Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszło na kołki, widły, noże...

Janusz BAKUNOWICZ
To Przemek Hryniewicki dźgnął mnie widłami w brzuch - mówi z trudem Leon Hryniewicki. Leon Hryniewicki trafił do szpitala i przeszedł poważną operację brzucha. - To nie Przemek, to Leon sam nadział się na widły - broni syna Teresa Hryniewicka. - Nawet nie potrafię tego opisać, bo byłam w szoku, jak zobaczyłam drąg nad głową syna.

Hryniewicze to niewielka wieś położona zaledwie cztery kilometry od Bielska. Wieś, w której najbardziej popularne nazwisko noszą przedstawiciele familii Hryniewickich. Spośród samych Hryniewickich najbardziej znane są rodziny Edmunda i Leona. A to poprzez spór, jaki zaognił się pomiędzy nimi trzy lata temu. Zaognił się, bo obie rodziny - jak twierdzą sąsiedzi - były skłócone od niepamiętnych czasów.
- Jak to pomiędzy szlachtą - mówi Tadeusz Kolandryk, sołtys z Hryniewicz. - Te kłótnie u nich przechodzą z pokolenia na pokolenie. Mają szlachecki herb, więc się kłócą. Inni też we wsi się pokłócą, ale zaraz flaszkę wypiją i jest zgoda. Ale nie u nich.

Nie spytał, czy można

Posesje skłóconych Hryniewickich wcześniej nie sąsiadowały ze sobą. Sytuacja zmieniła się kilka lat temu, kiedy Leon Hryniewicki kupił działkę w bliskim sąsiedztwie Edmunda.
- Kupiłem na zasadzie "kto da więcej" - opowiada Leon Hryniewicki. - Zresztą kupiłem to od brata stryjecznego. A on ma drogę dojazdową do swojej posesji obok mojej działki. I chyba to się mu nie spodobało, że działka trafiła w moje ręce, a nie w jego.
Sprawy Hryniewickich znane są w całej wsi. Na wokandach sądowych co rusz pojawiają się nazwiska obu Hryniewickich. Powód? Działka i miedza pomiędzy Hryniewickimi.
- Poszło właśnie o ten plac - mówi sąsiad mieszkający nieopodal Edmunda. - Ale Leon Hryniewicki jest na swoim. Edmund chciał poszerzyć swój dojazd kosztem działki Leona. Ale żeby to przyszedł i poprosił, by ten odsprzedał mu kawałek działki, to nie. On siłą chciał to wziąć.
Sąsiedzi pamiętają, jak kilka lat temu we wsi wodociąg ciągnęli. Przyłącze chciał też zrobić i Edmund Hryniewicki.
- I wtedy Edmund powiedział, by robotnicy przeciągnęli do niego wodociąg przez działkę Leona - dodaje bliski sąsiad. - Leon się zdenerwował. Jak to tak? Bez pozwolenia przez jego działkę wodociąg prowadzą? Żeby chociaż spytał, czy można?! Leon, by pewnie pozwolił. Najwyżej flaszkę za to razem by wypili.

Za miedzę, za płot

Sytuacja zaogniła się, gdy Edmund wraz z synem Przemkiem postanowili odgrodzić się od posesji Leona i postawić płot. Miał być solidny. Metalowe słupki zamocowano w betonie. Naciągnięto siatkę.
- Odgrodziliśmy się z każdej strony na własny koszt - mówi Teresa Hryniewicka, żona Edmunda. - Sąsiedzi powinni to docenić. My wykładaliśmy pieniądze na ogrodzenie. My pracowaliśmy przy płotach.
Jednak płot od sąsiada Leona okazał się kolejną kością niezgody pomiędzy i tak już zwaśnionymi Hryniewickimi. Ogrodzenie weszło kilkanaście centymetrów na działkę Leona Hryniewickiego. I znowu się zaczęło. Sprawa trafiła do sądu. Sąd zdecydował, że Edmund i Przemek mają rozebrać płot. Na dodatek Przemek został też obwiniony przez Leona o to, że rzekomo połamał inny drewniany płot oddzielający dojazd Edmunda od działki Leona.
Białostocka Temida w sądzie apelacyjnym po raz kolejny rozpatrywała nabrzmiałe stosunki pomiędzy zwaśnionymi familiami. Przed obliczem sprawiedliwości Hryniewiccy spotkali się we wtorek w ubiegłym tygodniu. Nazajutrz miał zapaść ostateczny wyrok w sprawach o płoty i o miedzę.

Bójka w drodze po krowy

Hryniewiccy jednak postanowili dochodzić sprawiedliwości na swój sposób. Do dantejskich scen doszło na mostku rzeki Białki, tuż za wsią na polnej drodze prowadzącej do wiejskich łąki i pastwisk. W wyniku międzysąsiedzkich porachunków Leon Hryniewicki trafił do szpitala z raną kłutą brzucha, jego brat Jerzy również korzystał z opieki medycznej. Przemek, syn Edmunda trafił do policyjnej izby zatrzymań jako podejrzany o uszkodzenie ciała przy użyciu narzędzi ostrych.
Leon Hryniewicki przeszedł poważną operację. W środę z trudem opowiadał o zajściach z poprzedniego dnia.
- Szedłem z bratem po krowy - opowiada ze szpitalnego łóżka Leon Hryniewicki. - Brat pojechał przodem rowerem. Za nami traktorem jechał po siano sąsiad. Zatrzymał się na moście. Syn sąsiada wyjął kija i uderzył mnie po rękach. Kij się połamał. Wtedy jego siostra mówi: masz widły. I mnie dźgnął.
Leon Hryniewicki zdążył jeszcze zadzwonić na policję. Ta wezwała pogotowie. Lekarze opatrzyli rany i Leona odtransportowali do szpitala. Na oddział chirurgiczny trafił również Jerzy, brat Leona. Jednak ten miał więcej szczęścia. Rany Jerzego okazały się niczym w porównaniu z kłutą raną Leona. Nazajutrz został wypisany ze szpitala do domu. Niechętnie opowiada o zajściu na mostku.
- Ja byłem rowerem, a Leon szedł - opowiada Jerzy, który ma jeszcze rękę na temblaku. - Leon mówi: ty jedź, będziesz gonił krowy, a ja tu zaczekam. Nie zdążyłem dojechać do lasu, a tu słyszę jak Leon woła o pomoc. Zawróciłem. Stary Hryniewicki z nożem zablokował mi dojazd do Leona. Widziałem tylko jak Leon dzwonił na policję. Robił jeszcze uniki przed widłami Przemka. Ale się nie udało. Przemek pchnął go i Leon zwalił się do rowu. Podbiegłem do brata to i mnie chciał ugodzić. Ale odskoczyłem i tylko drasnął mnie po plecach. Jak u Kargulów i Pawlaków. Tylko, że tam darli koszule i bili dzbanki, a tu poszły widły i noże. To nie przelewki, to już nie komedia.
Przemek Hryniewicki idzie w zaparte. Nie przyznaje się do popełnionego czynu.
- Ale został mu postawiony zarzut udziału w bójce z użyciem niebezpiecznych narzędzi - mówi nadkom. Jan Surel, oficer prasowy bielskiej policji. - W zależności od kwalifikacji czynu grozi mu nawet do 10 lat pozbawienia wolności.

Nadział się na widły

Rodzina Edmunda Hryniewickiego jest w szoku. Sami muszą zwozić siano z łąki, bo syn Przemek im nie pomaga. Noc spędził na policyjnej izbie zatrzymań podejrzany o to, że z widłami targnął się na życie familianta, sąsiada zza miedzy. Ale rodzice twierdzą, że Przemek jest niewinny, że to oni sprowokowali bójkę.
- Jechaliśmy traktorem. Mąż, córka, syn i ja - opowiada Teresa Hryniewicka, z drugiej zwaśnionej familii. - Dojeżdżamy do mostku, a tu ci zastępują nam drogę. Leon i Jerzy stanęli z kołkami i nie chcieli nas przepuścić. Krzyczeli na nas, wyzywali. Wtedy nasz syn Przemek zeskoczył z przyczepy, a córka za nim. W tym momencie Leon dźgnął Przemka nożem w rękę. Jerzy Hryniewicki walnął go jeszcze kołkiem. A mąż miał widły i chciał bronić Przemka. Jerzy Hryniewicki zaczął te widły wyrywać. W tym momencie Leon nadział się na nie. Nawet nie potrafię tego dokładnie opisać, bo byłam w szoku widząc nad głową syna taki drąg.

Jak w komedii

W ubiegłym tygodniu temat krwawej bójki pomiędzy Hryniewickimi nie schodził z ust mieszkańców Hryniewicz.
- Im zawsze coś nie pasowało - dodaje sołtys Kolandryk. - Ale Leon nigdy nie zaczepiał. To Edmund i Przemek zawsze pokazywali, co to oni. U nich nikt inny się nie liczy. U nas we wsi mieszkają i prawosławni, i katolicy, ale takich komedii tutaj nie było. A tu taka historia. Ale w tych rodzinach tak już jest. Ich dziadowie się kłócili, kłócili się rodzice. Teraz oni się kłócą. I o co! Jak to w komedii. O miedzę.

Janusz BAKUNOWICZ
Syn sąsiada wyjął kija i uderzył mnie po rękach. Kij się połamał. Wtedy jego siostra mówi: masz widły. I mnie dźgnął - opowiada Leon Hryniewicki.
Posesje skłóconych Hryniewickich wcześniej nie sąsiadowały ze sobą. Sytuacja zmieniła się kilka lat temu, kiedy Leon Hryniewicki kupił działkę w bliskim sąsiedztwie Edmunda.
- Kupiłem na zasadzie "kto da więcej" - opowiada Leon Hryniewicki. - Zresztą kupiłem to od brata stryjecznego. A on ma drogę dojazdową do swojej posesji obok mojej działki. I chyba to się mu nie spodobało, że działka trafiła w moje ręce, a nie w jego.
Sprawy Hryniewickich znane są w całej wsi. Na wokandach sądowych co rusz pojawiają się nazwiska obu Hryniewickich. Powód? Działka i miedza pomiędzy Hryniewickimi.
- Poszło właśnie o ten plac - mówi sąsiad mieszkający nieopodal Edmunda. - Ale Leon Hryniewicki jest na swoim. Edmund chciał poszerzyć swój dojazd kosztem działki Leona. Ale żeby to przyszedł i poprosił, by ten odsprzedał mu kawałek działki, to nie. On siłą chciał to wziąć.
Sąsiedzi pamiętają, jak kilka lat temu we wsi wodociąg ciągnęli. Przyłącze chciał też zrobić i Edmund Hryniewicki.
- I wtedy Edmund powiedział, by robotnicy przeciągnęli do niego wodociąg przez działkę Leona - dodaje bliski sąsiad. - Leon się zdenerwował. Jak to tak? Bez pozwolenia przez jego działkę wodociąg prowadzą? Żeby chociaż spytał, czy można?! Leon, by pewnie pozwolił. Najwyżej flaszkę za to razem by wypili.

Za miedzę, za płot

Sytuacja zaogniła się, gdy Edmund wraz z synem Przemkiem postanowili odgrodzić się od posesji Leona i postawić płot. Miał być solidny. Metalowe słupki zamocowano w betonie. Naciągnięto siatkę.
- Odgrodziliśmy się z każdej strony na własny koszt - mówi Teresa Hryniewicka, żona Edmunda. - Sąsiedzi powinni to docenić. My wykładaliśmy pieniądze na ogrodzenie. My pracowaliśmy przy płotach.
Jednak płot od sąsiada Leona okazał się kolejną kością niezgody pomiędzy i tak już zwaśnionymi Hryniewickimi. Ogrodzenie weszło kilkanaście centymetrów na działkę Leona Hryniewickiego. I znowu się zaczęło. Sprawa trafiła do sądu. Sąd zdecydował, że Edmund i Przemek mają rozebrać płot. Na dodatek Przemek został też obwiniony przez Leona o to, że rzekomo połamał inny drewniany płot oddzielający dojazd Edmunda od działki Leona.
Białostocka Temida w sądzie apelacyjnym po raz kolejny rozpatrywała nabrzmiałe stosunki pomiędzy zwaśnionymi familiami. Przed obliczem sprawiedliwości Hryniewiccy spotkali się we wtorek w ubiegłym tygodniu. Nazajutrz miał zapaść ostateczny wyrok w sprawach o płoty i o miedzę.

Bójka w drodze po krowy

Hryniewiccy jednak postanowili dochodzić sprawiedliwości na swój sposób. Do dantejskich scen doszło na mostku rzeki Białki, tuż za wsią na polnej drodze prowadzącej do wiejskich łąki i pastwisk. W wyniku międzysąsiedzkich porachunków Leon Hryniewicki trafił do szpitala z raną kłutą brzucha, jego brat Jerzy również korzystał z opieki medycznej. Przemek, syn Edmunda trafił do policyjnej izby zatrzymań jako podejrzany o uszkodzenie ciała przy użyciu narzędzi ostrych.
Leon Hryniewicki przeszedł poważną operację. W środę z trudem opowiadał o zajściach z poprzedniego dnia.
- Szedłem z bratem po krowy - opowiada ze szpitalnego łóżka Leon Hryniewicki. - Brat pojechał przodem rowerem. Za nami traktorem jechał po siano sąsiad. Zatrzymał się na moście. Syn sąsiada wyjął kija i uderzył mnie po rękach. Kij się połamał. Wtedy jego siostra mówi: masz widły. I mnie dźgnął.
Leon Hryniewicki zdążył jeszcze zadzwonić na policję. Ta wezwała pogotowie. Lekarze opatrzyli rany i Leona odtransportowali do szpitala. Na oddział chirurgiczny trafił również Jerzy, brat Leona. Jednak ten miał więcej szczęścia. Rany Jerzego okazały się niczym w porównaniu z kłutą raną Leona. Nazajutrz został wypisany ze szpitala do domu. Niechętnie opowiada o zajściu na mostku.
- Ja byłem rowerem, a Leon szedł - opowiada Jerzy, który ma jeszcze rękę na temblaku. - Leon mówi: ty jedź, będziesz gonił krowy, a ja tu zaczekam. Nie zdążyłem dojechać do lasu, a tu słyszę jak Leon woła o pomoc. Zawróciłem. Stary Hryniewicki z nożem zablokował mi dojazd do Leona. Widziałem tylko jak Leon dzwonił na policję. Robił jeszcze uniki przed widłami Przemka. Ale się nie udało. Przemek pchnął go i Leon zwalił się do rowu. Podbiegłem do brata to i mnie chciał ugodzić. Ale odskoczyłem i tylko drasnął mnie po plecach. Jak u Kargulów i Pawlaków. Tylko, że tam darli koszule i bili dzbanki, a tu poszły widły i noże. To nie przelewki, to już nie komedia.
Przemek Hryniewicki idzie w zaparte. Nie przyznaje się do popełnionego czynu.
- Ale został mu postawiony zarzut udziału w bójce z użyciem niebezpiecznych narzędzi - mówi nadkom. Jan Surel, oficer prasowy bielskiej policji. - W zależności od kwalifikacji czynu grozi mu nawet do 10 lat pozbawienia wolności.

Nadział się na widły

Rodzina Edmunda Hryniewickiego jest w szoku. Sami muszą zwozić siano z łąki, bo syn Przemek im nie pomaga. Noc spędził na policyjnej izbie zatrzymań podejrzany o to, że z widłami targnął się na życie familianta, sąsiada zza miedzy. Ale rodzice twierdzą, że Przemek jest niewinny, że to oni sprowokowali bójkę.
- Jechaliśmy traktorem. Mąż, córka, syn i ja - opowiada Teresa Hryniewicka, z drugiej zwaśnionej familii. - Dojeżdżamy do mostku, a tu ci zastępują nam drogę. Leon i Jerzy stanęli z kołkami i nie chcieli nas przepuścić. Krzyczeli na nas, wyzywali. Wtedy nasz syn Przemek zeskoczył z przyczepy, a córka za nim. W tym momencie Leon dźgnął Przemka nożem w rękę. Jerzy Hryniewicki walnął go jeszcze kołkiem. A mąż miał widły i chciał bronić Przemka. Jerzy Hryniewicki zaczął te widły wyrywać. W tym momencie Leon nadział się na nie. Nawet nie potrafię tego dokładnie opisać, bo byłam w szoku widząc nad głową syna taki drąg.

Jak w komedii

W ubiegłym tygodniu temat krwawej bójki pomiędzy Hryniewickimi nie schodził z ust mieszkańców Hryniewicz.
- Im zawsze coś nie pasowało - dodaje sołtys Kolandryk. - Ale Leon nigdy nie zaczepiał. To Edmund i Przemek zawsze pokazywali, co to oni. U nich nikt inny się nie liczy. U nas we wsi mieszkają i prawosławni, i katolicy, ale takich komedii tutaj nie było. A tu taka historia. Ale w tych rodzinach tak już jest. Ich dziadowie się kłócili, kłócili się rodzice. Teraz oni się kłócą. I o co! Jak to w komedii. O miedzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny