czasie nie uda się im uzyskać statusu uchodźcy, sami wyjeżdżają.

Nielegalnie przekraczają granicę, wielu jednak jest zatrzymywanych i znowu trafiają do ośrodka. Za jakiś czas podejmą kolejną próbę. Dzieci wracają do szkoły. - Pani, już jestem! - krzyczą od progu. Właśnie sześcioro wróciło. Tydzień-dwa przerwy w zajęciach to bardzo dużo, zwłaszcza w ich sytuacji. O efektach dydaktycznych więc trudno mówić.

Dzieci czeczeńskie jednak lubią chodzić do szkoły. Klasy, lekcje, spotkania z rówieśnikami oznaczają dla nich normalne życie. Trzynastoletnia Rezida pochodzi z Groznego.

- Wojna, nie ma nic. Nie ma mojego domu, zniszczyli, spalili. Przyjechałam do Polski z mamą, mam troje rodzeństwa, tata został. Nie wiemy, co z nim - wyrzuca z siebie. - Żadnej wiadomości. Tu, w szkole, jest bardzo dobrze - uśmiecha się na moment. W Groznem nie ma szkół. Chciałaby wrócić do Czeczenii, ale nie teraz. - Tam nie dają nam żyć - powtarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny