Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przerażeni pacjenci, wściekli lekarze

Marta Gawina
Białostocki PSK
Białostocki PSK fot. W. Oksztol
Burza w PSK Białostocki anestezjolog, który według doktora S. miał być świadkiem zabijania pacjentów dla narządów, wszystkiemu zaprzecza. - Nic nie wiem na ten temat - zapewnia nas lekarz.

Od wczoraj cały szpital żyje tylko donosem doktora S. W grudniu 2005 roku zawiadomił on krakowską prokuraturę, że w białostockim szpitalu są zabijani pacjenci dla narządów.

Według "Gazety Polskiej", lekarze podawali ciężko chorym thiopental. Lek miał wywoływać u nich stan nieprzytomności. Potem można ich było zakwalifikować jako dawców organów.

- Większość naszych dawców nigdy nie otrzymywała tego leku - zapewnia Bogusław Poniatowski, dyrektor PSK.

Jednak niektórzy pacjenci czują strach.

- Bo lekarze mogą robić z ludźmi, co chcą. Może nawet zabijają dla pieniędzy - komentuje szeptem jedna z pacjentek PSK.

Rozłożył transplantologię

- To bzdura. Gdyby taki precedens miał miejsce, brałaby w nim udział połowa lekarzy ze szpitala klinicznego - odpowiada Ryszard Kijak anestezjolog z PSK. - Przecież żeby dany pacjent mógł być dawcą, muszą być spełnione skomplikowane wielogodzinne procedury. Już samo stwierdzenie śmierci mózgowej wymaga obecności wieloosobowej komisji. Gdyby ludzie byli zabijani dla narządów, inni lekarze na pewno by to zauważyli - tłumaczy.

Pracownicy PSK nie mają wątpliwości, komu zawdzięczają medialną burzę - Wojciechowi S.

- Nie ma innych lekarzy, którzy mogliby informować prokuraturę - twierdzą.

Tym bardziej, że Wojciech S. już raz sfingował aferę łapówkarską przeciwko Tomaszowi Hirnlemu, białostockiemu kardiochirurgowi.

Nikt z pracowników szpitala nie ma też wątpliwości, że na aferze wokół PSK najbardziej stracą pacjenci, którzy czekają na przeszczep.

- Nie wierzę w żadne słowo oskarżenia przeciwko białostockim anestezjologom. Współczuję osobom, którym przeszczep mógłby uratować życie i ich rodzinom. Ktoś chciał rozłożyć białostocką transplantologię i to zrobił - mówi prof. Marek Myśliwiec, szef białostockiej kliniki nefrologii i transplantologii.

W tej ponurej sprawie, w krakowskiej prokuraturze zeznania składał też jeden z białostockich lekarzy. - Nie wiem, dlaczego właśnie ja byłem przesłuchiwany. Nic nie wiem na temat rzekomego zabijania - mówi anestezjolog.
Mieli inny plan?

Prokuratura białostocka, która kilka miesięcy temu przejęła tę sprawę z Krakowa, dopiero wczoraj zabrała ze szpitala dokumentację dotyczącą przygotowywania pacjentów do przeszczepu. Dlaczego zwlekała?

- Bo mieliśmy inny plan działania. Ale po doniesieniach prasowych postanowiliśmy go zmienić - tłumaczy Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

Nadal nie chce ujawniać szczegółów śledztwa ani podawać nazwisk lekarzy, którzy zeznawali przed prokuratorami. - Na obecnym etapie dochodzenia, brak jest podstaw do postawienia komukolwiek zarzutów. Dotychczas nie stwierdzono, aby z powodu przyjęcia thiopentalu pacjenci doznali uszczerbku na zdrowiu - dodaje Adam Kozub.

Dzisiaj do szpitala przyjedzie komisja powołana przez ministra zdrowia. - Jednak z dużą rezerwą podchodzimy do tych oskarżeń, szczególnie że autor donosu sam jest bohaterem afery korupcyjnej - podkreśla Paweł Trzciński, rzecznik ministerstwa.

Doktor Wojciech S. był wczoraj nieuchwytny.

Życzliwy sąsiad - mieszkańcy Sochoń o doktorze S.

na stronach 2-3.

Rozmowa z anestezjologiem, którego w donosie wskazał doktor S.

na stronie 2.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny