Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PL-L*, czyli rząd oficjalny

Tomasz Maleta
Tomasz Maleta
Tomasz Maleta fot. Archiwum
Poznasz głupiego po czynach jego - mawiał Forrest Gump. Dobry obyczaj nakazuje jednak, by nikogo nie skreślać już na początku.

W przypadku sojuszu liberalno-ludowego, który dzisiaj przejmuje władzę, słodkie rendez-vous może się zakończyć już po dwóch latach. Nie tylko dlatego, że tyle do tej pory średnio trwały w zgodzie koalicje w Polsce. Tyle też w takich związkach wytrzymywało PSL. Tak było w latach 2001-2003, jak i w najlepszym dla ludowców okresie 1993-1995. Nadzieje Platformy, że tym razem będzie inaczej, mogą okazać się płonne. Tak samo jak to, że ludowcy zostaną socjalną twarzą rządu.

Zaczynają dobrze. Jak skończą?

Nie ulega wątpliwości, że PSL stanęło pod koniec lat 90. przed dylematem: modernizacja albo aut ze sceny politycznej. Po części wymusiła to perspektywa akcesji z Unią, która strukturalnie zmieniała nie tylko ekonomicznie, ale politycznie elektorat wiejski. Dziś w szeregach ludowców więcej doszukamy się biznesmenów, urzędników samorządowych, biurokratów niż rolników w tradycyjnym rozumieniu. Najlepszym przykładem jest jedyny w Sejmie ludowiec z Podlasia, Jan Kamiński.

Swoje zrobiła też Samoobrona, która jak kombajn zbierała socjalnie wykluczonych. Pretendent tak bardzo chciał być na salonach, że nie zauważył, jak ten mezalians uwiera establishment. "Miałeś chamie złoty róg, (...) ostał ci się ino...". Tym cytatem z "Wesela" można by spuentować całą tę historię. Żniwiarzem tych niezadowolonych na wsi będzie teraz PiS. A to sprawia, że PSL, chcąc nie chcąc, skazane jest na zbliżenie z liberałami. I dlatego sojusz z Platformą wydaje się być bardziej naturalny, niż to wynika choćby z arytmetyki sejmowej.

PO i PSL dość sprawnie poradziły sobie z rozmowami koalicyjnymi. Zupełnie inaczej niż przed dwoma laty, gdy do stołu negocjacyjnego w trybie publicznym, i to jeszcze on-line, zasiedli przedstawiciele PO i PiS. Kuriozalne widowisko, którym uraczyli wówczas Polaków, zapewne na stałe wejdzie do kanonu anty-sztuki negocjacji.

Teraz wszystko między sobą załatwili Donald Tusk i Waldemar Pawlak. Do mediów nie dotarły żadne przecieki o sporach, kłótniach. Mimo wszystko nadal jest wiele różnic między tymi partiami, by zapanował Wersal. Nie chodzi tylko o program, bo ten, jak każdy inny, choćby telewizyjny, można dostroić. Nie mniej ważny będzie także styl uprawiania polityki.

W kampanii wyborczej PSL kreowało się na ostatniego, spokojnego gracza na polskiej scenie politycznej. Dzięki takiemu wizerunkowi zaskarbiło sobie przychylność wyborców. Jeśli jednak będzie sekundowało Platformie w sejmowych utarczkach z PiS, szybko może ją utracić.

Oko za oko, ząb za ząb

Takie starcia wydają się nieuniknione. Nie tylko dlatego, że PiS będzie opozycją na mur beton. Także Platforma, mimo zapewnień Tuska, pokazała, że "rewanżyzm" nie jest jej obcy. Obie partie dowiodły tego podczas wyborów wicemarszałków Sejmu i Senatu, w sprawie składu speckomisji czy robienia na siłę z Pawła Zalewskiego szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych.

O ile przemawia do mnie argument PO, że za okrojeniem z dziewięciu do pięciu członków speckomisji stoi racjonalność i troska o jej szczelność, o tyle nie rozumiem, dlaczego PiS upierało się, aby zasiadał w niej - obok Zbigniewa Wassermanna - Antoni Macierewicz (to tkwiło u podstaw postulatu, by było w niej siedmiu posłów, w tym dwóch z PiS ). A przecież komisja ta będzie oceniać pracę byłego szefa kontrwywiadu. To tak, jakby on sam siebie sądził. Z prawem i sprawiedliwością ma to niewiele wspólnego.

Ale też nie przekonuje mnie argumentacja Platformy w sprawie forsowania przez nią kandydatury Zalewskiego (duże doświadczenie, dobre kierowanie nią w poprzedniej kadencji). PO rekomenduje na szefa komisji spraw zagranicznych nie swojego posła, a z partii opozycyjnej. To ja się pytam, dlaczego nie z LiD-u. Tam też znajdzie się paru równie doświadczonych. Tymczasem promuje się posła, który za nieposłuszeństwo wobec prezesa PiS jest na cenzurowanym. I który już raz zebrał cięgi, gdy podniósł głos na minister Annę Fotygę. Ruch Platformy był na tyle czytelny, co sprzeczny z tym, co mówiła o wyciąganiu przez PiS posłów z Samoobrony. Sytuacja byłaby inna, gdyby PO powiedziała tak: oddajemy komisję PiS, które samo zdecyduje, kto będzie jej przewodniczył.

Zmiana jeszcze nie teraz

I dlatego na razie nie widzę przesłanek, by tak zapowiadana nowa jakość w polityce stała się ciałem. Koronnym dowodem jest obsada resortu spraw wewnętrznych i administracji. Żeby sprawa była jasna: szanuję prawo zwycięzców do łupów. Tak było od zawsze.

W Polsce na powyborczym pobojowisku najbardziej łakomym kąskiem dla każdej partii jest właśnie ten resort. Działa na partie niczym tolkienowski pierścień władzy. Jeszcze nie było w naszej polityce takiego hobbita, który by mu się oparł. Wystarczy przypomnieć duety (premier - szef resortu administracji), które tworzyły się u zarania każdej koalicji: Pawlak-Strąk (szef Urzędu Rady Ministrów), Buzek-Tomaszewski, Miller-Janik, Marcinkiewicz (Kaczyński)-Dorn, Tusk-Schetyna. A zatem osoby tak bardzo tożsame z aparatem partyjnym, który z natury rzeczy prze do zawłaszczenia administracji państwowej.

Tusk, mimo że miał do tego prawo, wpisał się nominacją Schetyny w ten niedobry zwyczaj. A mógł już po prologu jeszcze bardziej powiększyć swój kapitał. Wystarczyło się odciąć od praktyki swoich poprzedników. Na tę nową jakość, kiedy obyczaj będzie więcej wart niż prawo, w naszej polityce przyjdzie poczekać długie lata. I obawiam się, że mogą być to lata świetlne.

Jeśli już jesteśmy przy rządzie, to niewiele, poza nielicznymi wyjątkami, i nie mam na myśli ministrów z PSL, ma on wspólnego z gabinetem cieni PO, który demaskował poczynania PiS. Premier-elekt wiele razy zapewniał, że nie potrzeba mu ministrów-gwiazd medialnych, a takich, którzy będą ciężko pracować. A zatem najlepiej zaraz po zaprzysiężeniu zacząć od wspólnego zgrupowania. Bynajmniej nie kondycyjnego, a programowego.

Doświadczenie uczy, że etykiet przyczepionych przed startem trudno się pozbyć. Ale póki co, jak już wspomniałem na początku, dobry obyczaj nakazuje, by każdego nowicjusza obdarzyć kredytem zaufania. Tak samo, jak było to w przypadku poprzednich rządów.

* PL-L - Partia Liberalno-Ludowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny