Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem dzieckiem Holokaustu

Marta Gawina
Joanna Sobolewska wsparcie i prawdziwą rodzinę znalazła w stowarzyszeniu "Dzieci Holokaustu”.  Teraz swoją historię - żydowskich, ocalonych dzieci - chce przekazać młodemu pokoleniu.
Joanna Sobolewska wsparcie i prawdziwą rodzinę znalazła w stowarzyszeniu "Dzieci Holokaustu”. Teraz swoją historię - żydowskich, ocalonych dzieci - chce przekazać młodemu pokoleniu. Fot. Wojciech Oksztol
Boże! Gdzie Ty wtedy byłeś?! Dlaczego pozwoliłeś na śmierć tylu niewinnych ludzi?

Te pytania zadaje białostocka młodzież w swoim spektaklu o wojennych losach żydowskich rodzin. Odpowiedzi nadal szukają Dzieci Holokaustu. W czasie wojny ukrywane, bo były Żydami. Ocalone z Zagłady, ale odarte z marzeń, pozbawione rodzin.

Nie chcę pamiętać. Nie mogę zapomnieć. Musi się z tym zmagać każdy świadek wojennego dramatu. "Nie chcę pamiętać, nie mogę zapomnieć" to także tytuł spektaklu, przygotowanego przez białostockie uczennice z VI liceum ogólnokształcącego, które wygrały ogólnopolski konkurs na najlepszy projekt dotyczący Dnia Pamięci o Holokauście. Bo ich sztuka to losy trzech żydowskich rodzin, które przeszły wojenne piekło. W środę zagrały ją w Teatrze Żydowskim w Warszawie przed wyjątkową publicznością. Na widowni byli przedstawiciele stowarzyszenia "Dzieci Holokaustu". Mieli kilka, najwyżej kilkanaście lat, kiedy wybuchła wojna. Są wzruszeni, milczący. Tego dnia musieli wrócić do trudnej przeszłości.

Daj świadectwo

Na scenie pojawiają się ubrane na czarno aktorki. Chociaż przedstawiają historię świadków Holokaustu, nie wcielają się w bohaterów. Tylko opowiadają, by nie fałszować historii. Nie interpretować.

Szamaj Kizelstain właśnie zdał maturę. Teraz w czasie długich wakacji może robić "wielkie nic". Nagle zostaje przydzielony do 18-godzinnej harówki, bez nadziei na wolność.

Merka Szewach ma 12 lat i uwielbia się bawić. Potem nagle z pięknego domu musi przenieść się do getta, do połowy ciasnego pokoju. Jej mama modliła się ze łzami w oczach, prosząc o ratunek.

17-letnia Felicja Nowak ucieka z płonącej Warszawy, by znaleźć normalne życie w Białymstoku. Kiedy trafiła do białostockiego getta, jej nadzieje na lepsze życie prysły.

Troje młodych białostockich Żydów musi zmierzyć się z największym dramatem swojego życia. Cudem przeżyli, ale stracili swoich najbliższych. W ich sercu na zawsze pozostała czarna struna: głód, okrucieństwo, śmierć.

Przeżyli, by dać świadectwo ocalonych. ,,Idź, moje dziecko! Idź, żebyś powiedziała później, co się z nami stanie" - słowa matki Merka pamięta do dziś. Idzie więc i głosi prawdę o tamtych wydarzeniach.

- To dobrze, że o tym mówicie. Bo o tym nie wolno nie mówić, choć człowiek wołałby zapomnieć -mówi 75-letnia Krystyna Budnicka ze stowarzyszenia "Dzieci Holokaustu". Kiedy wybuchła wojna, miała 7 lat.

Pamiętam...

Urodziła się w Warszawie, w dużej, rzemieślniczej rodzinie. Była ósmym, najmłodszym dzieckiem. - Miałam siedem lat, kiedy wybuchła wojna. Kiedy się skończyła, zostałam na świecie sama. Nikt z mojej rodziny nie przeżył. Dlaczego ja żyję? Bo byłam mała i były różne skrytki, komórki, bunkry - wspomina.

Wyszła z getta pół roku po wybuchu powstania. Udało jej się, bo siedziała z bunkrze, który miał połączenie z kanałem ściekowym. - Tak wyszliśmy na stronę aryjską. Niestety, w kanale zostali moi rodzice i siostra. Ci, którzy przeżyli, byli stamtąd wynoszeni. Wyszłam z dwoma braćmi. Jeden zmarł po wyjściu, drugi zginął, bo włączył się ruchu oporu.

Potem jeszcze przez rok musiała się ukrywać po stronie aryjskiej. Zajmowały się już nimi organizacje żydowskie.

- Ale ze względu na swoją urodę, bo byłam mocno czarna, nie mogłam po stronie polskiej egzystować jako normalne dziecko. Nie wiem, po czym ludzie poznają semickie rysy, ale wtedy robili to bezbłędnie. Pamiętam, jak trzeba było przejść z jednego bunkra do drugiego. Opiekunka, która ze mną szła, bała się mnie prowadzić za rękę. Musiałam iść trzy kroki za nią. Dzieci, które bawiły się obok, wołały za mną "Żydówa!". Skąd wiedziały? Może przez ten mój strach w oczach? Po wojnie znalazłam się w domu dziecka. Sama, bez oparcia. Cudem przeżyłam. Ale najwidoczniej po to miałam żyć, by ktoś mógł o tym mówić - opowiada.

Ale przez wiele lat uciekała od problemów. - Ja przede wszystkim nie chciałam być Żydówką. Dla mnie bycie Żydówką znaczyło nieszczęście, to trzeba cierpieć, trzeba być prześladowanym, bo za to się umiera. O tym, że ja teraz mogę o tym mówić, zdecydował czas - podkreśla.

Białostockie licealistki, które w środę wystąpiły w Teatrze Żydowskim w Warszawie, przedstawiły prawdziwą historię trzech rodzin żydowskich, które nie chcą pamiętać, ale nie mogą zapomnieć okrucieństwa Holokaustu
(fot. Fot. Wojciech Oksztol)

...chcę zapomnieć

- Ja miałam 11 lat, kiedy wojna zabiła mi rodzinę - wspomina 77- letnia Danuta Lis. Elegancka, uśmiechnięta. Ale zaraz po wojnie błagała o dar zapomnienia. Teraz już się pogodziła z tym, że pamiętać będzie zawsze.

Holokaust przeszła sama, bezdomna, głodna. - Wtedy najbardziej pomógł mi mój przyszły mąż - Polak Damian Płoszczyński. Najpierw był Lwów. W 1943 roku przyjechałam do Warszawy. Mieszkałam u pani z Krakowa, która była śmiertelnie zakochana w Żydzie, który mnie przewiózł ze Lwowa. Zawsze chodził w mundurze niemieckim. Do spółki z innym Niemcem ratowali Żydów, oczywiście za pieniądze. Przewozili ze Lwowa do Warszawy. Kiedy został złapany za grę w kasynie, jego przyjaciółka wróciła ze mną i swoją matką do Krakowa.

Kiedyś jej matka powiedziała: - Zobaczysz, jeszcze nas zaaresztują za tych twoich Żydów - opowiada.

Słysząc tę rozmowę kilkunastoletnia Danka sprzedała swój płaszcz, kupiła bilet i wróciła do Lwowa.

- Chodziłam do ludzi, którzy znali moich rodziców, ale każdy się bał przygarnąć żydowskie dziecko. Czy mam żal do Polaków? Nie. Bo nie wiem, jak my, Żydzi, zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Mam żal tylko do tych ludzi, którzy wydawali. Bo moi rodzice mogliby przeżyć wojnę, ale ktoś na nich doniósł. Miałam wtedy 11 lat.

Przez wiele miesięcy była całkiem sama. Została jej ulica. Wtedy poznała swojego męża, który wyciągnął ją z tego piekła. - To on chodził do lekarza i pytał, czy może mi pomóc. Szok - usłyszał. I taki przeżyłam w czasie porodu.

Kiedy urodziłam syna, pogodziłam się z szokiem wojny.

Wojna znaczy głód

Anna Drabik nie pamięta działań wojennych. Przez pierwsze lata swojego życia nie wiedziała nawet, że jest Żydowką. Urodziła się, kiedy wybuchła wojna. Teraz przewodniczy stowarzyszeniu "Dzieci Holokaustu".

- O swoim pochodzeniu dowiedziałam się zaraz po wojnie. Miałam sześć lat, kiedy odnalazł mnie ojciec. Był na froncie i przeżył. Wrócił do mieściny, gdzie była kiedyś jego rodzina. Tam zresztą zostałam zostawiona - opowiada.

Wszyscy jej krewni zginęli w czasie wojny, ale ją zdążyli oddać do pewnej Ukrainki, która przechowywała jeszcze jedenaścioro dzieci.

Jak teraz myśli o wojnie, ma pamięć małego dziecka. - Wtedy myślałam, że tak musi być. Że muszę być głodna, że nie mam mamy, nie mam taty - podkreśla.

Na początku wojny trafiła do getta łódzkiego. Panowała tam epidemia choroby Heinego-Medina. Zachorowała.

- Musieli mnie szybko wywieźć z tego getta, bo wszystkie chore dzieci od razu likwidowano. Wtedy akurat do getta przyszedł przyjaciel mojego ojca, który szukał tu swojej rodziny. I spotkał nas. Szybko zaalarmował rodzinę mojego ojca i wspólnie postanowili zorganizować ucieczkę. Wywieźli mnie wozem drabiniastym. Musiał kursować dosyć często, bo niedawno spotkałam koleżankę, która też była wywieziona na takim wozie - mówi.

Przez rok ukrywano małą Anię w Warszawie, ale babcia, z którą była przechowywana, trafiła do getta warszawskiego. Ją piechotą przenieśli do Białegostoku, potem do miasteczka, gdzie mieszkała jej rodzina.

- W naszym stowarzyszeniu są ludzie pochodzenia żydowskiego, którzy wojnę pamiętają doskonale, inni prawie wcale. Ale wszyscy odczuwamy jej skutki. Nawet ci, którzy dopiero teraz dowiadują się, że przeżyli tylko dlatego, że ktoś chciał ich ukrywać - opowiada Anna Drabik.

Trudne wybory

Wielu Żydów do tej pory nie ma pojęcia o swoim prawdziwym pochodzeniu. - Nie wiedzą, że są adoptowani. I już może nigdy się nie dowiedzą. Ich polscy rodzice znajdowali ich przy torach, bo byli wyrzucani z pociągu do Treblinki, pod murem getta, czasem zostawiani w krzakach - opowiada Joanna Sobolewska, wiceprzewodnicząca stowarzyszenia "Dzieci Holokaustu".

Czasami do polskich drzwi pukali ludzie, którzy przynieśli ze sobą dziecko. Już nigdy po nie nie wrócili. Polscy rodzice nieśli dziecko do kościoła. Chrzcili, wychowywali jak własne.

- Wielu z nas dowiedziało się prawdy o sobie dopiero przy łożu śmierci przybranego rodzica. Albo ktoś z rodziny coś powiedział, z sąsiadów, albo jakieś koleżanki... Potem po nitce do kłębka tropiliśmy swoje losy, korzenie. Cały czas próbując się dowiedzieć, jak to wyglądało - opowiada Joanna Sobolewska.

Inka, bo tak ją nazywają znajomi, dowiedziała się o swoich żydowskich korzeniach, gdy miała 18 lat.

- I dobrze, że znam prawdę. Bo to jest moje życie i powinnam o nim wszystko wiedzieć. Ale nie jestem pewna, czy każdemu można o tym mówić. Po co burzyć świat sześćdziesięcioletniemu, czy siedemdziesięcioletniemu człowiekowi, który ma już wnuki, ułożone życie? - pyta.

- Bo to jest trudny wybór. Nie wiem, czy lepiej jest pamiętać wojnę, czy mieć wielką pustkę i dopiero po wielu latach dowiedzieć się, że się nie jest Polakiem, że żydowscy rodzice musieli zginąć - zastanawia się Krystyna Budnicka.

Dlatego stowarzyszenie "Dzieci Holocaustu" otacza opieką wszystkich. I tych, którzy nie mogą zapomnieć okrucieństwa wojny, i tych którzy dopiero od niedawna wiedzą o swoich żydowskich korzeniach.

- Ale najważniejsze jest to, że nasze ocalenie nie idzie na marne. Bo jest młode pokolenie, które nie pozwoli zapomnieć o Holokauście. Ku przestrodze. Dla potomnych...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny