Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wydanie "Strachu" Jana Grossa sprzyja porozumieniu polsko-żydowskiemu?

fot. Archiwum
Książka ta zaczyna obrastać mitem - pisze Miniszewski
Książka ta zaczyna obrastać mitem - pisze Miniszewski fot. Archiwum
Na tak jest Mirosław Miniszewski, na nie - Radosław Oryszczyszyn

Potrzeba dyskusji

Prawie dwa lata już minęły od publikacji "Strachu" Jana Grossa w USA. Kiedy książka ukazała się w 2006 roku w Stanach, pojawiło się zaledwie kilka o niej wzmianek, o żadnej dyskusji nie było mowy. W końcu wydawnictwo Znak zdecydowało się na jej publikację. Odważna to decyzja, zważywszy na atmosferę, jaka powoli zaczyna towarzyszyć premierze "Strachu" na polskim rynku wydawniczym.

Książka ta zaczyna obrastać mitem. Wielu się wypowiada na jej temat jedynie na podstawie zasłyszanych opinii, bowiem niewielu się chciało (lub niewielu z nich mogło) czytać angielski oryginał. Dlatego decyzję o wydaniu tej książki należy uznać za dobrą i ważną. Ci, którzy sądzą inaczej, chcieliby ograniczać prawo do wypowiedzi. Jeśli ta książka formułuje ryzykowne tezy, jeśli jest tendencyjna, jeśli sama mitologizuje problem pogromów - a w pewnej mierze tak właśnie jest - to pozwólmy to ocenić polskim czytelnikom i nie uprzedzajmy ocen, zanim ich sformułowanie będzie zasadne.

Prokuratura zapowiedziała sprawdzenie, czy w książce nie doszło do szkalowania narodu polskiego. To jest jeszcze bardziej żenujące niż komentarze środowisk konserwatywno-narodowych. Jest to skutek złego prawa, które pozwala organom ścigania w naszym kraju kontrolować obieg myśli.

Co takiego pisze Gross? Formułuje dosyć słabo umotywowaną hipotezę, że pogromy dokonane przez Polaków były spowodowane tym, że bali się oni, iż Żydzi powracający z obozów i wygnania po wojnie zechcą upomnieć się o swój majątek, który został wcześniej "zagospodarowany przez życzliwych" sąsiadów. Ów strach przed możliwością odebrania mienia wywołał u Polaków rządzę grupowego mordu na członkach Narodu Wybranego. Problem w tym, że dzieje antysemityzmu są na tyle skomplikowane i dotyczące całej Europy, która przez wieki była niechętna Żydom, że konstruowanie tak upraszczającej wizji musi budzić kontrowersje. W tym znaczeniu książka Grossa jest słaba. Jest zmitologizowana i nastawiona na wywołanie określonych uczuć. Prawdą jest, że Polacy zabijali Żydów, prawdą jest, że grabili ich majątek, prawdą jest, że niektórzy winni tych czynów jeszcze żyją.

Prawdą wreszcie jest, że antysemityzm w Polsce nadal istnieje, chociaż nie ma już u nas Żydów. Ale nie może być prawdą, że wszystko to było wywołane tylko uczuciem strachu i chciwości. Tutaj Gross się myli. Prawda bowiem może być bardziej przerażająca, niż się jemu wydaje. Antysemityzm jest na wskroś europejski - jest fundamentem, na którym bardzo długo budowano cywilizację naszego kontynentu. Polska prezentuje tylko mały wycinek tego, co Żydom uczyniono przez setki lat. Nie jesteśmy ani specjalnie wyjątkowi w tym okrucieństwie, ani też w nim nie przodujemy. W porównaniu z Francuzami, Węgrami, Rumunami, Ukraińcami czy Litwinami nie jesteśmy najgorsi. Co było gorsze: grupowe zabijanie w gniewie i szale czy pomaganie Niemcom z urzędu ładować ludzi do wagonów bydlęcych i wywozić na zagazowanie? A przecież Francuzi tak właśnie czynili. Rumuni z kolei robili na chłodno Żydom rzeczy, na widok których najokrutniejsi SS-mani bledli z przerażenia. Czy ktoś dzisiaj pamięta to, że strażnikami obozów zagłady byli nie Niemcy, tylko Ukraińcy i Litwini? Nie umniejsza to, rzecz jasna, winy tych Polaków, którzy brali udział w pogromach, ale daje pewną perspektywę i możliwość dokonania bardziej wyważonej oceny. Pozwala ona stwierdzić, w ślad za Hannah Arendt, że zagłada Żydów była wynikiem banalnej w swym wyrazie bezmyślności. Jeśli ktoś morduje z chciwości, to jest to zbrodnia, jakich w historii było wiele. Jeśli ktoś zabija bezmyślnie, tak, jak w większości przypadków czyniono wobec Żydów, to ujawnia to bardziej przerażające tło, niż by się na początku wydawało - bezrefleksyjny mord jest bowiem produktem nowoczesności, okrutna zbrodnia zaś jest wpisana w naturę człowieka.

W każdym bądź razie, wyłączanie Polaków z ogólnego kontekstu jest najsłabszą stroną książki Grossa. Po prostu nie różnimy się w tej kwestii od innych.
Gross wzywa nas do debaty, tylko że prawdopodobnie ona nie nastąpi. Po pierwsze, dlatego, że nikt jej tak naprawdę nie chce - polscy dyżurni komentatorzy i eksperci już mają swoje zdanie i go nie zmienią. Po drugie, ich jazgot skutecznie to uniemożliwi tym, którzy by taką próbę podjęli. Wszak prawdziwa debata polega na wykazywaniu błędów w rozumowaniu adwersarza, a nie arbitralnym miażdżeniu go, zanim jeszcze zdąży się odezwać.

Tak długo i tak skutecznie o sprawie pogromów Polacy milczeli, że trudno się teraz dziwić temu, że sprawa ta wyłania się w taki właśnie sposób. W związku z tym "Strach" jest potrzebny i trzeba o nim rozmawiać. Tym usilniej, im większy wywoła sprzeciw. Ostatecznie trzeba jednak pamiętać o tym, że pamięć o pogromionych Żydach jest zbyt cenna, aby teraz nad ich grobami urządzać awantury. Gross napisał, co napisał. Jeśli się myli, trzeba mu to spokojnie wykazać. Jeśli prowokuje, to nie trzeba się dawać wyprowadzić z równowagi. Wściekłość polskich komentatorów jest tylko świadectwem ich słabo ugruntowanego stanowiska w tej kwestii. Boją się, bo sami nie mają pewności, czy aby mają rację. Kto ma rację, ten jest spokojny. W tym sporze jako spokojny jawi się na razie Gross.

Mirosław Miniszewski

Zakłócenie dialogu

Książka Grossa zamiast walczyć z upiorami przeszłości, na nowo je wskrzesza.
(fot. fot. Archiwum)

Moim zdaniem, polskie wydanie "Strachu" Jana Grossa nie wpłynie pozytywnie na stan dialogu pomiędzy narodami polskim i żydowskim. Nie ożywi również debaty publicznej w kraju, poza jej zradykalizowaniem i dalszą brutalizacją. Gross przypomina kogoś, kto przy pomocy młota pneumatycznego próbuje rozwiązać drażliwą, wieloaspektową i ze wszech miar delikatną problematykę stosunków między narodem polskim a żydowskim. Nie jest to metoda ani moralnie słuszna, ani skuteczna.

Chciałbym w tym miejscu jednoznacznie stwierdzić, że daleko mi do historycznego rewizjonizmu w sprawie pogromów na Żydach polskich po II wojnie światowej. O tym bowiem traktuje najnowsza książka Jana Grossa. Temu, że miały one miejsce, nie można zaprzeczyć. To, że brali w nich udział Polacy, jest również faktem historycznym. Jednak, jak stwierdził kiedyś wielki Stefan "Kisiel" Kisielewski, "forma i metoda mówią nam czasem więcej niż poglądy". Nie z historią chcę więc tu polemizować, ale ze sposobem, w jaki została ona w książce Grossa przedstawiona.

Amerykańska edycja "Strachu" została wydana już w 2006 roku i wzbudziła niemal powszechny zachwyt tamtejszych komentatorów. Główna teza tego "eseju historycznego", mówiąca, iż pogromy w Rzeszowie, Kielcach, Krakowie i wielu innych polskich miastach i miasteczkach wynikały z przebudzenia wrodzonego Polakom zoologicznego antysemityzmu, została przez większość amerykańskich komentatorów przyjęta z bezkrytycznym entuzjazmem. Zajęte przez Polaków podczas wojennej zagłady żydowskie nieruchomości były - według Grossa - dostatecznym powodem, by wzbudzić w Polakach nienawiść do powracających "na swoje" Żydów i "strach" przed utratą tego majątku. Obawy te były tak wielkie, że doprowadziły do zachowań wręcz bestialskich. Wyssany z mlekiem matki polski antysemityzm, powodowany zwykłą obawą o odebranie nie swojego majątku, doprowadził - według Grossa - do zachowań, które nie miały precedensu w kilkusetletnim współżyciu na tych terenach narodów polskiego i żydowskiego.
Sam Jan Gross przyznaje, że edycja polska "Strachu" różni się od wydania amerykańskiego. Wersja w języku polskim pozbawiona została większości przypisów, dodatkowo "wyostrzono" niektóre sformułowania i tezy. Dodajmy, że tytuł po polsku brzmi "Strach: Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści". Oryginał sformułowano już nieco “delikatniej": "Fear. Anti-Semitism in Poland after Auschwitz, an essay in historical interpretation". Różnica pomiędzy "esejem historycznym" a "historią moralnej zapaści" jest znacząca i powinna skłonić do zapytania, w jakim celu zradykalizowano polską wersję książki.
Jan Gross nie ukrywa, że celem przyświecającym wydaniu "Strachu" na rynku polskim było sprowokowanie debaty o trudnych stosunkach polsko-żydowskich. Sposobem na wzbudzenie ogólnonarodowej dyskusji ma być, w zamyśle autora, prowokacja, która ma jakoby wzruszyć sumienia Polaków i doprowadzić do narodowego "katharsis".

To prawda, że postawa Polaków wobec Żydów miała w przeszłości różne oblicza: od chwalebnych po haniebne. Prawdopodobnie te pierwsze przeważały, jednak Żydzi uciekali z Polski w latach 1945-46, jak i po sławnych wydarzeniach Marca '68 nie bez powodu. Jedną z przyczyn tych ucieczek był polski antysemityzm. Jednak wyjaśnianie masowych mordów na ludności żydowskiej wyłącznie materialistycznie motywowanym strachem Polaków przed utratą zajętego podczas wojny majątku jest metodologicznym nadużyciem. Żywiołowe zjawiska społeczne nie mogą być ujmowane tak jednowymiarowo, jak czyni to Gross. Jest to nadużycie nie tylko z perspektywy intelektualnej i naukowej uczciwości, ale stanowi też krzywdę wobec uczestników ówczesnych wydarzeń.

Gross z premedytacją, w imię i na rzecz "polskiego katharsis", pomija rolę komunistycznych służb bezpieczeństwa w prowokowaniu pogromów, nie wspomina również o tym, że wśród ówczesnego, mało popularnego wśród Polaków, komunistycznego establishmentu sporą część stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego, których poziom życia często odbiegał znacząco od reszty społeczeństwa. Są to argumenty nielicznych amerykańskich krytyków Grossa, które, niestety, nie zostały uwzględnione w polskim wydaniu "Strachu".

Książka Grossa zamiast walczyć z upiorami przeszłości, na nowo je wskrzesza. Polacy nie są narodem, który potrafi dokonać rachunku sumienia pod wpływem tak brutalnego, słabo uzasadnionego metodologicznie i pozbawionego dobrych chęci oskarżenia Jana Grossa. Nie wierzę w uczciwą debatę na temat naszej historii zainspirowaną tą książką. Obawiam się raczej, że "Strach" Grossa wzbudzi nowy strach: Żydów wobec Polaków i Polaków wobec Żydów. Strach przed zacofanym narodem antysemitów z jednej strony i strach przed zachłannym lobby żydowskim szykującym się do odzyskiwania zagrabionych kamienic Łodzi, Kielc czy Białegostoku.

Radosław Oryszczyszyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny