- Nareszcie mamy dowody i sprawa mogła trafić do Instytutu Pamięci Narodowej - przyznaje Andrzej Radzicki, szef klubu WIR. - Argumenty są bardzo mocne i dziś wiem, że byłemu komendantowi na pewno zostaną przedstawione zarzuty.
- A ja się nie boję wyników tego śledztwa. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Te zarzuty są nieprawdziwe, a wręcz spreparowane - broni się Jan Kulesz. - Nie mogłem inwigilować kleru, bo jako milicjant nie miałem takich uprawnień. Zajmowała się tym Służba Bezpieczeństwa.
Sprzedała mnie moja sekretarka
Prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej są ostrożni w ferowaniu wyroków. - Dostaliśmy materiały. Mamy trzy miesiące na to, czy podjąć decyzję o wszczęciu śledztwa - powiedział Dariusz Olszewski z białostockiego IPN-u.
Oficjalne zawiadomienie trafiło do instytutu w piątek. Czytamy w nim: "Jako przełożony funkcjonariuszy kierował ich działaniami wymierzonymi przeciwko działaczom ZZ "Solidarność" oraz inicjował infiltrację środowiska kleru katolickiego, o czym świadczą zapisy w dokumentach (...). Pan Kulesz wykazywał wiele aktywności (...), aby sprawy o ukaranie przedstawicieli kierownictwa partyjnego były załatwiane w sposób najmniej dla nich dokuczliwy".
Działacze WIR-u twierdzą, że Kulesz stosował własną interpretację przepisów. I tak na przykład za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu partyjny winowajca miał jedynie wpłacić pieniądze na rzecz budowy pomnika władzy ludowej.
- Wiem dzięki komu te informacje wypłynęły na światło dzienne. To moja była sekretarka z czasów, kiedy byłem komendantem w Siemiatyczach. Też była milicjantka - tłumaczy Kulesz.
- A sprawa jest o tyle ciekawa, że chodziło o jej siostrzeńca. To właśnie on został zatrzymany za jazdę pod wpływem alkoholu. To jej zależało na takim załatwieniu sprawy, a ówczesny kodeks był tak skonstruowany, że zezwalał na zamianę kary.
Doradca od niebezpieczeństwa?
- Mamy dokumenty, które własnoręcznie podpisywał Kulesz - mówi Krzysztof Wasilewski z WIR-u. - Wszystkie przekazaliśmy do IPN-u . Dosyć już tej bezkarności. Jak dowódca ZOMO, który walczył jawnie z Solidarnością, może dziś doradzać prawicowemu prezydentowi?
- To właśnie jako szef ZOMO w Białymstoku aktywnie uczestniczył w zwalczaniu strajków ruchu robotniczego Solidarność na terenie całego kraju - dodaje Radzicki.
Więźniowie stanu wojennego podkreślają, że to nie są jedyne przewinienia byłego komendanta. Na razie jednak nie mają ostatecznych dowodów, aby ujawnić inne. - Na wszystko przyjdzie czas - mówią.
Zanim materiały trafiły do IPN-u, zapoznał się z nimi Ryszard Tur, prezydent miasta. Zdania na temat swego doradcy widocznie nie zmienił. - Poprosił o wyjaśnienia i takie otrzymał od Jana Kulesza - mówi Tomasz Ćwikowski, rzecznik Urzędu Miejskiego. - W tym tygodniu wystosujemy pisemną odpowiedź do klubu WIR. Prezydent również osobiście wystąpi do IPN-u o wyjaśnienia dotyczące swego pracownika.
Związki nie odwołały
Kim jest Jan Kulesz
Ma 53 lata, w tym 31 lat służby zarówno w milicji, jak i policji. Za czasów milicji pełnił funkcje kierownicze w jednostkach w Sokółce i Siemiatyczach. Był szefem ZOMO. Po 1990 roku był naczelnikiem wydziału Prewencji w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, potem szefem ośrodka szkolenia. W latach 1998 - 2002 był komendantem wojewódzkim.
Odszedł na emeryturę po tym, jak "Poranny" ujawnił aferę 17 x 5 - policyjne fałszowanie statystyk. Od 1 października 2004 roku jest doradcą prezydenta do spraw bezpieczeństwa.
RASTER
Czekają na informacje
Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych zapowiada, że będzie rozliczać wszystkich, którzy mają na sumieniu nękanie podziemia, kleru i Solidarności w latach 80. Przedstawiciele związku proszą wszystkich, którzy mają dokumenty, informacje na temat osób, które w czasach komunizmu działały przeciwko polskiemu narodowi.
Telefon (085) 732 99 33. Klub mieści się przy ulicy Słonimskiej 2, dyżury w środy w godzinach 16 - 18.
Przypomnijmy, że przed rokiem związki zawodowe Komendy Miejskiej Policji domagały się odwołania ze stanowiska doradcy prezydenta do spraw bezpieczeństwa Jana Kulesza. Najpoważniejszy zarzut sprzed roku to oczywiście afera 17 x 5, którą ujawnił "Poranny". Kiedy szefem podlaskich policjantów był Jan Kulesz w największych miastach Polski prowadzony był program zwalczania przestępczości. Okazało się, że na Podlasiu fałszowano statystyki, bo na ich podstawie komendy były rozliczane. Bywało tak, że przestępstwa bagatelizowano, a policjanci odmawiali przyjmowania zawiadomień o pobiciu, kradzieży.
- Może teraz, kiedy sprawa jest już w IPN-nie dopniemy swego - mówi z przekonaniem Grzegorz Oniszczuk, przewodniczący Związków Zawodowych Policji w Komendzie Miejskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?