Za przetargi byli policjanci trafili za kraty

Białostocka Prokuratura Apelacyjna od 7 lipca prowadzi - na polecenie Prokuratury Krajowej - śledztwo w sprawie korupcji i ustawiania przetargów w KGP. W czasie dwudniowych przesłuchań podejrzani nie przyznali się do stawianych im zarzutów i starali się umniejszyć swoją rolę w całej sprawie. Mimo to prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskami o areszt.

Za kratkami
- Musieliśmy tak postąpić, bo istnieje obawa matactwa. Poza tym podejrzanym grożą wysokie kary za tego typu przestępstwa, przekraczające nawet osiem lat pozbawienia wolności - powiedział Adam Żukowski, naczelnik wydziału do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej w białostockiej Prokuraturze Apelacyjnej.
Sąd przyznał racje prokuraturze.

Trzy wątki
Przedstawione podejrzanym zarzuty dotyczą trzech wątków afery korupcyjnej w Komendzie Głównej Policji: zakupu rumuńskich samochodów aro, przyjmowania korzyści osobistych oraz ustawiania przetargów.
Jeśli chodzi o wozy terenowe aro, to tutaj trzej byli pracownicy KGP usłyszeli zarzut przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy w protokole odbioru 88 aut. Polecenia wydawał oficer, kierownika sekcji transportowej Biura Logistyki KGP, wykonawcami byli sierżant - specjalista w tym biurze i pracownik cywilny. Potwierdzili oni ze wozy są wyposażone zgodnie z umową, podczas gdy tak nie było. Ale dzięki temu, firma pośrednicząca w zakupie (której właściciel jest kojarzony z lewicą), nie musiała płacić kar umownych za opóźnienie czy niedopełnienie warunków umowy.
Zarzuty korupcyjne prokurator postawił tylko obu niższej rangi pracownikom KGP - jednemu trzy, drugiemu cztery: chodziło o przyjmowanie w bezpłatne użytkowanie samochodów od dilerów, korzystanie z niezwykłych promocji na zakup auta a nawet skorzystanie z jednego zaproszenia na imprezę towarzyską.
Trzecia grupa zarzutów dotyczy przekroczenia uprawnień. Podejrzani jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu na samochody dla policji "ukierunkowywali" daną firmę, co do jego warunków.